Joanne Harris - Czekolada

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - Czekolada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czekolada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czekolada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Do małej mieściny na francuskiej prowincji, gdzie czas się zatrzymał, przyjeżdża tajemnicza młoda i piękna kobieta z córeczką. Mieszkańcy Lansquenet ze zdumieniem obserwują, jak Vianne z Anouk odnawiają starą piekarnię na rynku, by urządzić tam sklep z czekoladą. W dniu otwarcia właścicielka ofiarowuje zaglądającym do niej ciekawskim takie słodycze, jakie każdy z nich lubi najbardziej, jak gdyby znała ich najskrytsze myśli i pragnienia. Czyżby ta dziwna kobieta była czarownicą?
Dla wielu mieszkańców miasteczka przyjazd Vianne jest prawdziwym darem losu, ale są i tacy, którzy zrobią wszystko, by opuściła Lansquenet. Zbliża się Wielkanoc i Vianne zamierza urządzić dla dzieci "festiwal czekolady", lecz jej wrogowie za wszelką ceną chcą jej w tym przeszkodzić…

Czekolada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czekolada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uśmiechnęłam się, widząc jego powagę,

– Powiedziałabym, że pan się nasłuchał Armande. I powiedziałabym, że ma pan prawo do swoich wierzeń, jeżeli mogą pana uszczęśliwić.

– Och! – Spojrzał na mnie ostrożnie, jak gdyby miały mi wyrosnąć rogi. – A w co… jeżeli to pytanie nie jest impertynencją… w co pani wierzy?

– W latające dywany, runy, czary. W Ali Babę, podróże po gwiazdach i wróżenie z fusów w kieliszku czerwonego wina…

Floryda? Disneyland? Everglades? Więc jak, cherie? Co ty na to, hein?

Budda, wyprawa Frodo do Mordor, przeistoczenie Sakramentu, Doro i Toto. Królik Wielkanocny. Istoty z kosmosu. Coś w szafie. Zmartwychwstanie i życie na odkrytej karcie… W to wszystko wierzyłam w takim czy innym czasie. Czy też udawałam, że wierzę. Czy też udawałam, że nie wierzę.

A teraz? W co ja wierzę teraz?

– Wierzę, że ważne jest tylko, żeby żyć szczęśliwie -mówię wreszcie Guillaume'owi.

Szczęście. Proste jak szklanka, jak czekolada albo też kręte jak ścieżki serca. Gorzkie. Słodkie. Żywe.

Po południu przyszła Josephine. Anouk właśnie wróciła ze szkoły i prawie zaraz – w czerwonej kurtce z kapturem – pobiegła do Les Marauds, żeby tam się pobawić, ale tylko dopóki – pamiętaj! – deszcz nie zacznie padać. Ostry zapach świeżo narąbanego drewna słał się nisko przy węgłach budynków. Josephine była w płaszczu zapiętym pod szyją, w czerwonym berecie, nowy czerwony szalik trzepotał wokół jej twarzy, kiedy wkroczyła z wyzywającą miną, z rumianymi policzkami i oczami roziskrzonymi od wiatru; efektowna, pewna siebie, promienna kobieta. Ale to złudzenie prysło. Znów stała się sobą. Wepchnęła ręce do kieszeni i wysunęła głowę, jak gdyby do odparcia jakiegoś niewiadomego napastnika. Zdjęła beret, odsłaniając bardzo potargane włosy i krwawą pręgę na czole. Patrzyła na mnie przerażona i zarazem w uniesieniu.

– Zrobiłam to – oznajmiła. -Yianne, zrobiłam to.

Przez jedną straszną chwilę myślałam, że zamordowała męża. Tak wyglądała – te jakieś szalone samozatracenia -wargi rozciągnięte, zęby obnażone, jak gdyby skosztowała kwaśnego owocu. Lęk bił od niej raz gorącymi, raz zimnymi falami.

– Odeszłam od Paula – powiedziała. – W końcu to zrobiłam.

Oczy miała jak noże. Po raz pierwszy zobaczyłam Josephine taką, jaka była dziesięć lat temu, zanim Paul-

– Marie Muscat zgasił ją, uczynił z niej niezdarę. Bała się obłędnie, ale pod tym obłędem zobaczyłam zdrowy rozum, który normuje temperaturę serca.

– On już wie? – zapytałam, pomagając jej zdjąć płaszcz. Kieszenie były ciężkie. Ale, pomyślałam, to nie biżuteria.

Potrząsnęła głową.

– Wysłał mnie po zakupy. – Zachłysnęła się. – Zabrakło nam pizz do mikrofalówki. Kazał kupić. – Uśmiechnęła się prawie dziecięco psotnie. -Wzięłam trochę z pieniędzy na dom. Trzymał je w puszce po biskwitach pod barem. Dziewięćset franków. – Bez płaszcza stała teraz w czerwonym swetrze i czarnej plisowanej spódnicy. Dotychczas zawsze widywałam ją w dżinsach. Spojrzała na zegarek. – Poproszę o chocolat espresso i dużą torbę migdałów. – Położyła pieniądze na ladzie. – Akurat zdążę wypić przed odjazdem autobusu.

– Autobusu? – zaintrygowała mnie. – Dokąd?

– Do Agen – odpowiedziała, uparta i już w defensywie.

– A potem nie wiem. Do Marsylii może. Byle jak najdalej od niego. – Spojrzała na mnie podejrzliwie i ze zdumieniem. – Tylko Yianne, niech pani nie mówi, że nie powinnam. Ja właśnie dzięki pani… Mnie by to nigdy na myśl nie przyszło, gdyby pani mi tego nie podsunęła.

– Wiem, ale…

Jej słowa zabrzmiały jak oskarżenie.

– Pani mi powiedziała, że jestem wolna.

To fakt. Wolna, żeby uciec, wolna, żeby wyruszyć w świat na jedno słowo właściwie nieznajomej, odciąć się i jak balon polecieć ze zmiennym wiatrem. Lęk nagle lodem ściął mi serce. Czy to jest cena, za jaką mogę pozostać tutaj? Ona ma stąd wyjechać zamiast mnie? I co rzeczywiście dałam jej do wyboru?

– Ale była pani pewna jutra – wykrztusiłam z trudem, widząc w jej twarzy twarz mojej matki. Rezygnacja z pewności jutra za trochę wiedzy poznawczej, mignięcie oceanu… a później? Wiatr zawsze nas przynosi z powrotem do stóp tego samego muru. Nowojorska taksówka. Ciemny zaułek. Srogi mróz.

– Nie można tak po prostu uciec od wszystkiego – zaczęłam. – Ja wiem, próbowałam.

– No, w Lansquenet nie mogę zostać! – Krzyknęła bliska płaczu. – Nie przy nim. Już nie! Już nie!

– Pamiętam, myśmy tak żyły. Wciąż w drodze. Wciąż uciekałyśmy.

Josephine też ma swojego Człowieka w Czerni. Potrafię go widzieć jej oczami. Też jest władczy, przeraża, obezwładnia swym głosem nieznoszącym sprzeciwu, swoją pozorną logiką zmusza do posłuszeństwa. Ale uciekać ze strachu przed nim, uciekać z rozpaczą i nadzieją tylko po to, by stwierdzić, że przez cały czas nosi się go w sobie… W końcu moja matka pojęła to. Widziała go na każdym ulicznym rogu, w fusach na dnie każdej filiżanki. Uśmiechał się do niej z plakatów, obserwował ją znad kierownicy sportowego samochodu. Zbliżała się coraz bardziej z każdym uderzeniem jej serca.

– Zacznij uciekać, a będziesz uciekać zawsze – powiedziałam gwałtownie. – Niech pani zostanie u mnie. I razem powalczymy.

Patrzyła na mnie.

– U pani? – zapytała zdumiona prawie komicznie.

– Czemuż by nie? Mam wolny pokój, łóżko polowe. -Już protestowała, potrząsając głową, ale powstrzymałam się, żeby chwycić ją za ramiona, zmusić, by została. Wiedziałam, że i bez tego ją zatrzymam. – Tylko na jakiś czas, dopóki pani nie znajdzie innego miejsca, posady…

Roześmiała się histerycznie.

– Posady? A co ja umiem? Poza tym, że sprzątam… gotuję i myję popielniczki… nalewam piwo i kopię w ogrodzie, i leżę pod moim m-mężem w każdą noc z pią-piątku na sobotę. – Śmiała się, niemal się dławiąc, teraz trzymała się za brzuch.

Sięgnęłam po jej rękę.

– Josephine. Mówię poważnie. Znajdziesz coś. Nie trzeba…

– Powinna pani czasami go zobaczyć. – Jeszcze się śmiała, każde jej słowo było jak gorzki pocisk, głos dźwię-czał z nienawiści do samej siebie. -Wieprz w rui. Włochaty, tłusty wieprz. – I już płakała, choć przed chwilą się śmiała. Zaciskała powieki, przyciskała dłonie do policzków, jak gdyby usiłowała nie dopuścić do jakiejś wewnętrznej eksplozji.

Czekałam.

– A kiedy już jest po wszystkim, on odwraca się i słyszę chrapanie, i rano usiłuję… – skrzywiła się z wysiłkiem, kontynuując – usiłuję… wytrzepać… jego zaduch z pościeli i ciągle myślę: Co się ze mną stało? Z Josephine Bonnet? Tak dobrze się uczyłam w szkole, tak pragnęłam być t-tancerką…

Odwróciła się do mnie nagle uspokojona, chociaż jeszcze rozpalona.

– Głupia jestem, ale kiedyś myślałam, że na pewno gdzieś zaszła pomyłka i któregoś dnia ktoś przyjdzie i powie mi, że to się nie dzieje naprawdę, że to wszystko tylko się śni jakiejś innej kobiecie, że nic z tego nigdy nie mogłoby stać się mnie…

Wzięłam ją za drżącą, zimną rękę. Jeden paznokieć miała naderwany, krew zaschniętą na dłoni.

– Dziwna rzecz, próbuję sobie przypomnieć, jakie to musiało być uczucie kochać go, ale nic takiego nie ma. Pamiętam wszystko inne… pierwszy raz, kiedy mnie uderzył, och, pamiętam… A wydawałoby się, że nawet o Pau-lu-Marie powinno być coś miłego do wspominania. Coś, co by było usprawiedliwieniem tej poniewierki, tego całego zmarnowanego czasu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czekolada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czekolada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanne Harris - Blackberry Wine
Joanne Harris
Joanne Harris - W Tańcu
Joanne Harris
Joanne Harris - Runas
Joanne Harris
Joanne Harris - Zapatos de caramelo
Joanne Harris
Joanne Harris - Chocolat
Joanne Harris
Joanne Harris - Jeżynowe Wino
Joanne Harris
Joanne Harris - Runemarks
Joanne Harris
Joanne Harris - Holy Fools
Joanne Harris
Joanne Harris - Sleep, Pale Sister
Joanne Harris
Joanne Sefton - Joanne Sefton Book 2
Joanne Sefton
Отзывы о книге «Czekolada»

Обсуждение, отзывы о книге «Czekolada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x