Matthew spojrzał znad biurka.
– Manuskrypt leży koło twojego komputera.
Czarne okładki przyciągały mnie niczym magnes. Usiadłam przy stole i otworzyłam książkę, trzymając ją ostrożnie. Kolory były jeszcze bardziej żywe, niż mi się to wydawało za pierwszym razem. Przez kilka minut przyglądałam się królowej, a potem odwróciłam pierwszą kartę.
Incipit tractatus Aurora Consurgens intitulatus . Słowa były mi znane. Tu rozpoczyna się rozprawa zatytułowana: Zaranie Świtu . Wciąż jednak czułam dreszcz rozkoszy, jaki towarzyszył pierwszemu zetknięciu się z książką. Wraz z nią przychodzi do mnie wszystko, co dobre. Ona zwana jest Mądrością Południa, która woła na ulicach do tłumów . Czytałam cicho, tłumacząc łaciński tekst. Było to piękne dzieło, pełne parafraz cytatów z Pisma Świętego i innych tekstów.
– Masz tu na górze Biblię? – Pomyślałam, że w trakcie przedzierania się przez manuskrypt dobrze by było mieć pod ręką egzemplarz Pisma.
– Mam, ale nie jestem pewien, gdzie ona stoi. Chcesz, żebym się za nią rozejrzał? – Matthew uniósł się lekko na krześle, ale jego wzrok był ciągle przyklejony do ekranu monitora.
– Nie, znajdę ją sama. – Podniosłam się i przesunęłam palcami po krawędzi najbliższej półki. Matthew ułożył swoje książki nie według rozmiarów, ale według dat ich wydania. Te na pierwszej półce były tak stare, że trudno mi było domyślić się, co mogły zawierać – być może zaginione dzieła Arystotelesa? Wszystko było możliwe.
Mniej więcej połowa książek ustawiona była grzbietami do środka, żeby zabezpieczyć ich kruche krawędzie. Na wielu z nich znajdowały się identyfikacyjne napisy umieszczone na zewnętrznej krawędzi bloków. Tu i ówdzie widać było wypisane grubymi czarnymi literami tytuły albo nazwiska autorów. W połowie obwodu komnaty zaczęły się pokazywać książki ustawione grzbietami na zewnątrz. Ich tytuły i nazwiska autorów tłoczone były złotymi i srebrnymi literami.
Przesuwałam się obok manuskryptów mających grube i nierówne karty. Na przedniej krawędzi bloków niektórych z nich widać było małe greckie litery. Wędrowałam dalej, rozglądając się za dużą i grubą drukowaną księgą. Mój wskazujący palec znieruchomiał naprzeciwko jednej z ksiąg oprawionej w brązową skórę ze złoceniami.
– Matthew, powiedz mi, proszę, że Biblia Sacra 1450, to nie jest księga, której szukam.
– Rzeczywiście, to nie jest to, co miałaś na myśli – odpowiedział machinalnie, przebierając palcami po klawiszach z iście nieludzką prędkością. Nie zwracał prawie uwagi na to, co robiłam, a już absolutnie żadnej na moje słowa.
Pozostawiwszy na miejscu Biblię Gutenberga, ruszyłam w dalszą wędrówkę wzdłuż półek, mając nadzieję, że nie okaże się ona jedyną dostępną wersją Pisma. Mój palec znieruchomiał znowu koło książki z napisem „Willy's Playes”.
– Czy otrzymywałeś te książki od swoich przyjaciół?
– Tak, większość z nich. – Matthew nawet nie spojrzał w moją stronę.
Podobnie jak drukarstwo niemieckie wczesny okres angielskiego dramatu był tematem, którego przedyskutowanie można było odłożyć na później.
W większej części książki były w doskonałym stanie. Nie było to specjalnie zaskakujące, jeśli wzięło się pod uwagę ich właściciela. Niektóre były jednak podniszczone. Na przykład leżąca na dolnej półce cienka, długa księga miała tak zniszczone i poprzecierane rogi, że widać było wystające spod skóry deski okładek. Byłam ciekawa, dlaczego ta właśnie książka stała się ulubioną lekturą właściciela, toteż wyciągnęłam ją i otworzyłam. Była to Anatomia Wesaliusza z 1543 roku, pierwsza księga zawierająca dokładne opisy szczegółów budowy ludzkiego ciała.
Podjąwszy polowanie na inne pozycje, które pozwoliłyby mi wniknąć w zainteresowania gospodarza, zaczęłam szukać innych książek noszących ślady częstego używania. Tym razem natrafiłam na mniejszy i grubszy tom. Na przedniej krawędzi jej bloku wypisany był atramentem tytuł De motu . Była to rozprawa Williama Harveya o krążeniu krwi, a jego wyjaśnienia, w jaki sposób pompuje ją serce, musiały być interesującą lekturą dla wampirów po jej pierwszym wydaniu w latach dwudziestych XVII wieku, chociaż w tym okresie musieli już oni mieć jakieś pojęcie o tym, że tak to może wyglądać.
Wśród tych podniszczonych książek znajdowały się dzieła na temat elektryczności, mikroskopii i fizjologii. Ale najbardziej zniszczona książka, na jaką natrafiłam, znajdowała się na półkach z wydaniami XIX-wiecznymi. Było to pierwsze wydanie O powstawaniu gatunków Darwina.
Rzuciwszy spojrzenie w kierunku wampira, wyciągnęłam tę książkę ukradkiem z półki, niczym sklepowy złodziej. Jej zielona płócienna oprawa, na której znajdował się drukowany złotymi literami tytuł i nazwisko autora, była postrzępiona. Matthew wpisał swoje nazwisko pięknym charakterem pisma na czystej karcie przed stroną tytułową.
W środku znajdował się złożony list.
Szanowny Panie, pański list z 15 października dotarł w końcu do mnie. Jestem zażenowany tym, że odpowiadam z opóźnieniem. Przez wiele lat gromadziłem wszelkie dostępne mi fakty odnoszące się do różnicowania i powstawania gatunków. Cieszę się, że aprobuje Pan moje rozumowanie, jako że niebawem moja książka trafi do rąk wydawcy.
C. Darwin, 1859
Tych dwóch ludzi wymieniało listy zaledwie kilka tygodni przed wydaniem w listopadzie O powstawaniu gatunków .
Strony książki pokryte były wpisanymi ołówkiem i piórem uwagami wampira, które nie pozostawiły niemal ani centymetra czystego papieru. Trzy rozdziały zawierały nawet więcej uwag niż reszta. Były to rozdziały poświęcone instynktom, hybrydyzacji i pokrewieństwom między gatunkami.
Podobnie jak rozprawa Harveya o krążeniu krwi, siódmy rozdział książki, w którym Darwin omawiał instynkty naturalne, musiał być wspaniałą lekturą dla wampirów. Coraz bardziej zafascynowany pomysłami Darwina Matthew podkreślał poszczególne ustępy i wpisywał uwagi nad i pod linijkami tekstu, a także na marginesach. Możemy wysnuć stąd wniosek, że instynkty rodzinne były nabywane, a instynkty naturalne tracone po części z powodu nabywania nowych przyzwyczajeń, a po części z powodu działań człowieka polegających na selekcjonowaniu i gromadzeniu przez kolejne pokolenia szczególnych mentalnych przyzwyczajeń i działań, które początkowo wyłaniały się z tego, co z powodu naszej ignorancji musieliśmy określić mianem przypadku . W swych uwagach Matthew wpisywał pytania o to, jakie instynkty mogły zostać nabyte, i czy w przyrodzie możliwe są przypadki. Na dolnym marginesie znajdowało się jego pytanie: „Czy możliwe jest, że zachowaliśmy pod postacią instynktów to, z czego istoty ludzkie rezygnowały przez przypadek i z powodu nowych przyzwyczajeń?” Nie potrzebowałam pytać, kto krył się za owym „my”. Miał na myśli istoty o zdolnościach nadnaturalnych – nie tylko wampiry, ale również czarodziejów, czarownice i demony.
W rozdziale poświęconym hybrydyzacji uwagę Matthew przyciągnęły problemy związane z krzyżowaniem i bezpłodnością. Pierwsze krzyżówki między formami, które są wystarczająco odmienne, żeby można było uznać je za gatunki i ich hybrydy, pisał Darwin, są najczęściej, ale nie we wszystkich przypadkach, bezpłodne. Na marginesach obok podkreślonego ustępu wyrysowany był szkic drzewa genealogicznego. Obok jego korzeni i czterech gałęzi znajdowały się znaki zapytania. „Dlaczego chów wsobny nie prowadzi do bezpłodności lub szaleństwa?” – brzmiało pytanie, które Matthew wpisał w pień drzewa. U góry strony umieścił pytanie: „Jeden gatunek czy cztery?” Oraz po francusku: „Jak powstały daeos?”
Читать дальше