– Ona zabiła swojego teścia, więc nikt z rodziny nigdy jej nie odwiedził, nie płacą też rachunków za szpital. Dlatego pracuje jako salowa, na dodatek codziennie wkłada kalosze i zasuwa w jadalni.
Miałam wrażenie, że lubi pracować. Kiedy się krzątała, wyglądała na zadowoloną.
– Tylko w ten sposób może zarobić tyle, żeby wystarczyło jej na życie – dodała inna pacjentka z szyderczym uśmieszkiem. – Nie stać jej nawet na mydło ani papier toaletowy. Zawsze zabiera ze sobą kwadracik papieru, ale kiedy kuca, chowa go do kieszeni.
Zauważyłam, że ktoś stoi twarzą do ściany – była to ta dziewica. Podeszłam do niej i stanęłam obok. Patrzyła na swoje stopy i nie odwróciła się w moją stronę. Ktoś powiedział: „Znowu ma karę, bo wariuje i opowiada, że kierownik personelu jest jej mężem”.
Jedną z kobiet wezwano do biura. Słyszałam, jak wychowawca ją wypytuje: „Ukradłaś coś pacjentowi na odwyku. Co to było?” Po chwili usłyszałam, jak ona powtarza raz po raz: „Pikle, jabłka, banany, jabłka, pikle”.
W końcu nadszedł dzień zwolnienia mnie z ośrodka. Podziękowałam wszystkim i poprosiłam ojca, żeby dał lekarzom sto juanów. „Proszę wydać te pieniądze na potrzeby mojej salowej, chciałam podziękować jej za pomoc”.
Za drugim razem, gdy ojciec zawiózł mnie do kliniki, byłam łysa, miałam rozwalone oko i byłam obrzydliwie chuda. Ledwie poznawałam samą siebie. Któż by się spodziewał, że gdy zbliżę się do wielkich, zamkniętych drzwi oddziału, jakaś kobieta zawoła mnie po imieniu i krzyknie: „Wróciła! Wróciła! Tym razem straciła wszystkie włosy!”
Po raz drugi ojciec powiedział lekarzom:
– Moja córka to dobre dziecko, tylko trochę uparte. To nasza wina, i jesteśmy gotowi za to zapłacić.
– Bardzo nas poruszyły słowa twojego ojca – oświadczyła lekarka. – Chciałabym, żebyś się nad nimi zastanowiła.
Wysłali mnie na testy na HIV i syfilis. Potem dali mi jakieś lekarstwa – nie te same, co za pierwszym razem. Chcieli spróbować innej terapii.
– Tym razem musimy pozwolić ci trochę pocierpieć – powiedzieli. – Inaczej nigdy się nie zmienisz.
Codziennie zażywałam garść małych żółtych, różowych albo białych pigułek. Powodowały, że nie chciało mi się spać i było mi gorąco. Chodziłam tam i z powrotem po pokoju, czasem bez przerwy gadałam do siebie, byłam oszołomiona, miałam zawroty głowy i zataczałam się. Pewnej nocy do mojego pokoju wkradła się jakaś pacjentka. „Jeśli chcesz prędko stąd wyjść, nie bierz więcej tych żółtych pigułek” – ostrzegła. Zanim podniosłam głowę, już jej nie było, ale nastraszyła mnie. Wypłakałam się, po czym postanowiłam przestać brać żółte pigułki. „Nie chcę brać tych żółtych” – powiedziałam lekarzowi.
Po atakach astmy, koszmarach i okresie pozbywania się wszystkich możliwych wydzielin zaczęło mi się poprawiać. Tym razem pracowałam razem z innymi; jakaś pacjentka nauczyła mnie grać w karty. Zaczęłam tęsknić za matką. Tęskniłam za jej gotowaniem, za wszystkim. Codziennie śpiewałam z innymi piosenki wypisane na tablicy. Ale wciąż nie mogłam przełknąć tutejszego jedzenia. Bez grama tłuszczu i rozgotowane na miazgę, przypominało mi wikt w tamtym więzieniu na północnym wschodzie, gdzie trafiłam za młodu.
Raz na miesiąc dostawaliśmy czerwone mięso, co było prawdziwym wydarzeniem dla wszystkich. Tego też nie mogłam przełknąć. Ktoś spytał:
– Jak to, nie jesz mięsa?
Usłyszała to moja lekarka. Moja lekarka była szanghajką, bardzo piękną i modnie ubraną intelektualistką.
– Czemu nie jesz mięsa? – spytała.
– Boli mnie żołądek. Naprawdę, mdli mnie – odparłam.
– Za kogo ty się uważasz? Życzę sobie, żebyś to zjadła.
– Wątpię, czy uda mi się to przełknąć. Mówię szczerze.
– Chcesz stąd wyjść jak najszybciej, prawda?
– Chcę.
– Więc jedz. Jesteś taka sama jak wszyscy pacjenci, pamiętaj o tym.
– Nie będę tego jeść – oznajmiłam.
– W porządku, wezwę twojego ojca. Zobaczymy, czy wtedy zjesz.
Na jej oczach zjadłam kawałek mięsa. Patrzyła, jak je zwracam, płacząc, kęs po kęsie.
– Nie różnisz się niczym od innych i nie chcę widzieć, jak marnujesz jedzenie. Pamiętasz te pieniądze, które zostawiłaś dla salowej zeszłym razem? Skonfiskowaliśmy je. Nie jesteś nikim wyjątkowym, a twój postępek w rezultacie jej zaszkodził, ponieważ już nie może być salową. Nie mamy pewności, czy nie zrobiła dla ciebie czegoś, czego nie powinna. Miej to na uwadze.
Jedna z pacjentek dostała jakiejś infekcji skórnej i nie mogła pracować z nami. Siedziała sama na stołku i obserwowała, jak pracujemy. Kiedy przechodziłam obok, spytała:
– Gdzie pracowałaś, zanim tu trafiłaś?
– Co? Jak to gdzie pracowałam? A ty gdzie pracowałaś?
– W dyskotece JJ.
Spojrzała na mnie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na chorą, ale miała zwyczaj kołysania się w przód i w tył i wiecznego powłóczenia nogami.
Kiedy policyjna furgonetka przywiozła do kliniki całą grupę narkomanów, atmosfera się nieco ożywiła. Wszystkich osadzono tu przymusowo. Jeden z nich raz rzucił mi: „Masz świetne żyły. Założę się, że nie masz z tym problemów. Wtykasz igłę – i natychmiastowa rozkosz”. Do mojego pokoju wprowadziły się dwie nowe dziewczyny, szanghajki, prosto z Japonii. Ciągle śpiewały japońskie piosenki. Zbliżał się Nowy Rok; pewnego dnia zabrali nas autokarem na Pudong [12]. Kiedy wróciliśmy, ktoś powiedział: „Wiesz co? Życie na wolności wygląda całkiem nieźle!”
W Boże Narodzenie urządziliśmy przyjęcie. Pewna pacjentka podjadła trochę mojej czekolady i zaczęła śpiewać. Była jedyną wśród nas noszącą okulary. Śpiewała kolędy, te same, które słyszy się w wykonaniu chórów. Miała piękny sopran, jej głos naturalny mieszał się w swobodny sposób z falsetowym. Kiedy skończyła, spytałam ją:
– Gdzie się nauczyłaś tych piosenek?
– Jestem nauczycielką.
– Jak tu trafiłaś?
– Zabiłam męża.
– Dlaczego?
– Mój stary był taki malutki – jedno małe ściśnięcie, i już nie żył…
Po wypowiedzeniu tych słów jej twarz zachowała ten sam, idealnie spokojny wyraz.
Zaczęłam nienawidzić samej siebie. Przysięgłam, że nigdy już nie zapytam innej pacjentki, czemu znalazła się w klinice.
Melodia, którą śpiewaliśmy chórem tego dnia, była króciutką piosenką miłosną. Kilkadziesiąt starych kobiet zawodziło:
Pozwól mi myśleć o tobie, myśleć o tobie, Myśleć o tobie ostatni raz. Jutro kto inny pojmie mnie za żonę, Lecz w głębi duszy wciąż myślę o tobie.
Śpiewały bardzo starannie i prawie bez emocji, ale brzmiało to naprawdę wzruszająco. Piosenka poruszyła we mnie czułą strunę. Od dawna nie byłam tak wzruszona – na powrót odnalazłam swoje serce.
Potem wiele razy słyszałam ten przebój i dowiedziałam się, że ma tytuł Słowa z głębi serca. Za każdym razem utwór ten całkowicie mnie pochłaniał – tak że przerywałam wszystko, co akurat robiłam, i słuchałam aż do końca. Przypominał mi, skąd przychodzę.
Następnego dnia po Bożym Narodzeniu obudziłam się wcześnie rano. Moja salowa weszła do pokoju, żeby zabrać talerze, i powiedziała:
– Takie dobre pierożki, czemu nie zjadłaś?
Codziennie zadawała mi takie pytania, a ja zawsze odpowiadałam tak samo:
– Już tego nie zjem, może ty zjedz?
Jej dzisiejsza odpowiedź ograniczyła się do zabrania i wyniesienia talerzy. Wkrótce wróciła z mopem i zaczęła myć podłogę. Nagle oparła się o ścianę, a z jej ust wydobył się pęcherzyk śliny. Bojąc się odezwać, jednym okiem obserwowałam ją, a drugim spoglądałam w stronę grzejnika, bojąc się, że podniesie go i rzuci we mnie. W tym momencie przeszła korytarzem pielęgniarka.
Читать дальше