– Co takiego możesz mi zrobić, czego jeszcze nie zrobiłeś? – zapytał król. – Została mi tylko śmierć, ale nawet jej mi odmawiasz.
Garbus pochylił się tak blisko w stronę króla, że zetknęły się ich nosy.
– Zapamiętaj sobie raz na zawsze – są śmierci lekkie i bardzo ciężkie. Mogę sprawić, że odejdziesz tak lekko, jakbyś zapadł w popołudniową drzemkę, albo będziesz umierał tak długo i boleśnie, jak pozwoli na to twoje zwiędnięte ciało i kruche kości. Nigdy o tym nie zapomnij.
Garbus odwrócił się i podszedł do ściany za tronem. W blasku pochodni poruszył się lekko gobelin ze sceną z polowania, a król został w sali tronowej sam. Podszedł do wnęki, raz jeszcze otworzył księgę i przez długi czas wpatrywał się w jej strony, po czym zamknął ją i wyszedł przez drzwi pod galerią. David został sam. Czekał na powrót strażników, lecz nie pojawili się. Kiedy minęło pięć minut i w sali nadal panowała cisza, zszedł po schodach i przeszedł cicho po kamiennej podłodze do miejsca, gdzie leżała księga.
To o niej mówili Leśniczy i Roland. „Księga rzeczy utraconych”. A jednak Garbus oświadczył, że nie ma ona żadnej wartości, mimo że król cenił ją bardziej od korony. Może Garbus się mylił, pomyślał David. Może po prostu nie rozumiał tego, co jest zawarte na jej stronach.
Wyciągnął rękę i otworzył księgę.
O „Księdze rzeczy utraconych”
Na pierwszej otwartej przez Davida stronie znajdował się narysowany ręką dziecka rysunek przedstawiający duży dom. Były tam też drzewa, ogród i wysokie okna. Na niebie świeciło uśmiechnięte słońce, a przy drzwiach wejściowych stali, trzymając się za ręce, mężczyzna, kobieta i chłopiec. David przewrócił kartkę i znalazł kupon kontrolny biletu na przedstawienie w londyńskim teatrze. Pod nim dziecinna ręka napisała: „Moja pierwsza sztuka!” Obok przyklejono pocztówkę z widokiem nadmorskiego mola. Była bardzo stara i bardziej brązowo-biała niż czarno-biała. David przerzucił kolejne kartki. Znalazł zasuszone kwiaty i kłębek psiej sierści („Lucky, dobry pies”) oraz zdjęcia, rysunki, kawałek materiału z kobiecej sukienki i zerwany łańcuszek, pomalowany co prawda na złoto, lecz tak naprawdę zrobiony ze zwykłego metalu. Była tam też kartka wyrwana z innej książki, przedstawiająca rycerza zabijającego smoka, oraz wiersz o kocie i myszy napisany ręką chłopca. Wiersz nie był zbyt dobry, ale przynajmniej się rymował.
David nic nie rozumiał. Wszystkie te rzeczy należały do jego świata, nie do tego. Były pamiątkami z życia, które przypominało jego własne. Przerzucał kartki dalej, aż w końcu dotarł do kilku pamiętnikowych zapisków. Większość z nich była bardzo krótka – opisy dni spędzonych w szkole, wycieczek nad morze, a nawet odkrycia wyjątkowo dużego i włochatego pająka w pajęczynie w ogrodzie. Wraz z upływem czasu ich ton ulegał zmianie; zapisy stawały się dłuższe i bardziej szczegółowe, lecz jednocześnie pełno w nich było goryczy i złości. Opowiadały o pojawieniu się w rodzinie małej dziewczynki, przybranej siostry i o gniewie chłopca, który nie mógł znieść, że poświęca się jej aż tyle uwagi. Był też żal i tęsknota za czasami, kiedy „byliśmy tylko we trójkę: ja, mama i tato”. David poczuł, że chłopiec jest mu dziwnie bliski, lecz jego zapiski wzbudziły w nim również niechęć. Jego gniew na dziewczynkę i rodziców za wprowadzenie jej do jego świata był tak ogromny, że graniczył z czystą nienawiścią.
„Zrobiłbym wszystko, żeby się jej pozbyć”, głosił jeden wpis. „Oddałbym wszystkie moje zabawki i każdą książkę, którą posiadam. Oddałbym nawet moje oszczędności. Do końca życia codziennie zamiatałbym podłogę. Sprzedałbym własną duszę, żeby tylko sobie POSZŁA!!!”
Ostatni wpis był najkrótszy. Głosił jedynie: „Zdecydowałem. Zrobię to”.
Na ostatniej stronie widniało przyklejone zdjęcie rodziny. Przy wazonie z kwiatami w studiu fotografa stały cztery osoby: łysy ojciec i ładna matka w białej sukience ozdobionej koronką, u jej stóp siedział chłopiec w marynarskim ubranku, który patrzył gniewnie w obiektyw, zupełnie jakby fotograf powiedział mu coś bardzo nieprzyjemnego. Obok niego David zobaczył tylko brzeg sukienki i parę małych czarnych bucików, lecz reszta dziewczynki została wydrapana.
David wrócił na pierwszą stronę księgi i przeczytał zamieszczony tam napis:
Jonathan Tulvey. Jego „Księga”.
David zamknął z trzaskiem księgę i szybko się cofnął. Jonathan Tulvey, stryj Rose, który zniknął razem z adoptowaną siostrą i nikt ich już nigdy nie widział. To była księga Jonathana, pamiątka jego życia. Przypomniał sobie starego króla i czułość, z jaką ją dotykał.
„Ta księga ma wartość dla mnie”.
To Jonathan był królem. Zawarł umowę z Garbusem, a w zamian stał się władcą tego kraju. Może nawet przeszedł przez tę samą bramę, z której skorzystał David. Ale na czym ta umowa polegała i co się stało z dziewczynką? Umowa sporo Jonathana kosztowała. Stary król, błagający o śmierć, był tego żywym dowodem.
Na górze rozległ się jakiś dźwięk. David przytulił się do ściany, gdy na galerii pojawiła się postać strażnika, który znów objął wartę w pustej sali tronowej. Nie mógł już wrócić niezauważony do swojej komnaty. Rozejrzał się w poszukiwaniu innego wyjścia. Mógł skorzystać z drzwi, przez które wyszedł król, lecz wtedy na pewno natknie się na straż. Był też jeszcze gobelin na ścianie za tronem. Garbus zdołał się tamtędy wydostać z sali i David wątpił, by stały tam straże. Poza tym był też bardzo ciekawy. Po raz pierwszy poczuł, że wie więcej, niż podejrzewają Garbus i król. Nadeszła pora, by skorzystać z tej wiedzy.
Cichutko podszedł do gobelinu i uniósł go. Kiedy zobaczył drzwi, nacisnął klamkę i bezgłośnie je otworzył. Za nimi kryło się niskie przejście, oświetlone świecami stojącymi we wnękach w ścianach. Sklepienie było tak niskie, że niemal dotykało włosów Davida. Zamknął drzwi za sobą i ruszył w dół, głęboko w dół do zimnych, mrocznych zakamarków leżących pod zamkiem. Minął nieużywane lochy, niektóre nadal zasłane kośćmi, i komnatę wypełnioną przyrządami do tortur: kołami, na których rozciągano więźniów, narzędziami do miażdżenia kciuków, ostrzami, włóczniami do przebijania ciała. W rogu stała żelazna dziewica w kształcie starożytnych sarkofagów, które David widział w muzeum. Jej pokrywa nabita była jednak ostrymi gwoździami, tak że osoba zamknięta w środku umierała straszliwą śmiercią. Na ten widok Davidowi zrobiło się niedobrze, więc jak najszybciej przeszedł przez komnatę.
Na koniec dotarł do ogromnej sali, w której najważniejsze miejsce zajmowała wielka klepsydra. Każda z jej szklanych baniek była wielka jak dom, lecz górna była prawie pusta. Szkło i drewno, z którego była zbudowana, wyglądały na bardzo stare. Czas, dla kogoś lub czegoś, sączył się powoli i niemal dobiegł kresu.
Obok sali z klepsydrą znajdowała się niewielka komnata. Na prostym łóżku leżał poplamiony materac i rzucony bezładnie stary koc. Na ścianie po przeciwnej stronie wisiały sztylety, miecze i noże, ułożone od największego do najmniejszego. Na drugiej ścianie wisiała półka pełna szklanych słojów różnych kształtów i wielkości. Jeden z nich zdawał się lekko świecić.
David poczuł nieprzyjemny zapach i zmarszczył nos. Odwrócił się, by zobaczyć, co tak śmierdzi, i o mało co nie uderzył głową o girlandę wilczych pysków zwisających na linie z sufitu. Było ich blisko trzydzieści i niektóre nadal były wilgotne od krwi.
Читать дальше