Samuel powoli odwrócił głowę i spojrzał na biskupa.
– Nie przyszliście tutaj rozmawiać o tamtym byku. Ephram uniósł brwi.
– Nie? A o czym?
Doktor Brian Riordan przyleciał prywatnym odrzutowcem w towarzystwie dwóch mężczyzn o aparycji futbolistów w schyłkowych latach kariery sportowej oraz drobnej, myszowatej dziewczyny, która w podskokach pędziła spełnić wszystkie jego polecenia, wydawane bez słów, samym tylko skinieniem ręki. Ten człowiek był postacią dobrze znaną w kręgach psychiatrów sądowych jako jeden z czołowych krytyków obrony opartej na dowodzeniu niepoczytalności oskarżonych, zwłaszcza w sprawach o morderstwo. Prezentował bardzo zdecydowane poglądy, które głosił jak Stany długie i szerokie; w jego biurze wisiała mapa, a na niej kolorowymi pinezkami zaznaczone były okręgi sądowe, gdzie przyczynił się do skazania przestępców, którzy, żerując na czystym ludzkim współczuciu, mieli wszelkie szanse uniknąć kary.
Na farmie zaś wyglądał bez dwóch zdań jak niewłaściwy człowiek na niewłaściwym miejscu.
W porównaniu z doktor Polacci, doktor Riordan przytłaczał swoją obecnością. Ellie, chociaż przysłuchiwała się ich rozmowie z daleka, stojąc w drzwiach kuchni, widziała wyraźnie, że Katie trzęsie się jak osika.
– Panno Fisher – powiedział Riordan, przedstawiwszy się. – Zostałem zaangażowany przez prokuraturę okręgową. To oznacza, że każde słowo, które od pani usłyszę, idzie prosto do sądu. Nie wolno pani mówić niczego poza protokołem; to nie jest rozmowa poufna. Czy mnie pani rozumie?
Zaczęli. Ellie słuchała w milczeniu, jak Riordan wypytuje Katie o szczegóły porodu, a Katie odpowiada, tak jak ją poprosił, w czasie teraźniejszym.
– Leży na sianie – powiedziała cichym głosem. – Pomiędzy moimi nogami.
– Czy to jest chłopiec czy dziewczynka?
– Chłopiec. Malutki chłopczyk. – Urwała na chwilę, wahając się. – Porusza się.
Ellie poczuła, jak gorąca krew bije jej na policzki. Odwróciła się, wachlując twarz dłonią.
– Płacze? – zapytał Riordan.
– Nie. Zaczyna dopiero wtedy, kiedy przecinam pępowinę.
– Czym?
– Biorę nożyce, które Dat wiesza na kołku obok wejścia do zagrody. A potem nagle wszędzie jest mnóstwo krwi, aż myślę, że nigdy w życiu nie dam rady tego wszystkiego posprzątać. Kieruję pępowinę ku dołowi i podwiązuję… chyba szpagatem. Wtedy zaczyna płakać.
– Dziecko?
– Ja. Płacze głośno, bardzo głośno. Przytulam go, żeby się uciszył, ale to nic nie pomaga. Kołyszę go w ramionach i daję palec do possania.
Ellie oparła się o ścianę, widząc oczyma wyobraźni to kruche maleństwo, zaplątane w fałdach koszuli nocnej na piersi Katie. Wyobraziła sobie jego drobną twarzyczkę, półprzejrzyste powieki – i nagle poczuła je we własnych ramionach, ciążące niczym żal po utraconej szansie. Kogo można bronić w takich okolicznościach? – Przepraszam – powiedziała, wchodząc do kuchni. – Muszę się napić wody. Ktoś ma ochotę?
Riordan rzucił jej paskudne spojrzenie, wściekły, że mu się przeszkadza. Ellie napełniła sobie szklankę, ze wszystkich sił usiłując opanować drżenie rąk. Zdążyła wypić ledwie jeden łyk – i znów musiała wysłuchiwać zeznania swojej klientki, tym razem szczegółów dotyczących śmierci dziecka.
– Co dzieje się dalej, Katie? – zapytał Riordan.
Katie zmarszczyła czoło i potrząsnęła z westchnieniem głową.
– Nie wiem. A bardzo bym chciała, nawet pan nie wie jak bardzo. Ale pamiętam tylko tyle, że najpierw modlę się do Boga o pomoc, a potem budzę się nagle i dziecka już nie ma.
Ellie zgarbiła się nad zlewem.
– Cud – dodała Katie. Riordan wytrzeszczył na nią oczy.
– Żartujesz, prawda?
– Nie.
– Jak długo leżałaś nieprzytomna?
– Nie wiem. Chyba około dziesięciu, piętnastu minut. Psychiatra splótł dłonie na kolanach.
– Czy zabiłaś wtedy to dziecko?
– Nie!
– Jesteś tego pewna? – Uniósł brwi. – Co się z nim w takim razie stało?
O to jeszcze nikt Katie nie pytał; patrząc, jak dziewczyna rozpaczliwie szuka odpowiedzi, Ellie uświadomiła sobie własny brak wyobraźni.
– Może… może samo umarło – wydukała wreszcie Katie. – A ktoś je zabrał i schował.
Ellie jęknęła cicho. A może to podświadomość Katie w tej chwili z własnej woli stanęła do spowiedzi.
– Sądzisz, że tak właśnie było? – zapytał Riordan.
– Ktoś mógł się zakraść do obory i je zabić.
– Wydaje ci się to możliwe?
– Trudno… trudno powiedzieć. Było jeszcze dosyć wcześnie…
– Raczej sam środek nocy – przerwał Riordan. – Kto mógł wiedzieć, że rodzisz? – Obserwował przez chwilę, jak dziewczyna zmaga się z odpowiedzią. – Katie – rzekł zdecydowanym głosem – co się stało z tym dzieckiem?
Na oczach Ellie w jednej chwili Katie rozkleiła się zupełnie: drżące usta, oczy pełne łez, dygoczące ramiona. Potrząsając bez przerwy głową, Katie raz po raz zaczęła powtarzać, że to nie ona, wypierając się odpowiedzialności karnej. Ellie spodziewała się, że Riordan spróbuje ją jakoś uspokoić, ale szybko się zorientowała, że on wstąpił już w inne szeregi. Zaangażowała go prokuratura, zatem pocieszanie oskarżonej byłoby sprzeczne z etyką zawodową, skoro sprowadzono go tutaj po to, aby pomógł wsadzić ją do więzienia.
Ellie przyklękła obok krzesła swojej klientki.
– Możemy prosić o chwilę przerwy? – zapytała i nie czekając na odpowiedź Riordana, objęła Katie ramieniem. Starała się przy tym nie zwracać uwagi na zwinięty w kłąb fartuch, który dziewczyna tuliła do siebie, tak jak tuli się dziecko.
Brian Riordan zatrzepotał powiekami i zaczął mówić napiętym, płomiennym falsetem:
– Katie Fisher nie była obecna przy śmierci tego dziecka. Ciałem – być może, lecz na pewno nie duchem. Kiedy maleństwo oddawało ostatnie tchnienie, dziewczyna miotała się zamknięta w więzieniu własnego umysłu, pod strażą wyrzutów sumienia. – Wyszczerzył zęby do prokuratora okręgowego. – Albo coś w ten deseń – dodał już zwyczajnym głosem.
George wybuchnął śmiechem.
– I to się sprawdza na rozprawach? Takie psychoanalityczne pierdoły?
Riordan poczęstował się miętówką ze słoika stojącego na biurku.
– Jeśli tylko ja zabiorę głos, to nie.
– Jesteś pewien, że Hathaway chce dowodzić niepoczytalności, powołując się na zaburzenie dysocjacyjne?
– Uwierz mi, to jest wymarzona linia obrony dla zabójczyń noworodków. Z punktu widzenia psychologii, rozbieżności pomiędzy zeznaniem Katie a dowodami dostarczonymi przez lekarza sądowego można wyjaśnić tylko na dwa sposoby: albo dziewczyna cierpi na zaburzenie dysocjacyjne, albo kłamie w żywe oczy. Nietrudno się chyba domyślić, którą drogą pójdzie obrona. Niemniej jednak krótkie okresy dysocjacji nie dowodzą jeszcze niepoczytalności. – Riordan wzruszył ramionami i wrzucił cukierek do ust. – Poza tym stany dysocjacyjne mają to do siebie, że adwokat może łatwo wpaść we własne sidła. Jeśli pani Hathaway poczuje się zbyt pewnie w temacie, to już po niej. Jej ekspert w żaden sposób nie zdoła udowodnić, że obciążenie umysłowe, które wywołało dysocjację, było skutkiem porodu, nie zaś popełnienia morderstwa. Co było pierwsze, jajko czy kura? Nie wiadomo.
– No, dobrze. Widzę, że ta sprawa da się poprowadzić. – George błysnął uśmiechem, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
– Prosto do więzienia stanowego. Prokurator przytaknął.
Читать дальше