Matthew zostawił mnie przy koniach, związawszy ich wodze tak, żeby na nie nie nastąpiły, ale pozostawiły im możliwość skubania rzadkich jesiennych traw. Wrócił z mroczną miną.
– Muszę ci coś pokazać. – Poprowadził mnie do drzewa i usiedliśmy pod nim. Ułożyłam nogi ostrożnie z boku, żeby buty nie werżnęły mi się w łydki. Matthew opuścił się zwyczajnie na kolana i oparł uda na podwiniętych stopach.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął kartkę, na której widać było czarne i szare słupki na białym tle. Kartka musiała być już kilkakrotnie rozwijana i składana.
Były to wyniki badania DNA.
– Moje?
– Twoje.
– Kiedy je dostałeś? – spytałam, błądząc palcami po słupkach.
– Marcus przyniósł je do New College. Nie chciałem ci ich pokazywać zaraz po tym, jak przypomniano ci o śmierci twoich rodziców. – Zawahał się. – Czy słusznie zrobiłem, czekając tak długo?
Kiwnęłam głową i odniosłam wrażenie, że Matthew się odprężył.
– Co one mówią? – spytałam.
– Nie rozumiemy wszystkiego – odpowiedział powoli. – Ale Marcus i Miriam zidentyfikowali w twoim DNA ślady, jakich nie widzieliśmy nigdy dotąd.
Lewa strona kartki była zapisana od góry do dołu drobnym, czytelnym pismem Miriam, a po prawej znajdowały się słupki, z których część obwiedziona była czerwonymi kółkami.
– To jest genetyczny zapis zdolności jasnowidzenia – ciągnął Matthew, wskazując pierwszy zakreślony słupek. Jego palce zaczęły powoli przesuwać się w dół strony. – To jest od latania w powietrzu. A to pomaga czarownicom odnajdywać zagubione przedmioty.
Matthew wymieniał jedną po drugiej moce i zdolności, aż w końcu zakręciło mi się w głowie.
– To odnosi się do rozmawiania ze zmarłymi, to jest metamorfoza za pomocą magii, to jest telekineza, tutaj mamy zaklęcia, tutaj rzucanie przekleństw. Masz także takie talenty, jak czytanie w myślach, telepatia i empatia, jeden obok drugiego.
– Te wyniki nie mogą być prawidłowe. – Nigdy nie słyszałam o czarownicy, która miałaby więcej niż jedną albo dwie zdolności. Matthew wymienił ich już tuzin.
– Myślę, Diano, że wyniki odpowiadają prawdzie. Te moce mogą się nigdy nie ujawnić, ale ty odziedziczyłaś genetyczne predyspozycje do ich posiadania. – Odwrócił kartkę na drugą stronę, na której także widać było czerwone kółka i drobiazgowe adnotacje Miriam. – Tutaj mamy struktury odnoszące się do żywiołów. Prawie u wszystkich czarodziejów i czarownic występuje ziemia, a niektórzy mają ziemię i powietrze albo ziemię i wodę. Ty masz wszystkie trzy, czego jeszcze nie widzieliśmy. No i masz także ogień. A ogień jest bardzo, bardzo rzadki. – Matthew wskazał cztery plamy.
– O co chodzi z tymi strukturami odnoszącymi się do żywiołów? – Poczułam nieprzyjemną lekkość w stopach i mrowienie w palcach.
– Wskazują one, że masz genetyczne predyspozycje do panowania nad jednym albo wieloma żywiołami. Wyjaśniają, jakim sposobem byłaś w stanie wywołać czarnoksięską wichurę. Sądząc po nich, mogłabyś wywołać czarodziejski ogień, a również i to, co zwie się czarodziejskim potopem.
– A co mi daje panowanie nad ziemią?
– Możesz przygotowywać magiczne zioła albo wpływać na ich uprawę. To takie podstawowe rzeczy. Jeśli dołączyć do tego moc rzucania uroków, przekleństw i zaklęć albo, tak naprawdę, którąkolwiek z tych zdolności, oznacza to, że masz nie tylko potężne magiczne umiejętności, ale też wrodzony talent czarnoksięski.
Moja ciotka była dobra w rzucaniu uroków. Emily nie miała tej zdolności, ale potrafiła latać na krótkich odległościach i przewidywać przyszłość. Na tym polegały klasyczne różnice między czarownicami – oddzielały te z nich, które mogły używać mocy czarnoksięskich, jak Sarah, od tych, które wykorzystywały magię. Wszystko sprowadzało się do tego, czy kształt jakiejś mocy nadawały słowa, czy też miało się ją po prostu i można było się nią posługiwać według własnej woli. Ukryłam twarz w dłoniach. Przerażająca była już choćby perspektywa przewidywania przyszłości tak, jak to potrafiła robić moja matka. Ale panowanie nad żywiołami? Rozmawianie ze zmarłymi?
– Na tej kartce jest długa lista różnych mocy. Jak dotąd, widzieliśmy tylko… ile? Cztery czy pięć z nich? – To było przerażające.
– Podejrzewam, że widzieliśmy ich więcej. Na przykład to, jak się poruszasz z zamkniętymi oczami, jak porozumiewasz się z Rakasą, no i te twoje iskrzące palce. Tylko po prostu nie mamy jeszcze dla nich nazwy.
– Powiedz mi, że to już wszystko.
Matthew się zawahał.
– Niezupełnie – mruknął, sięgając po następną kartkę. – Jeszcze nie zidentyfikowaliśmy tych śladów. W większości przypadków musimy powiązać dane w postaci DNA z opowieściami o działalności tej czy innej czarownicy, czasami sprzed wielu stuleci. Porównanie może się okazać trudne.
– Czy te testy wyjaśniają, dlaczego moje zdolności ujawniają się właśnie teraz?
– Na to nie potrzebujemy testów. Twoje magiczne talenty zachowują się tak, jakby się budziły z długiego snu. Z powodu tej długiej bezczynności stały się niespokojne i teraz chcą się ujawnić. Tak czy owak, twoje dziedzictwo wyjdzie na wierzch – stwierdzi obojętnie Matthew, a potem zgrabnie zerwał się na nogi i podniósł mnie. – Przeziębisz się od siedzenia na ziemi, a ja będę miał piekielny problem z wytłumaczeniem się przed Marthe, jeśli zachorujesz. – Gwizdnął na konie, które ruszyły w naszym kierunku, korzystając ciągle z nieoczekiwanej okazji posilenia się.
Jeździliśmy jeszcze godzinę, przemierzając lasy i pola wokół Sept-Tours. Matthew pokazał mi, gdzie można było upolować najwięcej dzikich królików, oraz miejsce, w którym ojciec uczył go strzelać z kuszy tak, żeby nie wydłubać sobie oka. Gdy zawróciliśmy w kierunku stajni, moje zmartwienie wynikami testu ustąpiło przyjemnemu uczuciu zmęczenia.
– Jutro będę miała obolałe mięśnie – jęknęłam. – Od lat nie jeździłam konno.
– Sądząc po tym, jak ci dziś poszło, nikt by się tego nie domyślił – powiedział Matthew. Wyjechaliśmy z lasu i wjechaliśmy w kamienną bramę zamku. – Dobrze jeździsz, Diano, ale nie powinnaś wyjeżdżać sama. Zbyt łatwo można tu zgubić drogę.
Matthew nie martwił się tym, że mogę zabłądzić. Martwił się, jak mnie odnaleźć.
– Nie będę.
Jego długie palce rozluźniły się na cuglach. Zaciskał je przez ostatnich pięć minut. Ten wampir był przyzwyczajony do wydawania rozkazów, które wykonywano natychmiast. Nie miał zwyczaju o nic prosić ani niczego uzgadniać. W tym momencie nie było też po nim widać jego zwykłej pobudliwości.
Podjechawszy Rakasą do Dahra, wyciągnęłam rękę i podniosłam dłoń Matthew do ust. Moje gorące wargi zetknęły się z jego twardym zimnym ciałem.
Zaskoczony wampir otworzył szeroko oczy.
Puściłam jego rękę, cmoknęłam na Rakasę, popędzając ją do przodu, i skierowałam się do stajni.
Na szczęście Ysabeau nie zjawiła się na lunchu. Zjadłam i chciałam iść prosto do gabinetu wampira, żeby rozpocząć badanie Aurora Consurgens . Matthew przekonał mnie jednak, żebym się najpierw wykąpała. Powiedział mi, że dzięki temu lepiej zniosę nieuniknione zesztywnienie mięśni. W połowie drogi po schodach musiałam przystanąć i rozetrzeć skurcz w nodze. Była to cena za poranne porywy.
Kąpiel była niebiańska – długa, gorąca i odprężająca. Wciągnęłam na siebie luźne czarne spodnie, sweter i parę skarpetek, po czym potruchtałam piętro niżej, gdzie w kominku buzował ogień. Wyciągnęłam ręce w kierunku płomieni i zamigotały na nich pomarańczowe i czerwone odblaski. Na czym mogło polegać panowanie nad ogniem? W odpowiedzi poczułam świerzbienie w czubkach palców i na wszelki wypadek wsunęłam dłonie do kieszeni.
Читать дальше