Skinęłam głową.
– Dlaczego w takim razie te kobiety zabijają noworodki?
– Bo nie łączy ich z nimi żadna więź emocjonalna – poród nie różni się niczym od wydalania kamieni żółciowych. Zabijając dziecko, nie tracą kontaktu z rzeczywistością. Po prostu czują strach, wstyd i nie potrafią przyznać się przed sobą, że urodziły nieślubne dziecko.
– Innymi słowy – wtrąciłam obojętnym głosem – wina jest oczywista.
Coop wzruszył ramionami.
– Nie muszę ci mówić, jak działa na ławników linia obrony oparta na dowodzeniu niepoczytalności. – Podał mi drugą listę, tym razem trzy razy dłuższą. – To są psychiatrzy z głównego nurtu. Ale przecież w końcu każda sprawa jest inna. Skoro Katie, nawet mając świadomość, że jest oskarżona o morderstwo, a wyniki badań lekarskich wykazały, że była w ciąży, nadal nie chce się przyznać – to być może ten mechanizm obronny ma jeszcze jakieś dodatkowe wzmocnienie.
– I o tym właśnie chciałam z tobą porozmawiać. Czy można stwierdzić, że Katie padła ofiarą gwałtu? Coop gwizdnął cicho.
– No, to byłby powód jak cholera, żeby zabić noworodka.
– Prawda? Chciałabym tylko to ustalić, zanim prokurator mnie wyręczy.
– Będzie ciężko, bo upłynęło już sporo czasu, ale zwrócę na to uwagę podczas rozmowy z Katie. – Zmarszczył brwi. – Jest jeszcze inna możliwość. Że dziewczyna od samego początku kłamie.
– Coop, ja jestem adwokatem. Mam wbudowany wykrywacz kłamstw i codziennie go podstrajam. Poznałabym się na oszustwie.
– Wcale niekoniecznie. Musisz przyznać, że odkąd tutaj zamieszkałaś, zaczęłaś mieć osobisty stosunek do tej sprawy.
– Kłamstwo to nie jest wizytówka amiszów.
– Zabijanie noworodków też raczej nie.
Przypomniałam sobie, jak Katie zaczyna się jąkać i czerwienić, kiedy próbuje się spytać ją o coś, o czym nie chce rozmawiać. A po chwili stanęła mi przed oczami w tych chwilach, kiedy z całą mocą powtarzała, że nie urodziła żadnego dziecka: podbródek sterczący ostro do przodu, płonące oczy wbite prosto we mnie.
– Ona to widzi tak, jakby nie było żadnego dziecka – powiedziałam cicho.
Coop zastanowił się.
– Może tak to widzieć – przyznał – ale dziecko, mimo wszystko, było.
Katie zacisnęła kurczowo dłonie złożone na podołku. Wyglądała tak, jakbyśmy właśnie odczytali jej wyrok śmierci.
– Doktor Cooper zada ci tylko kilka pytań – wyjaśniłam. – Nie ma potrzeby się denerwować.
Coop uśmiechnął się do niej. Siedzieliśmy we trójkę nad strumieniem, na tyle daleko od domu, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Widząc, że wyjmuje z kieszeni dyktafon, rzuciłam mu szybkie spojrzenie, a kiedy je pochwycił, potrząsnęłam głową. Nie przejął się tym i wziął do ręki notatnik.
– Katie, na początek chcę cię zapewnić, że to, o czym będziemy mówić, jest przeznaczone wyłącznie dla nas trojga. Nie przyjechałem tu po to, żeby cię przesłuchiwać i donosić komuś na ciebie. Chcę ci pomóc poradzić sobie z pewnymi emocjami, które zapewne przeżywasz w tej chwili.
Katie spojrzała na mnie, a potem z powrotem na niego. Coop uśmiechnął się szeroko.
– No dobrze. Może najpierw powiedz, jak się czujesz.
– W porządku – odparła nieufnie. – Na tyle dobrze, że wcale nie potrzebuję z panem rozmawiać.
– Rozumiem, dlaczego tak mówisz – powiedział Coop miłym głosem. – Wielu ludzi, którzy nigdy w życiu nie rozmawiali z psychiatrą, czuje podobnie. Ale potem okazuje się, że o osobistych sprawach łatwiej pogadać z obcymi ludźmi niż z rodziną.
Wiedziałam, że Coop widzi i zauważa to samo co ja: że Katie minimalnie się odprężyła, że rozluźniły się jej dłonie zaciśnięte w pięści. Słuchałam razem z nią jego płynącego, falującego głosu, widziałam, jak patrzy jej prosto w oczy i zastanawiałam się, czy komuś kiedyś udało się ukryć przed tym człowiekiem jakiś sekret. Coop promieniował swoistym ciepłem, niewymuszonym urokiem, który sprawiał, że momentalnie miało się wrażenie intymnej zażyłości.
Z drugiej strony, w moim wypadku nie było to jedynie wrażenie.
Otrząsnęłam się, koncentrując uwagę na pytaniu, które psychiatra zadał mojej klientce.
– Czy możesz mi opowiedzieć o swoich relacjach z rodzicami?
Katie spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, jakby nie zrozumiała. Standardowe pytanie z klinicznego wywiadu psychologicznego, zadane dziewczynie z rodziny amiszów, zabrzmiało niemądrze i mało inteligentnie.
– Rodzice to rodzice – odpowiedziała z wahaniem.
– Spędzasz z nimi dużo czasu?
– Ja, przy pracy w polu, w kuchni, podczas posiłków i przy modlitwie. – Spojrzała na Coopa, unosząc brwi. – Cały dzień.
– Czy jesteś blisko z mamą? Przytaknięcie.
– Już tylko ja jej zostałam.
– Czy miałaś w życiu jakieś ataki, urazy głowy?
– Nie.
– A może ostre bóle brzucha?
– Kiedyś, raz – uśmiechnęła się. – Jak mój brat powiedział, że nie zjem naraz dziesięciu kwaśnych jabłek.
– Ale ostatnio… nie? – Katie potrząsnęła głową. – A czy zdarzyło ci się, że nie potrafiłaś sobie przypomnieć, co się działo… Że nagle dotarło do ciebie, że minęło kilka godzin, a ty nie pamiętasz, gdzie byłaś ani co robiłaś?
Słysząc to pytanie Katie, nie wiadomo dlaczego, oblała się rumieńcem. I zaprzeczyła.
– Czy miałaś kiedyś halucynacje? Widziałaś rzeczy, których nie ma?
– Czasami widzę moją siostrę…
– Która nie żyje – wtrąciłam.
– Utopiła się w stawie – wyjaśniła Katie. – Kiedy siadam nad brzegiem, to ona też tam przychodzi.
Coop nie mrugnął nawet okiem, jakby to, że ktoś widuje duchy, było najzwyklejszą rzeczą pod słońcem.
– Czy siostra rozmawia z tobą? – zapytał. – Mówi ci, co masz robić?
– Nie. Tylko jeździ na łyżwach.
– Martwi cię to, że ją widzisz?
– Absolutnie nie.
– Czy byłaś kiedyś ciężko chora? Tak, żeby leżeć w szpitalu?
– Nie. Dopiero teraz.
– Pomówmy o tym – zaproponował Coop. – Czy wiesz, dlaczego trafiłaś do szpitala?
Policzki Katie zapłonęły czerwienią. Opuściła wzrok.
– Kobieca dolegliwość.
– Lekarze twierdzą, że urodziłaś dziecko.
– To pomyłka – odparła. – Nie urodziłam żadnego dziecka. Coop nie przejął się, słysząc to zaprzeczenie.
– Ile miałaś lat, kiedy zaczęłaś miesiączkować, Katie?
– Dwanaście.
– Czy mama wyjaśniła ci, co się z tobą dzieje?
– Co nieco. Ale ja i tak wiedziałam, o co chodzi. Widziałam już zwierzęta i tak dalej.
– Czy rodzice rozmawiają z tobą o seksie? Katie, zgorszona, otworzyła szeroko oczy.
– Oczywiście, że nie. Nie wypada przed ślubem rozmawiać z dziewczyną o takich rzeczach.
– Kto powiedział, że to nie wypada?
– Pan Bóg – padła natychmiastowa odpowiedź. – Kościół. Moi rodzice.
– Czy rodzice bardzo by się gniewali, gdyby się dowiedzieli, że z kimś sypiasz?
– Przecież z nikim nie sypiam.
– Rozumiem, ale co by się stało, gdyby było inaczej?
– Byliby bardzo rozczarowani – odparła szybko Katie. – A ja dostałabym bann.
– Co to takiego?
– To kara za złamanie zasad, kiedy biskup się dowie. Trzeba wyznać winę, a potem jest się wykluczonym ze wspólnoty, przynajmniej na krótki czas. – Jej głos ucichł, przeszedł w szept: – Wszyscy się od ciebie odcinają i już.
Po raz pierwszy udało mi się spojrzeć oczami Katie: to był stygmat wyrzutka w społeczności ponad wszystko ceniącej sobie identyczność.
Читать дальше