Usiedli. Mówiła Rolly. Bulstrode'a interesował wiek manuskryptu oraz pochodzenie Churchilla, w którego okładkach go znaleźli. Podała mu te szczegóły w lakonicznej formie i – o ile Crosetti mógł to ocenić precyzyjnie. Rozglądał się po gabinecie, pomieszczeniu niewiele większym od łazienki, z jednym zakurzonym oknem od strony Amsterdam Avenue. Oszklona szafka na książki, z zapełnioną tylko jedną półką, poza tym sterty niedbale rzuconych papierów. Prócz tego dwa
drewniane fotele (na których siedzieli z Rolly), standardowe drewniane biurko, mocno podniszczone, na nim stosy papierzysk i gazet oraz duże oprawione zdjęcie, którego Crosetti nie mógł zobaczyć, choć wiercił się i wyciągał szyję, starając się jednak nie naruszyć zasad dobrego wychowania.
– To bardzo interesujące, panno Rolly – mówił właśnie uczony. – Czy mógłbym obejrzeć te dokumenty?
Spojrzeli oboje na Crosettiego, a jemu serce zamarło jak człowiekowi, któremu nieznany lekarz każe się rozebrać i włożyć szpitalną koszulę. Te papiery należały do niego, a teraz ktoś obcy, ktoś, kogo nie znał, miał je wziąć z jego rąk, aby stwierdzić, że są autentyczne, albo odrzucić jako fałszerstwo. Oczy Bulstrode'a za grubymi szkłami były chciwe, właściwie obłąkane, oczy Rolly zaś, puste niebieskie pola, nie wyrażały więcej uczucia niż samo niebo. Musiał zwalczyć w sobie pokusę, by nie złapać koperty i nie uciec. Zamiast tego wyciągnął tylko list Bracegirdle'a do żony. Łatwo było odróżnić dotykiem te kartki od reszty papierów. Zobaczmy, co ten świr ma do powiedzenia o liście, zanim pokażemy mu zaszyfrowany tekst, pomyślał Crosetti.
Zagłębił się w fotel, a tymczasem Bulstrode wziął list i rozpostarł kartki na swym biurku. To strach kazał Crosettiemu wręczyć je profesorowi, paniczny lęk, że okaże się w oczach tej przeklętej kobiety jeszcze większym głupcem niż dotychczas. Wiedział, że nigdy nie wyrzuci ze swej pamięci hańby towarzyszącej tamtej chwili, że do końca życia będzie nosił ten obraz, że będzie się on pojawiał nieoczekiwanie, aby niweczyć radość i pogłębiać depresję. I inny obraz dziewczyny zamkniętej w piwnicy, nasłuchującej kroków swego dręczyciela. I nigdy nie pomoże jej swoją miłością, to też spieprzył. Jesteś dupkiem, Crosetti, kompletnym idiotą…
– Czy potrafi pan to odczytać, panie profesorze?
To Rolly; dźwięk jej głosu wyrwał Crosettiego z błogiej krainy samobiczowania. Bulstrode odchrząknął głośno i powiedział:
– Ach, tak, oczywiście. Styl jest ciężki, ale treść jasna. Myślę, że ten człowiek
dużo pisał. Nie miał wykształcenia, jak sądzę, nie uczęszczał na uniwersytet, ale
był piśmienny. Może pełnił jakąś funkcję urzędniczą? To znaczy wcześniej.
Bulstrode wrócił do lektury. Minuty mijały, upłynęło może pół godziny, które wydały się Crosettiemu czasem spędzonym w fotelu dentystycznym. W końcu profesor wyprostował się i oznajmił:
– No tak, ogólnie rzecz biorąc, mamy tu bardzo interesujący i wartościowy dokument. Wskazał kartki. Jest to najwyraźniej ostatni list człowieka nazwiskiem Richard Bracegirdle, który dwudziestego trzeciego października tysiąc sześćset czterdziestego drugiego roku odniósł rany w bitwie pod Edgehill, pierwszej wielkiej bitwie angielskiej wojny domowej. Pisze ten list, jak się wydaje, z Banbury, miasta znajdującego się w pobliżu pola bitwy.
– A co z Szekspirem? – zapytał Crosetti.
Bulstrode spojrzał na niego pytająco i zamrugał zza grubych szkieł.
– Słucham? Sądzi pan, że są tu jakieś wzmianki o Szekspirze?
– No tak! Ten facet pisze, że szpiegował Szekspira. Że ma rękopis jednej z jego sztuk, więcej że to on mu zlecił napisanie tej sztuki dla króla. To jest tu, na stronie z podpisem.
– Ach, tak. Panie Crosetti, zapewniam, że nie ma tam niczego takiego. Stare pismo może być bardzo mylące dla… hm… amatora i ludzie dostrzegają mnóstwo różnych znaczeń, które w rzeczywistości nie istnieją. To jak doszukiwanie się różnych kształtów i obrazów w chmurach.
– Nie, proszę spojrzeć, to jest tutaj powiedział Crosetti. Wstał z fotela i obszedł biurko. Wziął rękopis i wskazując odpowiednie miejsce, powiedział: – Mówię o tym fragmencie. Tu jest napisane: Opowiadają one prawie wszystko o lordzie D., jego intrydze i naszym szpiegowaniu utajonego papisty Shaxpure'a. Za takiego go przynajmniej mieliśmy, chociaż dziś jestem tego mniej pewny. W tym względzie i zawiłościach życia był Nikim. Ale pewnym jest, że napisał o M. Szkockiej dramę, którą w imieniu Króla u niego zamówiłem. Dziwne mi się wydaje, że chociaż nie żyje i on takoż, to jednak jego drama pozostaje żywą, napisana jego własną ręką, i spoczywa tam, gdzie tylko ja wiem, i tam może pozostać na wieki.
Bulstrode poprawił okulary i zakasłał sucho. Sięgnął po lupę, którą posługiwał się wcześniej, i przyłożył ją do wskazanego fragmentu.
– Muszę przyznać, że ma pan wyobraźnię, panie Crosetti, ale tu pan się my
li. W rzeczywistości brzmi to tak: „Opowiadają one prawie wszystko o lordzie D.,
jego intrydze i naszym okradaniu utajonym jurysty Stanpure'a”. Człowiek ten musiał być jakimś pośrednikiem tego lorda D. Dalej natomiast: „Za bogatego go przynajmniej mieliśmy, chociaż dziś jestem tego mniej pewny. W tym względzie i zbrodniczościach życia był Nikim”. A potem pisze: „jego dobra pozostają skryte, zakopane jego własną ręką”. W każdym razie ten człowiek najwidoczniej umierał i kiedy to pisał, był w fatalnym stanie ducha. Przeskakuje z tematu na temat. Właściwie większa część tego, co tu pisze, może być czystą fantazją związaną z jego życiem i snutą w delirium. Ale dokument jest dość interesujący sam w sobie, bez napomknień o Szekspirze.
– A o czym jeszcze jest mowa?
– Ach, jest tu całkiem żywy opis bitwy, a takie rzeczy są zawsze interesujące dla historyków wojskowości. I najwyraźniej służył we wczesnym okresie wojny trzydziestoletniej. Był pod Białą Górą, pod Lützen i Breitenfeld, choć na ten temat nie ma tu żadnych szczegółów. Szkoda. Wygląda na to, że był zawodowym artylerzystą i wyszkolonym odlewnikiem. Twierdzi też, że odbył podróż do Nowego Świata i że jego statek rozbił się w pobliżu Bermudów. Bardzo ciekawy dokument o życiu w osiemnastym wieku, nawet o życiu niezwykłym, potencjalnie wielkiej wartości dla pewnej wąskiej dziedziny studiów, choć podejrzewam, że autor miał w sobie coś z Münchhausena. Ale obawiam się, że nie ma tu nic o Szekspirze. – Umilkł. Ołowiana cisza trwała dobre pół minuty, zanim dodał: – Chętnie kupiłbym to od pana, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.
Crosetti spojrzał na Carolyn, która przybrała obojętny wyraz twarzy. Przełknął ślinę i zapytał:
– Za ile?
– Och, myślę, że za manuskrypt z epoki króla Jakuba… powiedzmy, trzydzieści pięć będzie dobrą ceną.
– Trzydzieści pięć dolarów?
Pobłażliwy uśmiech.
– Setek, oczywiście. Trzy i pół tysiąca. Mogę panu od razu wypisać czek.
Crosetti poczuł ucisk w żołądku, na czoło wystąpił mu perlisty pot. To byłby błąd. Nie miał pojęcia, skąd to wie, ale wiedział. Jego ojciec mówił w takich przypadkach o instynkcie, choć zawsze nazywał go swoim „nosem” – posługiwał się
nim, kiedy znalazł się w sytuacji zagrożenia. I teraz nos podyktował Crosettiemu, co ma powiedzieć.
– Ach, nie, dziękuję. Myślę, że zasięgnę jeszcze innej opinii. To znaczy po
przetłumaczeniu. Proszę się nie obrazić, panie profesorze, ale chciałbym wykluczyć ewentualność, że… – Wykonał nieokreślony gest. Ponieważ przez cały czas stał, mógł bez trudu zebrać kartki z biurka i z powrotem zawinąć je w papier.
Читать дальше