Nagle Adamowi wydało się, że Katie zaraz się rozpłacze. Wyciągnął dłoń i pogładził ją po głowie.
– Włosy miała zupełnie jak ty. Bujne, proste i długie. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktoś nosił takie długie włosy. – Katie zaczerwieniła się po same uszy, a on odsunął się i podciągnął kolana pod brodę, oplatając je ramionami. – A ja mogę cię o coś zapytać?
– Dobrze.
– Bo jest tak: niebywale mi pochlebia, że tak cię pasjonują moje badania, ale jednak… Muszę powiedzieć, że jesteś ostatnią osobą, której zainteresowania bym się spodziewał.
– Chodzi ci o to, że jestem z prostych ludzi?
– No właśnie.
Katie przesunęła palcami po stronie, którą Adam własnoręcznie przepisał na maszynie.
– Znam te duchy – powiedziała. – Wiem jak to jest, poruszać się w świecie, do którego tak naprawdę się nie należy. I wiem też, co to znaczy, kiedy ludzie gapią się na ciebie, przeszywają wzrokiem na wylot i nie wierzą własnym oczom. – Katie odłożyła skoroszyt z wynikami badań i spojrzała na Adama. – Skoro ja istnieję, to dlaczego one nie mogą?
Adam kiedyś przeprowadzał rozmowy z grupą turystów, którzy na własne oczy zobaczyli, jak z pola bitwy pod Gettysburgiem wstaje batalion żołnierzy, których przedtem nikt tam nie widział. Za pomocą kamer pracujących w podczerwieni rejestrował „zimne” pola energetyczne, które otaczają zjawy. Słyszał, jak duchy przesuwają skrzynki w piwnicach, trzaskają drzwiami, dzwonią dzwonkami w telefonach. Niemniej jednak przez wszystkie te lata, które spędził na zbieraniu materiałów do swojej pracy doktorskiej, musiał zaciekle walczyć o wiarygodność.
Czując, że otrzymał nauczkę, ujął dłoń Katie i uścisnął ją delikatnie, potem zaś uniósł do ust i pocałował nadgarstek, po wewnętrznej stronie.
– Nie jesteś duchem – zapewnił ją.
George Callahan spojrzał na talerz Lizzie i zmarszczył brwi.
– Czy ty w ogóle coś jesz? Niedługo wiatr cię przewróci. Policjantka ułamała kawałek bajgla leżącego przed nią.
– Dlaczego ty nigdy nie jesteś zadowolony, dopóki wszyscy wokół ciebie czegoś nie żrą?
– Prawnicy tak mają. – George otarł usta serwetką i rozsiadł się wygodniej na krześle. – A dziś potrzebna ci będzie energia. Próbowałaś kiedyś wyciągnąć z amiszów zeznania poza protokołem?
Lizzie cofnęła się wspomnieniami.
– Raz – odparła. – Przy tej sprawie Charliego Lappa, tak zwanego Wariata.
– Pamiętam. Dzieciak – schizofrenik. Samowolnie odstawił leki, ukradł samochód i smyknął do Georgii. Teraz będzie gorzej. W stosunku, mniej więcej… jeden do stu.
– George, daj mi pracować. Czy ja ci mówię, jak masz prowadzić sprawy?
– A mówisz. Jasne, że mówisz. Tylko ja nie słucham. – Prokurator nachylił się ku niej, oparł łokcie na stole. – Zabójstwa noworodków rzadko kiedy trafiają na wokandę, zazwyczaj dochodzi do umowy pomiędzy obroną a oskarżeniem. Matka zawsze dostaje możliwie najniższy wyrok, o ile w ogóle zostaje skazana. Wiesz dlaczego?
– Bo żaden ławnik nie uwierzy, że matka byłaby zdolna zabić własne dziecko?
– Częściowo tak. Bardziej jednak chodzi o to, że oskarżenie nie potrafi wskazać motywu zbrodni i sprawa przestaje przypominać morderstwo.
Lizzie zamieszała swoją kawę.
– Ellie Hathaway może powołać się na brak poczytalności oskarżonej.
– Na razie jeszcze tego nie spróbowała. – George wzruszył ramionami. – Posłuchaj. Mnie się wydaje, że to będzie głośna sprawa, właśnie ze względu na to, że są w nią zamieszani amisze. To szansa, żeby zrobić szum wokół biura prokuratora okręgowego.
– Który, oczywiście, bynajmniej ci nie zaszkodzi w nadchodzących wyborach na to stanowisko – zauważyła Lizzie.
George zmrużył oczy.
– Tutaj nie chodzi o mnie. To nie Najświętsza Maryja Panna, która urodziła małego Jezuska w stajence, jest oskarżona w tej sprawie, tylko Katie Fisher, która urodziła dziecko w oborze, aby potem je z premedytacją zabić i ukryć zwłoki. – Prokurator uśmiechnął się do policjantki. – A ty dostarczysz dowodów, że mam rację.
Ellie, Sara i Katie zobaczyły samochód parkujący na podwórku przez okno w kuchni, gdzie razem marynowały ogórki.
– Och – westchnęła Sara, odsuwając firankę, żeby było lepiej widać – znów przyjechała ta policjantka.
Ellie zamarła, obcinając czubek ogórka.
– Będzie chciała rozmawiać ze wszystkimi. Katie, idź do swojego pokoju i nie wychodź, dopóki ci nie powiem.
– Dlaczego?
– Bo to jest wróg, rozumiesz? – Katie pobiegła na górę, a Ellie odwróciła się do Sary: – Ty będziesz musiała z nią porozmawiać. Mów jej tylko o tym, o czym możesz mówić bez oporów.
– Nie zostaniesz tutaj?
– Ja będę pilnować, żeby Katie nie wpadła w jej ręce. To jest ważniejsze.
Sara skinęła głową i w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Odczekała, aż Ellie wyjdzie i poszła otworzyć.
– Dzień dobry, pani Fisher. Nie wiem, czy pani mnie pamięta, jestem…
– Pamiętam panią – powiedziała Sara. – Zechce pani wejść? Lizzie skinęła przytakująco.
– Bardzo chętnie. Chciałabym zadać pani kilka pytań. – Rozejrzała się po kuchni, dostrzegając słoiki wekujące się na piecu i stosiki ogórków leżące na stole. – Czy nie ma pani nic przeciwko? – Sara skinęła sztywno głową, na co policjantka sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyjęła notes. – Czy może mi pani trochę opowiedzieć o swojej córce?
– Katie to dobra dziewczyna. Jest pokorna, nie zna skąpstwa, zawsze życzliwa i służy Panu.
Lizzie postukała ołówkiem w kartkę, nie zapisując ani słowa.
– Widzę, że ma pani anioła w domu.
– Nie. To dobra córka prostych ludzi.
– Ma chłopaka?
Sara zacisnęła dłonie pod fartuchem.
– Odkąd u Katie zaczęły się zielone lata, było ich kilku. Ale najpoważniej traktowała Samuela. Samuel pracuje z moim mężem na farmie.
– Pamiętam, poznałam go. Najpoważniej – to znaczy jak poważnie?
– Nie mnie to oceniać – powiedziała Sara oględnie, ze wstydliwym uśmiechem na ustach. – To są prywatne sprawy Katie. A gdyby naprawdę myśleli o ślubie, wtedy to Samuel powinien zajść do pośrednika małżeńskiego. To on, Schtecklimann , przyszedłby do Katie i zapytał, jak jest jej wola.
Lizzie uniosła brew.
– Mam rozumieć, że Katie nie mówi pani wszystkiego o swoim życiu osobistym?
– Oczywiście, że nie.
– A czy zwierzyła się pani, że jest w ciąży? Sara wbiła wzrok w podłogę.
– Nie wiem.
– Nie chcę być niegrzeczna, pani Fisher, ale albo tak było, albo nie. Trzeciej możliwości nie ma.
– Nie powiedziała mi niczego wprost, ale z drugiej strony nie poinformowałaby mnie o tym sama z siebie. To bardzo osobista sprawa.
Lizzie ugryzła się w język i zamiast powiedzieć, co miała na myśli, zapytała tylko:
– Nie zauważyła pani, że córka nosi obszerniejsze sukienki? Że przestała miesiączkować?
– Miałam już dzieci, pani detektyw. Wiem, jakie są oznaki ciąży.
– Ale nie rozpoznałaby ich pani, gdyby ktoś celowo ukrywał ciążę?
– Raczej nie – przyznała Sara cichym głosem. – Możliwe jednak, że sama Katie nie wiedziała, co się dzieje.
– Przecież wychowała się na farmie. Widziała też panią w ciąży, prawda? – Sara skłoniła głowę, potwierdzając, a w głowie Lizzie błysnęła nagle pewna myśl. – Czy Katie kiedykolwiek wykazała się agresją?
– Nie. Wprost przeciwnie, zawsze znosiła do domu znalezione wiewiórki i ptaki. Kiedy krowa zdechła przy cieleniu, to ona zawsze karmiła jej młode. Opiekowała się wszystkim, co potrzebowało opieki.
Читать дальше