– Ach, oczywiście. Jacob. Jasne, jasne. – Uśmiechnęła się do Leviego, otworzyła drzwi i usiadła za kierownicą. Włączyła silnik i nacisnęła pedał gazu. Ku zdziwieniu chłopaka wyciągnęła do niego rękę na pożegnanie. – Młody człowieku – powiedziała – sprawiłeś mi nieoczekiwaną przyjemność. – Uścisnęli sobie dłonie, a potem Levi patrzył za oddalającym się z coraz większą szybkością mustangiem V8.
W środku nocy Katie poczuła, jak na jej ustach i nosie zaciska się czyjaś dłoń. Zaczęła rzucać się w pościeli, zapomniawszy chwilowo, gdzie się znajduje, aż wreszcie chwyciła dławiące ją palce i zatopiła w nich zęby. Dobiegło ją stłumione przekleństwo i dłoń zniknęła – a pojawiły się usta, miękkie, łakome, szukające jej ust.
W tym ułamku sekundy opadły z niej resztki snu i znalazła się w mieszkaniu Jacoba, na jego kanapie, otulona niczym kołdrą ramionami Adama, jego udami i całym ciałem. Po chwili odsunął się odrobinę, opierając czoło o czoło Katie.
– No wiesz co… – szepnął. – Tak mnie ugryźć… Uśmiechnęła się w ciemności.
– A ty to co? Tak mnie wystraszyć… – Pogładziła go po policzku, szorstkim od całodniowego zarostu. – Cieszę się, że zostałeś.
– Ja też. – W mroku błysnęły jego zęby.
Odłożył wyjazd do Nowego Orleanu jeszcze o tydzień. Katie wymyśliła zaś bardzo skomplikowaną historię, zgodnie z którą miała zostać na noc u Mary Esch – żeby tylko móc przyjechać do State College. Tym razem nawet jej mama nie wiedziała, że jest u Jacoba.
Adam wyrysował palcem ścieżkę wiodącą od jej gardła do obojczyka.
– Cały dzień myślałem tylko o tym. Zdajesz sobie sprawę, że twój brat między godziną czwartą a dziewiątą po południu nie wyszedł nawet do łazienki?
Katie zachichotała.
– Na pewno wychodził.
– Nie. Wiem, bo ostatni raz dotykałem cię strasznie dawno, zaraz po obiedzie. – Położył się na boku, z głową obok jej głowy, na jednej poduszce, tak blisko, że jego oddech wpadał do jej ust.
Wyciągnęła szyję, niedużo, tylko tyle, żeby móc go pocałować. To było dla niej coś nowego – że to ona może zrobić pierwszy krok. Wciąż bardzo się wstydziła całować go, zanim on sam zacznie. Ale pewnego razu, kiedy to zrobiła, Adam wziął ją za rękę i położył jej dłoń na swojej piersi, w której wyczuła szybkie kołatanie; to było jego serce. Zrobiło się jej dziwnie na myśl, że ma nad nim władzę.
Położył ją na plecach i pochylił się nad nią, a jego włosy opadły, mieszając się z jej własnymi. Myśli popłynęły jak rzeka, nie zatrzymywała ich; ręce wyciągnęły się, a dłonie chwyciły mocno. Czuła palce Adama muskające jej ramiona, ześlizgujące się po bokach.
A potem poczuła je pod koszulką, w której spała. Jego dotyk zaczął palić żywym ogniem. Otworzyła szeroko oczy i potrząsnęła głową.
– Adam – szepnęła, ciągnąc go za włosy. – Przestań! Nie wolno!
Jej serce waliło jak oszalałe, żołądek ze strachu zwinął się w twardą kulę. Chłopcy z rodzin prostych ludzi, a przynajmniej ci chłopcy, których znała, nie robili takich rzeczy. Pomyślała o Samuelu Stoltzfusie, o jego poważnych oczach i niespiesznym uśmiechu – o Samuelu, który w ostatnią niedzielę odwiózł ją do domu ze śpiewania i zarumienił się, kiedy podała mu rękę, żeby pomógł jej wysiąść z bryczki.
Adam zaczął mówić. Czuła drżenie jego warg na szyi, na samym gardle:
– Proszę cię, Katie. Pozwól mi tylko się zobaczyć, a potem zrobię, co zechcesz.
Była zbyt przerażona, żeby choćby drgnąć. Najpierw przyszło zawahanie, a potem uległość. Adam powoli, po troszeczku, podciągał jej koszulkę do góry, odsłaniając wklęsłość pępka, szczebelki żeber, a na końcu – różowe paciorki sutków.
– Widzisz? – szepnął. – Same krzywizny. Nie ma w tobie nic prostego.
Zsunął materiał z powrotem na miejsce i przygarnął ją do siebie.
– Drżysz – zauważył.
Katie przytuliła twarz do jego szyi.
– Ja… nigdy jeszcze tego nie robiłam.
Adam ucałował jej twardą, zgrubiałą dłoń; kiedy tak robił, czuła się jak pod najtroskliwszą opieką, jakby była księżniczką, a nie dziewczyną ze wsi. A potem usiadł na posłaniu, wyplątując się z jej ramion.
Katie zmarszczyła brwi, myśląc, że zrobiła coś nie tak, że czegoś było za mało.
– Dokąd idziesz?
– Obiecałem ci, że zrobię, co zechcesz, jeśli pozwolisz mi się zobaczyć. I domyślam się, czego teraz chcesz. Żebym już sobie poszedł.
Usiadła po turecku w pościeli i wyciągnęła do niego ręce.
– Chcę czegoś innego – powiedziała.
To był dla Samuela długi dzień, wypełniony po brzegi mozolną pracą na polu wraz z Aaronem. Przez całą drogę do domu jechał zapatrzony w grzbiet Srebrnego, który wlókł nogę za nogą; do jego świadomości nie docierała nawet paplanina Leviego. Rozmyślał o Katie, o tym, co zrobiła, co mogła zrobić – i nie mógł przestać. Marzył o ciepłej kolacji, a potem o gorącym prysznicu i słodkim zapomnieniu, które przynosi sen.
Dojechał do domu swoich rodziców, wyprzągł konia i zaprowadził go do stajni. Na podwórzu stała jeszcze jedna bryczka; pomyślał, że to chyba jego mama ma gości. Zgrzytając zębami na myśl o tym, że będzie musiał teraz popisywać się grzecznością, wtoczył się, tupiąc ciężko, na ganek. Tam przystanął na chwilę, żeby zebrać myśli przed wejściem do środka.
Omiótł wzrokiem główną szosę, przypatrując się samochodom, które przemykały z wielką szybkością, błyskając jasnymi reflektorami i hucząc silnikami. Nagle drzwi za nim otworzyły się i stanęła w nich jego matka. Obmywało ją miękkie, żółte światło wylewające się z wnętrza domu.
– Samuelu! Dlaczego tutaj stoisz? – Złapała go za rękę i pociągnęła do kuchni, gdzie przy stole siedzieli biskup Ephram i diakon Lucas z parującymi kubkami kawy w dłoniach. – Czekaliśmy na ciebie – złajała Samuela matka. – Czasami to mi się wydaje, że ty chyba wracasz do domu przez Filadelfię.
Na ustach Samuela powoli rozsupłał się uśmiech.
– Ja, Srebrny aż się rwie, żeby pocwałować sobie po tych cudacznych autostradach.
Usiadł, skinąwszy głową starszym mężczyznom, którzy z jakiegoś powodu unikali jego wzroku. Matka pożegnała się i zostawiła ich samych; po chwili Samuel usłyszał jej ciężkie kroki na schodach. Położył dłonie przed sobą, stykając je czubkami palców; usiłował sprawiać wrażenie opanowanego, ale wszystko się w nim przewracało jak ziemia kruszona broną kultywatora. Wiedział z opowiadań, co znaczy wezwanie do rozliczenia się z grzechów, ale nigdy nie zaznał tego na własnej skórze. Wyglądało zaś na to, że zarówno biskupowi, jak i diakonowi też to się wcale nie uśmiechało.
Biskup Ephram odchrząknął.
– Wiemy, jak to jest być młodym mężczyzną – zaczął. – Istnieją pewne pokusy… – Jego głos urwał się niczym nitka przędzy z motków, które nawijała matka Samuela.
Młodzieniec patrzył na starszych, przenosząc wzrok z Lucasa na Ephrama… Ciekawe, pomyślał, co Katie im powiedziała. Czy w ogóle coś im powiedziała.
Katie, za którą oddałby życie; za którą z chęcią zniósłby sześć tygodni odrzucenia przez wspólnotę; z którą pragnął spędzić resztę swoich dni, zapełniając dom pociechami i służąc Bogu. Katie, która urodziła dziecko.
Samuel pochylił głowę. Spodziewał się już, że za chwilę usłyszy ich prośbę, aby stawił się w kościele i naprawił swoje winy; a kiedy ją usłyszy, usłucha, bo taka jest jego powinność. Kiedy biskup zarzuca komuś grzech, nie dyskutuje się z nim. Lecz nagle Samuel zrozumiał, że ta niezręczna cisza to dar, dar biskupa dla niego. Jeśli go uprzedzi, odezwie się teraz, już, natychmiast – to być może w ogóle nie usłyszy żadnego zarzutu.
Читать дальше