– Wydaje mi się, że musisz porozmawiać z Katie – powiedziała łagodnie Ellie. – Ja nie odpowiem ci na te pytania.
– Mieliśmy być razem. Tak mi mówiła – jęknął Samuel drżącym głosem. Nie płakał, ale oczy lśniły mu od łez. Złamane serca mają też to do siebie, że nie da się znieść ich widoku, nie dzieląc choćby cząstki cierpienia. Samuel odwrócił się od Ellie, garbiąc plecy. – Wiem, że Pan nakazuje mi jej wybaczyć, ale w tej chwili nie mogę tego uczynić. W tej chwili chcę wiedzieć tylko jedno: z kim wtedy była.
Ellie skinęła głową. Nie ty jeden, dodała w myślach.
Wokół filarów mostu kolejowego wiły się pnącza, wyciągając swoje długie ramiona w kierunku podziałki poziomu wody i nitów spajających stal z betonem. Katie podwinęła dżinsy, zdjęła buty, potem skarpetki i weszła za Adamem do płytkiej przybrzeżnej wody. Ostre kamyki kłuły ją w podkulone stopy, a te gładsze były śliskie; czuła, jak jej pięty się z nich zsuwają. Kiedy oparła się o filar, aby nie stracić równowagi, nagle poczuła dłonie Adama na ramionach.
– Jest rok tysiąc osiemset siedemdziesiąty ósmy, grudzień – szepnął. – Pada marznący deszcz, szaleje burza powodująca gołoledź. Dwustu trzech pasażerów wyrusza do Nowego Jorku na święta pociągiem Pennsylvania Line. W tym miejscu, na samym skraju mostu, pociąg wypada z torów. Wagony toną w lodowatej wodzie. Sto osiemdziesiąt sześć osób traci życie.
Poczuła ciepło jego oddechu na szyi, przy samym ramieniu, ale po chwili, równie nagle, Adam odsunął się od niej.
– Więc dlaczego nie ma tutaj stu osiemdziesięciu sześciu duchów?
– Można śmiało założyć, że rzeczywiście one tu są, ale widziano tylko jednego. Kobietę nazwiskiem Edye Fitzgerald. Są na to świadkowie. – Adam wyszedł z powrotem na brzeg, wziął do rąk długą, płaską skrzynkę z mahoniu i zaczął majstrować przy zamku. – Edye i John Fitzgeraldowie jechali do Nowego Jorku w podróż poślubną. John przeżył katastrofę. Podobno chodził z ratownikami na miejsce tragedii i wołał żonę po imieniu. Kiedy odnaleziono i zidentyfikowano jej zwłoki, pojechał do Nowego Jorku, sam, wynajął apartament dla nowożeńców w jakimś wytwornym hotelu i odebrał sobie życie.
– To grzech – powiedziała ostro Katie.
– Tak? A może on tylko chciał wrócić do niej, do Edye? – Adam uśmiechnął się lekko. – Ja w każdym razie chętnie zobaczyłbym ten apartament, żeby sprawdzić, czy go nie nawiedza. – Uniósł wieczko płaskiej skrzynki. – Co do Edye, istnieją zeznania ponad dwudziestu świadków, którzy widzieli ją, tutaj, w tym miejscu. Chodziła w wodzie przy brzegu i wołała Johna po imieniu.
Wyjął ze skrzynki dwa zgięte pręty w kształcie litery L i zakręcił nimi w dłoniach, jakby mierzył do celu. Katie przyglądała mu się, a oczy miała okrągłe jak spodki.
– Do czego ci to?
– Będę łapał duchy. – Uśmiechnął się, widząc jej wstrząśniętą minę. – Wy nigdy nie używacie różdżek? Pewnie nie… Ludzie bawią się nimi w szukanie wody, czasem nawet złota, ale są one też czułe na energię. Kiedy coś wychwycą, nie wyginają się do dołu, tylko zaczynają drżeć.
Ruszył dookoła betonowego filaru, poruszając się tak bezszelestnie, że woda, w której brodził, ledwie zaszeptała, rozgarniana jego łydkami. Dłonie zacisnął na uchwytach różdżki, głowę pochylił w skupieniu.
Katie nie umiała sobie wyobrazić swoich rodziców w rolach Johna i Edye Fitzgeraldów, ludzi, których miłość sięgnęła wszelkich skrajności. Nie; kiedy współmałżonek umiera, a śmierć to przecież naturalna kolej rzeczy, wdowa lub też wdowiec dalej robią swoje. Kiedy poszperała w pamięci, stwierdziła, że nie widziała ani razu, żeby Dat całował Mam, choćby nawet od niechcenia, w przelocie. Pamiętała jednak dobrze, jak przez cały dzień pogrzebu Hannah obejmował ręką jej ramiona, albo jak czasami po skończonym obiedzie uśmiechał się do niej tak promiennie, jakby właśnie przychyliła mu nieba. Katie od najmłodszych lat uczono, że to wspólnie wyznawane wartości i proste życie cementują trwałość małżeństwa, namiętność zaś przychodzi później i jest rzeczą prywatną. Ale kto powiedział, że nie może ona przyjść wcześniej? Czy to przemożne westchnienie wyrywające się z piersi, ten ogień wybuchający głęboko w brzuchu, gdy ta jedyna osoba otrze się ramieniem o twoje ramię, dźwięk jej głosu ściśle oplatający twoje serce – czy żadna z tych rzeczy nie może połączyć mężczyzny i kobiety na wieczność?
Adam nagle znieruchomiał. Jego dłonie drżały lekko w rytm dygotania różdżki.
– Coś tutaj jest – oznajmił. Katie uśmiechnęła się lekko.
– Betonowy filar – podpowiedziała.
Po jego twarzy przemknął cień zawodu, ale tak szybko, że nie miała pewności, czy to nie była może tylko jej wyobraźnia. Ramiona różdżki szarpnęły się znów, mocniej. Adam cofnął się gwałtownie.
– Uważasz, że ja sobie to wszystko zmyślam?
– Wcale nie…
– Nie musisz kłamać. Masz to wypisane na twarzy.
– Nie rozumiesz… – zaczęła się tłumaczyć. Adam wcisnął jej w ręce różdżkę.
– Trzymaj – rzucił wyzywającym tonem. – Sama to poczuj. Katie zacisnęła dłonie na rozgrzanych uchwytach, tam, gdzie przed chwilą spoczywały jego dłonie. Ostrożnie podeszła do miejsca, w którym przed chwilą stał.
Najpierw poczuła dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. A potem ogarnął ją niewysłowiony smutek, omotał niczym rybacka sieć. Różdżka zaszamotała się w jej dłoniach, jakby ktoś za nią ciągnął, chwytał się jej jak liny ratowniczej. Przygryzła dolną wargę, opierając się z całych sił i rozumiejąc, że ten trwożliwy niepokój, ta niewidoczna energia, ten ból – to właśnie jest duch.
Adam położył dłoń na ramieniu Katie, a ona wybuchnęła płaczem. To było dla niej za wiele – nie mogła znieść myśli, że to prawda, że umarli mogą wciąż przebywać tutaj, na ziemi, a to, że od lat widuje Hannah, nie jest wcale skutkiem choroby psychicznej. Poczuła, jak oplatają ją ramiona Adama; chciała się od niego odsunąć i bardzo się speszyła, gdy dotarło do niej, że wypłakuje mu się w koszulę.
– Cicho… – szepnął, jakby próbował uspokoić dzikie, nieufne zwierzę. – Nic się nie stało.
Ale to nie była prawda. Czy od Hannah emanowała ta sama rozpacz, którą Katie wyczuła u Edye Fitzgerald? Czy nadal, tak jak wtedy, wołała Katie na pomoc?
Wargi Adama, ciepłe, otarły się o jej ucho.
– Poczułaś ją – szepnął z podziwem, a ona przytaknęła, ocierając policzek o jego dłoń.
Znów poczuła drżenie, ale tym razem zrodziło się ono w niej samej. Jego oczy jaśniały błękitem, który można zobaczyć, kiedy człowiek kręci się w kółko na polu kukurydzy, a potem upadnie na plecy, a cały świat wiruje dokoła w pędzie zawrotów głowy. Czując, jak jej serce łomocze w piersi, a głowa kręci się jak dziecinny bączek, pomyślała o Edye i Johnie Fitzgeraldach. A gdyby ją ktoś tak pokochał, że przez całą wieczność powtarzałby tylko jej imię…
– Katie – szepnął Adam, pochylając głowę.
Wiedziała już, jak smakują pocałunki; suche, szorstkie cmoknięcia, po których w zasadzie powinny zostawać siniaki. Usta Adama łagodnie muskały jej wargi, aż skóra zaczęła mrowić, a gardło zacisnęło się boleśnie. Przywarła do niego całym ciałem. Smakował kawą i gumą miętową; trzymał ją w ramionach tak, jakby była krucha i mogła się potłuc.
Nagle odsunął się gwałtownie.
– O, Boże. – Cofnął się o krok. – O, mój Boże.
Читать дальше