Matthew przeszedł Dahrem w kłus, ale Rakasa czekała posłusznie, aż dam jej odpowiedni sygnał. Zrobiłam to i znowu zdumiałam się jej płynnym ruchem.
– Jakiej rasy jest Dahr? – spytałam, zauważywszy jego równie gładki bieg.
– Przypuszczam, że można go zaliczyć do destrierów – wyjaśnił Matthew. Były to konie, które niosły rycerzy na wyprawy krzyżowe. – Hodowano je dla ich szybkości i zwrotności.
– Myślałam, że destriery były potężnymi końmi bojowymi. – Dahr był większy od Rakasy, ale niewiele.
– Były duże, jak na owe czasy. Ale nie były dość potężne, żeby nieść do bitwy mężczyzn z mojej rodziny, przynajmniej wtedy, gdy mieliśmy na sobie zbroję i broń. Ćwiczyliśmy na takich koniach jak Dahr i jeździliśmy na nich dla przyjemności, ale walczyliśmy na perszeronach, takich jak Baltazar.
Zatopiłam wzrok między uszami Rakasy, starając się znaleźć dość odwagi, żeby poruszyć inny temat.
– Mogę cię zapytać o coś, co dotyczy twojej matki?
– Oczywiście – odparł Matthew, odwracając się w siodle. Oparł jedną dłoń na biodrze, trzymając lekko drugą ręką cugle swojego konia. Teraz wiedziałam już z absolutną pewnością, jak wyglądał średniowieczny rycerz na końskim grzbiecie.
– Dlaczego ona tak bardzo nienawidzi czarownic? Wampiry i czarodzieje to tradycyjni wrogowie, ale niechęć Ysabeau do mnie wychodzi poza przyjęte granice. Wydaje się, jakby było w niej coś osobistego.
– Przypuszczam, że chciałabyś usłyszeć lepsze wytłumaczenie niż to, że pachniesz jak wiosna.
– Tak, chcę poznać rzeczywiste powody.
– Ona jest zazdrosna. – Matthew klepnął Dahra po łopatce.
– Ale czego ona może mi zazdrościć?
– Przyjrzyjmy się sprawie. Twoich mocy, a szczególnie czarodziejskiego daru przewidywania przyszłości. Twojej zdolności do posiadania dzieci i przekazywania tej mocy nowemu pokoleniu. A jak przypuszczam, także łatwości, z jaką umieracie – powiedział w zamyśleniu.
– Ysabeau miała przecież dzieci, ciebie i Louisę.
– Tak, Ysabeau stworzyła nas oboje. Ale myślę, że to nie jest całkiem to samo, co urodzić dziecko.
– A dlaczego ona zazdrości czarownicom jasnowidzenia?
– To musi mieć związek ze sposobem, w jaki sama się odrodziła. Ten, kto zrobił z niej wampirzycę, nie prosił o pozwolenie. – Matthew sposępniał. – Chciał ją mieć za żonę, więc po prostu wziął ją i zamienił w to, czym jest do dziś. Miała opinię osoby jasnowidzącej i była jeszcze dość młoda, żeby mieć ciągle nadzieję na posiadanie dzieci. Ale kiedy została wampirzycą, obie te rzeczy zostały jej odebrane. Nigdy nie pogodziła się z tym całkowicie, a czarownice przypominają jej stale o tamtym utraconym życiu.
– Dlaczego zazdrości czarownicom tego, że tak łatwo umierają?
– Ponieważ odczuwa brak mojego ojca. – Matthew urwał nagle. Uświadomiłam sobie, że wydusiłam z niego dość zwierzeń.
Drzewa się przerzedziły i Rakasa zaczęła niespokojnie strzyc uszami.
– Jedź – rzucił Matthew zrezygnowanym tonem, wskazując otwartą przestrzeń przed nami.
Dotknęłam piętami boków Rakasy i klacz wyrwała do przodu, gryząc wędzidło w pysku. Zwolniła, wspinając się na wzgórze. A gdy dotarła do jego grzbietu, zaczęła zadzierać łeb i potrząsać nim, wyraźnie ciesząc się tym, że Dahr stoi na dole, podczas gdy ona się tu wdrapała. Wykręciłam nią szybką ósemkę, kontrując cuglami, żeby się nie potknęła przy skręcaniu.
Dahr ruszył znowu, już nie galopem, ale cwałem. Jego czarny ogon płynął za nim, a kopyta uderzały o ziemię z niewiarygodną prędkością. Pociągnęłam lekko wodze Rakasy, żeby ją zatrzymać. Więc to była silna strona destrierów. Mogły ruszyć z miejsca i rozpędzić się do prawie stu kilometrów na godzinę, niczym dobrze przygotowany sportowy samochód. Zbliżając się, Matthew nie zrobił nic, żeby zwolnić, ale Dahr osadził się nagle w miejscu o dwa metry od nas, robiąc lekko bokami z wysiłku.
– Coś takiego! Nie pozwalasz mi przeskoczyć przez płot, a sam urządzasz takie popisy – zażartowałam złośliwie.
– Dahr ma za mało ruchu. Potrzebuje dokładnie czegoś takiego. – Matthew wyszczerzył zęby i poklepał konia po łopatce. – Masz ochotę na mały wyścig? Oczywiście damy ci fory na starcie – powiedział z dwornym ukłonem.
– Jasne, że tak. Dokąd?
Matthew wskazał samotne drzewo na grzbiecie wzgórza i popatrzył na mnie, czekając na pierwszą oznakę ruchu.
Wybrał cel, który można było osiągnąć, nie wpadając na nic. Być może Rakasa nie potrafiła osadzać się tak nagle jak Dahr.
Nie było sposobu, żeby zaskoczyć czymś wampira lub żeby moja klacz, mimo jej płynnego ruchu, mogła pokonać Dahra, biegnąc pod górę. Mimo to pałałam chęcią przekonania się, jak dobrze spisze się mój koń. Pochyliłam się do przodu i poklepałam Rakasę po szyi, opierając przez chwilę brodę na jej ciepłym ciele z zamkniętymi oczami.
– Leć – zachęciłam ją cicho.
Rakasa wyrwała do przodu tak, jakby dostała uderzenie w zad. Zdałam się całkowicie na moje instynkty.
Uniosłam się w siodle, żeby ułatwić jej dźwiganie ciężaru, i zawiązałam cugle w luźny węzeł. Gdy klacz zaczęła galopować równym tempem, opuściłam się na siodło, ściskając nogami jej rozgrzane boki. Wysunęłam stopy z niepotrzebnych strzemion i uczepiłam się palcami jej grzywy. Zza moich pleców dochodził tętent kopyt Dahra. Poczułam się jak w niedawnym śnie, w którym uciekałam przed goniącymi mnie psami i końmi. Zacisnęłam lewą dłoń, tak jakbym coś w niej trzymała, i pochyliłam się z zamkniętymi oczami na szyi Rakasy.
– Leć – powtórzyłam, ale głos, który usłyszałam w głowie, nie przypominał już mojego. Rakasa zareagowała, jeszcze bardziej przyspieszając.
Czułam, że drzewo jest coraz bliżej. Matthew rzucił oksytańskie przekleństwo i Rakasa w ostatniej chwili odbiła w lewo, zwolniła do galopu, a potem przeszła w trucht. Poczułam pociągnięcie za jej cugle. Otworzyłam z przerażeniem oczy.
– Czy ty zawsze jeździsz na nieznajomych koniach z maksymalną prędkością i z zamkniętymi oczami, a do tego puszczasz cugle i wysuwasz nogi ze strzemion? – spytał z lodowatą wściekłością Matthew. – Widziałem, jak wiosłowałaś z zamkniętymi oczami, a także jak szłaś w ten sposób ścieżką. Zawsze podejrzewałem, że jest w tym jakaś magia. Musiałaś też sięgnąć po nią w czasie jazdy. Bo inaczej już byś nie żyła. Wierz mi albo nie wierz, ale myślę, że przekazujesz Rakasie myślą, a nie rękami i nogami, co ma robić.
Zamyśliłam się, czy to może być prawda. Matthew burknął coś niecierpliwie, a potem przerzucił prawą nogę wysoko nad łbem Dahra, wysuwając jednocześnie lewą stopę ze strzemiona, i ześliznął się z konia twarzą do przodu.
– Zsiądź – rzucił szorstkim tonem, chwytając luźne wodze Rakasy.
Postanowiłam zeskoczyć w tradycyjny sposób, przerzucając prawą nogę nad zadem Rakasy. Gdy znalazłam się plecami do niego, Matthew wyciągnął rękę i ściągnął mnie z konia. Wiedziałam już, dlaczego wolał schodzić twarzą do przodu. Zabezpieczało to przed schwytaniem od tyłu i zrzuceniem z konia. Odwrócił mnie i przycisnął do piersi.
– Dieu – szepnął, wtulając usta w moje włosy. – Nigdy więcej tego nie rób, proszę.
– Powiedziałeś mi, że nie będziesz się przejmował tym, co robię. Dlatego przywiozłeś mnie do Francji – odparłam zakłopotana jego reakcją.
– Przepraszam cię – odparł poważnie. – Staram się nie wtrącać. Ale trudno przyglądać się, jak używasz magii, której nie rozumiesz… Zwłaszcza wtedy, gdy robisz to nieświadomie.
Читать дальше