Jej ojciec. Na samą myśl o tym Katie poczuła ukłucie palącego wstydu. Dat czasami zachodził do obory, żeby zajrzeć do krów, które miały niedługo się cielić – ale nie robił tego po to, żeby odbierać życie, ale żeby pomagać żywym istotom przyjść na świat. Gdyby znalazł Katie z noworodkiem, byłby wstrząśnięty, mógłby nawet się rozgniewać, ale na pewno nie próbowałby wymierzyć sprawiedliwości na własną rękę; poczekałby, aż zrobi to kościół.
Samuel. Jeśli przyszedł wcześniej do dojenia, to mógł zobaczyć ją śpiącą w zagrodzie z dzieckiem na piersi. I miałby święte prawo się zdenerwować. Ale czy to było możliwe, żeby poniosły go nerwy i skrzywdził dziecko, nie wiedząc, co robi? Zdecydowanie nie, uznała Katie. Nie on, nie Samuel. Samuel nigdy nie wyciągał pochopnych wniosków, wolał powoli się namyślić. Poza tym był też zbyt uczciwy, żeby kłamać policjantom. Nagle Katie rozpogodziła się, bo przyszło jej na myśl jeszcze jedno alibi dla Samuela: zawsze przyjeżdżał do roboty razem z Levim. A żeby popełnić przestępstwo, musiałby przez jakiś czas być w oborze zupełnie sam.
Ale to wyczerpywało krąg podejrzanych – została już tylko sama Katie. Katie, która w najciemniejszej godzinie nocy otuliła się szczelniej kołdrą i zaczęła się zastanawiać, czy doktor Polacci i Ellie nie miały przypadkiem racji. Czy jeśli się czegoś nie pamięta, to znaczy, że naprawdę tego nie było? Czy może tylko tyle, że człowiek bardzo by chciał, żeby to się nigdy nie wydarzyło?
Potarła skronie i odpłynęła w sen, odprowadzana wspomnieniem piskliwego, zawodzącego płaczu dziecka.
Ellie obudziła się, ugodzona promieniem latarki prosto w oczy.
– Boże jedyny – wymamrotała zaspanym głosem, zerkając na sąsiednie łóżko. Katie spała w najlepsze. Wstała i podeszła do okna; jeśli to Samuel przyszedł z przeprosinami, to byłoby miło, gdyby wybrał jakąś sensowniejszą porę niż pierwsza w nocy. Ellie wyjrzała na dwór, szykując się, żeby powiedzieć skruszonemu winowajcy, co o nim myśli – i w tym momencie dotarło do niej, że pod domem Fisherów stoi Coop.
Ubrała się szybko w koszulkę i szorty, które nosiła poprzedniego dnia i zbiegła na dół. Wyszła na ganek z palcem przyłożonym do ust i odprowadziła go daleko od domu. Wreszcie przystanęła i splatając ramiona na piersi, skinęła głową na latarkę.
– To Samuel nauczył cię tej sztuczki?
– Levi – odparł Coop. – Niezły z niego agent.
– Przyszedłeś pochwalić mi się, że potrafisz smalić cholewki do panny jak prawdziwy amisz? – Momentalnie pożałowała tych słów. Skąd niby to przypuszczenie, że po tamtym nieudanym wieczorze Coopowi chciałoby się choćby kiwnąć palcem, aby pomyślała, że on smali do niej cholewki?
Westchnął.
– Przyszedłem cię przeprosić.
– W środku nocy?
– Chciałem zadzwonić, ale wiesz, nigdzie nie mogłem znaleźć telefonu do Fisherów. Trzeba było odkurzyć starą latarkę i dopilnować sprawy osobiście.
Na ustach Ellie drgnął uśmiech.
– Rozumiem.
– Nie rozumiesz -. – Coop wziął ją za rękę i poprowadził ścieżką biegnącą nad staw. – Naprawdę ci współczuję, że ze Stephenem ostatecznie nic nie wyszło. Nie chciałem nabijać się z ciebie.
– Prawie się nabrałam.
– Wiesz, że kiedyś mnie skrzywdziłaś. Mocno. I chyba gdzieś w głębi serca chciałem, żebyś poczuła się tak podle jak ja wtedy.
– Skrzywił się. – Niezbyt to było mądre z mojej strony. Ellie stanęła przed nim i spojrzała mu w oczy.
– Nie poprosiłabym cię, żebyś mi pomógł w sprawie Katie, gdybym wiedziała, że cały czas żywisz do mnie urazę. Myślałam, że po dwudziestu latach zdążyłeś o tym zapomnieć.
– Przecież gdybym o tym zapomniał – zauważył trzeźwo Coop – to zapomniałbym też i o tobie.
Ellie wydało się nagle, że ciemność nocy gęstnieje i oblepia ją ze wszystkich stron. To głupota, pomyślała, czując puls łomoczącego serca aż w gardle. Czysta głupota.
– Zawiadomiłam sąd, że będę powoływać się na niepoczytalność – rzuciła znienacka.
Coop skinął głową, akceptując nagłą zmianę tematu, zrozumiawszy, że Ellie ma taką potrzebę.
– Aha – powiedział krótko.
– I jak to teraz będzie?
Wsunął latarkę pod pachę, a ręce do kieszeni i ruszył przed siebie ścieżką. Ellie podążyła za nim.
– Dobrze wiesz, jak to będzie, bo jak cię znam, przemyślałaś już to sobie w tę i we w tę. Katie nie jest niepoczytalna, ale jako jej obrońca byłabyś pewnie zdolna oznajmić ławnikom, że Katie to królowa Elżbieta we własnej osobie, gdyby dzięki temu mieli ją uniewinnić, a przecież wiemy, że dziewczyna nie ma w żyłach choćby kropli błękitnej krwi.
– Powiedz mi, Coop, w co trudniej uwierzyć: że młoda, przerażona dziewczyna spanikowała i nie wiedząc, co robi, udusiła swojego noworodka, czy że do obory, gdzie urodziła na dwa miesiące przed właściwym terminem, zakradł się ktoś obcy – o drugiej w nocy – i zabił jej dziecko, kiedy spała?
– Rzadko udaje się wygrać sprawę, powołując się na niepoczytalność.
– A gdzie ja mam szukać uzasadnionych wątpliwości, kiedy w tej sprawie nie ma się do czego przyczepić? – Ellie usiadła ciężko na żelaznej ławce; dotarli już nad brzeg stawu. – Nawet jeśli ona jest niewinna, to i tak najlepiej jej pomogę, jeśli przekonam ławników, że zabiła dziecko, nie posiadając rozeznania, co właściwie robi. Nie znam lepszego sposobu, żeby nastawić ich przychylnie do Katie.
– Nie gadaj, przecież prawnicy kłamią jak z nut – powiedział Coop.
Ellie prychnęła.
– Mnie to mówisz? Sama mam niejedno kłamstwo na sumieniu… Aż trudno mi teraz je wszystkie zliczyć.
– No i jesteś w tym dobra.
– Właśnie – westchnęła. – Jestem. Coop wziął ją za rękę.
– Więc dlaczego tak się tym gryziesz?
Ellie poczuła, że z jej twarzy opadła maska; maska, którą zasłaniała się od momentu, gdy wyjaśniła Katie, że zamierza jej bronić, dowodząc niepoczytalności, chociaż to przecież nie jest prawda.
– Mam ci powiedzieć, dlaczego tak cię to dręczy? – zapytał Coop swobodnie. – Bo wiesz, że ogłoszenie niepoczytalności będzie automatycznie oznaczało, że twoja klientka popełniła przestępstwo, nieważne, że w tym czasie jej umysł błądził gdzieś w kosmosie. A ty w głębi serca zdążyłaś już polubić Katie. Nie chcesz przyznać, że to naprawdę ona, bo lubisz ją za bardzo.
Ellie pociągnęła nosem.
– Pudło. Wiesz chyba, jak ma wyglądać relacja z klientem. Tutaj nie ma miejsca na uczucia osobiste. Broniąc faceta, który molestował kilkunastoletnie dziewczynki, bez mrugnięcia okiem opisywałam ławnikom jego zasługi jako filaru lokalnej społeczności. Seryjny gwałciciel wyglądał u mnie jak słowiczek z chłopięcego chóru. Taki jest mój zawód. A osobiste uczucia względem klientów nie mają żadnego wpływu na to, co mówię w ich obronie.
– Masz całkowitą słuszność. Zbił tym Ellie z tropu.
– Mam słuszność?
– Jasne. Ale tutaj chodzi o to, że Katie już dawno temu przestała być twoją klientką. Może nawet nigdy nią nie była, nawet na samym początku. Jest twoją kuzynką, daleką bo daleką, ale zawsze. Jest miła, młoda, zagubiona – a ty weszłaś w rolę zastępczej matki. Niemniej twoje uczucia względem niej nie są jednoznaczne, bo na dobrą sprawę wszystko wskazuje na to, że Katie pozbyła się czegoś, za co ty jesteś gotowa zapłacić każdą cenę. Dziecka.
Ellie wyprostowała się wyniośle, chcąc go wyśmiać razem z jego uwagami, ale okazało się, że nie może znaleźć ani jednej ciętej odpowiedzi.
Читать дальше