– A Sara?
– Sara to żona amisza. Ustępuje mężowi we wszystkim. Nie widziała się z Jacobem od sześciu lat, odkąd wyjechał do szkoły, ale co miesiąc w tajemnicy posyła do niego Katie jako łącznika. – Leda podskoczyła, spłoszona hałasem automatycznej mieszarki, która ożyła w tym momencie, wzburzając biały płyn w zbiorniku. Uniosła głos, przekrzykując akumulator dostarczający prąd do silnika maszyny: – Kiedy urodziła się Hannah, okazało się, że Sara nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Zresztą już przedtem kilka razy poroniła, po Jacobie, zanim urodziła się Katie. Nie mogła znieść myśli, że straciwszy najmłodszą córkę, straci też syna. I w pewien sposób udało jej się temu zapobiec.
Wyobraziłam sobie Katie w pociągu jadącym do State College, ubraną w sukienkę spinaną szpilkami, przepasaną fartuchem i w czepku na głowie, przyciągającą ciekawskie spojrzenia. Wyobraziłam sobie, jak zjawia się na imprezie studenckiej, a jej bijąca w oczy niewinność rozjaśnia wszystkie kąty pokoju w akademiku. Zobaczyłam oczyma duszy, jak odpycha od siebie ręce chłopaka, który w wieku lat dziewiętnastu wie o świecie więcej niż ona się dowie przez całe swoje życie. Ciekawe, czy Jacob wiedział, że jego siostra była w ciąży i czy mógłby mi powiedzieć, kto jest ojcem dziecka.
– Muszę z nim porozmawiać – oznajmiłam, zastanawiając się, czy szybciej dojadę tam samochodem, czy pociągiem.
A potem jęknęłam, zawiedziona. Nie mogłam nigdzie jechać; dzisiaj miał wpaść tutaj Coop na sesję z Katie.
Jeśli w ogóle się czegoś nauczyłam przez tych dziesięć dni, to tego, że amisze wszystko robią powoli. Kiedy pracują, to starannie i skrupulatnie, kiedy dokądś jadą – trwa to cale wieki, nawet ich kościelne hymny są smętne i mają spacerowe tempa. Prości ludzie nie patrzą dwadzieścia razy dziennie na zegarek. Prości ludzie nigdzie się nie spieszą; to, co mają zrobić, zajmuje im tyle czasu, ile potrzeba.
Jacob Fisher po prostu musi poczekać.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz brata?
Katie zamarła, pochylona nad szlauchem, który mocowała do kranu na podwórzu. Odwróciła wzrok; gdybym już jej trochę nie znała, pomyślałabym sobie, że zastanawia się teraz, czy mnie oszukać, czy powiedzieć prawdę.
– Miałam brata – odparła, kładąc nacisk na pierwsze słowo.
– Krążą plotki, że ów brat żyje i ma się dobrze, a mieszka w State College. – Opasałam się fartuchem Sary i zrzuciłam tenisówki, wsuwając stopy w kalosze, które też od niej pożyczyłam. W takim stroju nie miałabym szans w konkursie mody; z drugiej strony nie czekał mnie przecież w tej chwili spacer po wybiegu, tylko mycie jałówek. – Krążą też inne plotki: że od czasu do czasu jeździsz do niego.
Katie odkręciła zawór i sprawdziła wylot szlaucha.
– Nie mówimy w domu o Jacobie. Ojciec tego nie lubi.
– Nie jestem twoim ojcem – przypomniałam jej.
Katie bez słowa ruszyła w stronę pola, ciągnąc szlauch za sobą, a ja podreptałam za nią, odganiając od twarzy komary. – Czy to nie jest uciążliwe, te spotkania w ciągłej tajemnicy?
– Jacob zabiera mnie do kina. Kupił mi dżinsy, żebym miała w czym chodzić. To nie jest uciążliwe, bo kiedy jadę do niego, to nie jestem Katie Fisher.
Zatrzymałam się.
– A kim? Wzruszyła ramionami.
– Pierwszą lepszą zwykłą dziewczyną.
– Na pewno było ci bardzo przykro, kiedy ojciec wyrzucił go z domu.
Katie szarpnęła jeszcze raz za szlauch.
– Przykro mi było już wcześniej, kiedy Jacob zaczął kłamać, żeby móc się dalej uczyć. Powinien szczerze wyznać to w kościele.
– Aha – przytaknęłam. – Tak samo jak ty. Chcesz się przyznać, chociaż jesteś niewinna.
, Komary otoczyły głowę Katie łukiem niczym aureola.
– Ty nas w ogóle nie rozumiesz – rzuciła dziewczyna z wyrzutem. – Myślisz, że jak pomieszkasz tutaj dziesięć dni, to już będziesz wiedziała, na czym polega życie prostych ludzi?
– W takim razie wytłumacz mi – stanęłam jej na drodze, tak że musiała albo mnie obejść, albo się zatrzymać.
– U was każdy musi się czymś wyróżniać. Jeden jest najsprytniejszy, drugi najbogatszy, a trzeci w ogóle najlepszy. U nas wszyscy zlewają się w jedno, jak łaty, z których zszywa się narzutę. Z osobna – nie ma na co patrzeć. Za to kiedy stoimy razem, można zobaczyć coś przepięknego.
– A Jacob?
Katie uśmiechnęła się smutno.
– Jacob był jak czarna nitka na białym płótnie. Sam postanowił wyjechać.
– Tęsknisz za nim? Skinęła głową.
– Bardzo. Zresztą dawno go nie widziałam. Spojrzałam na nią bystro.
– Dlaczego?
– Latem w gospodarstwie jest dużo roboty. Byłam potrzebna w domu.
Bardziej prawdopodobne, pomyślałam, że w lewisach nie sposób ukryć ciąży.
– Czy Jacob wiedział o dziecku?
Katie szła dalej, ciągnąc za sobą szlauch. Nie odwracała głowy.
– Czy to był ktoś, kogo poznałaś właśnie tam? Jakiś student, może znajomy twojego brata?
Zagryzła wargi i nie powiedziała ani słowa. Wreszcie dotarłyśmy do zagrody, w której stały jednoroczne jałówki. W dni tak upalne jak dziś trzeba było spryskiwać je wodą dla ochłody. Katie przekręciła wylot szlaucha i skierowała strużkę, która zaczęła z niego cieknąć, na swoje bose stopy.
– Mogę cię o coś zapytać, Ellie?
– Jasne.
– Dlaczego ty nigdy nie opowiadasz o swojej rodzinie? Jak to jest u ciebie, że wyjechałaś sobie, zamieszkałaś u nas i ani razu nie zadzwoniłaś do nich, nikomu nawet nie powiedziałaś, gdzie jesteś?
Zapatrzyłam się na krowy wałęsające się po polu z opuszczonymi łbami, skubiące świeżą trawę.
– Moja matka nie żyje, a z ojcem nie rozmawiałam od ładnych paru lat. – Ściślej, odkąd zostałam adwokatem; zarzucił mi wtedy, że dla pieniędzy wyparłam się własnych zasad. – Nigdy nie wyszłam za mąż i właśnie zerwałam z facetem.
– Dlaczego?
– Można powiedzieć, że jedno z drugiego wyrośliśmy – odparłam, sprawdzając, jak to słowo zabrzmi w moich ustach. – Trudno się zresztą dziwić, po ośmiu latach…
– Jak można chodzić ze sobą przez tyle lat i się nie pobrać?
I jak tu wyjaśnić subtelną złożoność życia osobistego w latach dziewięćdziesiątych dziewczynie z rodziny amiszów?
– Na początku wydawało nam się, że jesteśmy idealnie dobrani. Osiem lat zajęło nam dojście do wniosku, że jest akurat odwrotnie.
– Osiem lat – rzuciła drwiąco. – Dochowałabyś się już całej gromadki dzieci.
Na myśl o straconym czasie poczułam, jak oczy wzbierają mi łzami, które spływają do gardła, tak, że ledwie mogę oddychać.
Katie dużym palcem u nogi zrobiła krechę w błotnistej kałuży pod cieknącym wylotem szlaucha. Widziałam, jak jej głupio, że zrobiła mi przykrość.
– Pewnie za nim tęsknisz – odezwała się.
– Za Stephenem? Nie bardzo – odparłam. – Tylko za tymi dziećmi. Spodziewałam się, że Katie nawiąże do tego, co powiedziałam, że w jakiś sposób odniesie swoją własną sytuację do mojej, ale zamiast tego po raz kolejny udało jej się mnie zaskoczyć.
– Wiesz, co zauważyłam podczas tych wizyt u Jacoba? Że w twoim świecie ludzie potrafią się błyskawicznie skontaktować ze sobą. Są telefony, są faksy, a przez komputer można rozmawiać z ludźmi na drugim końcu świata. Telewizja pokazuje programy, w których ludzie rozpowiadają o swoich sekretach, a kolorowe magazyny drukują zdjęcia sławnych aktorów usiłujących się schować przed wszystkimi we własnych domach. Macie takie możliwości kontaktu, a każdy wydaje się strasznie samotny.
Читать дальше