Wydawało się, że nie ma tu nikogo, chociaż skądś dobiegały stłumione dźwięki wiolonczelowej suity Bacha, które mieszały się z czymś, co przypominało ostatni przebój nagrany przez zwycięzców konkursu Eurowizji.
Gdy mijaliśmy dwa pokoje biurowe, Matthew wskazał jeden z nich, którego podłogę wyściełał dywan.
– Moje biuro – wyjaśnił, a potem poprowadził mnie do pierwszego laboratorium po lewej stronie. Jego całą powierzchnię zajmowały komputery, mikroskopy i pojemniki z próbkami ustawione porządnie na stelażach. Przy ścianach stały szafy z kartotekami. Na jednej z szuflad widać było kartkę z napisem „‹0”.
– Witam w pracowni historycznej. – W niebieskim świetle jego twarz miała jeszcze bielszą cerę, a włosy wydawały się ciemniejsze. – Zajmujemy się tu ewolucją. Badamy fizyczne próbki z dawnych miejsc pochówków, wykopalisk, kopalnych szczątków i żywych istot i wydobywamy z nich DNA. – Matthew otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej plik kartek. – Jesteśmy jednym z setek laboratoriów rozsianych po całym świecie, które wykorzystują genetykę w badaniach kwestii związanych z pochodzeniem gatunków i ich wymieraniem. Różnica między naszym laboratorium a resztą polega na tym, że badamy nie tylko zwykłych ludzi.
Matthew zasypywał mnie chłodnymi precyzyjnymi informacjami.
– Badacie genetykę wampirów?
– Również czarodziejów i demonów. – Matthew przyciągnął stopą obrotowy taboret i delikatnie posadził mnie na nim.
W drzwi wbiegł nagle jakiś wampir w czarnych conversach i zatrzymał się nagle, wciągając parę gumowych rękawiczek.
Miał pod trzydziestkę. Jasne włosy i niebieskie oczy wyglądały, jakby należały do kalifornijskiego windsurfera. Gdy stanął koło Matthew, wydawał się szczupły i niewysoki, ale jego żylaste ciało promieniowało energią.
– AB minus – powiedział, przyglądając mi się z uznaniem. – O rany, fenomenalny przypadek. – Zamknął oczy i zrobił głęboki wdech. – A do tego czarownica!
– Diano, przedstawiam ci Marcusa Whitmore'a. Marcus, poznaj doktor Bishop. – Matthew zmarszczył brwi, spoglądając na młodszego wampira. – Diana wykłada historię w Yale i jest tu w charakterze gościa, a nie poduszki na igły.
– Och. – Marcus wydawał się zawiedziony, ale rozpogodził się prędko. – Czy miałaby pani coś przeciwko temu, żebym mimo to pobrał od pani próbkę krwi?
– Tak, faktycznie. – Nie życzyłam sobie, żeby mnie nakłuwał i dziobał jakiś wampir od puszczania krwi.
Marcus gwizdnął przez zęby.
– Stwierdzam u pani ostrą reakcję, doktor Bishop. Pachnie adrenaliną.
– Co tu się dzieje? – odezwał się znajomy sopran. Po kilku sekundach ukazała się drobna sylwetka Miriam.
– Nic wielkiego, Miriam, doktor Bishop jest tylko trochę przytłoczona widokiem pracowni.
– Przepraszam. Nie wiedziałam, że to ona – stwierdziła Miriam. – Pachnie inaczej. Czy to adrenalina?
Marcus kiwnął potakująco głową.
– Tak. Zawsze tak pani reaguje? Wszystko przybrane adrenaliną i żadnego luzu?
– Marcus! – Matthew zawarł w tych paru sylabach ostrzeżenie mrożące krew w żyłach.
– Od siódmego roku życia – odparłam, spoglądając w jego niewiarygodnie niebieskie oczy.
Marcus gwizdnął znowu.
– To wiele wyjaśnia. Żaden wampir nie odwróciłby się plecami do czegoś takiego. – Marcus nie miał na myśli mojego fizycznego wyglądu, choć zrobił ruch ręką w moją stronę.
– O czym pan mówi? – spytałam, czując, że ciekawość bierze górę nad zdenerwowaniem.
Matthew przygładził dłonią włosy na skroniach i rzucił Marcusowi spojrzenie, które byłoby w stanie skwasić bańkę mleka. Młodszy wampir stropił się i zaczął wyłamywać sobie palce. Podskoczyłam, słysząc głośne odgłosy przeskakujących stawów.
– Wampiry to drapieżniki, Diano – wyjaśnił Matthew. – Przyciągają nas takie reakcje, jak twoja. Wyczuwamy podniecenie u ludzi i zwierząt.
– Lubimy też je smakować. Dzięki adrenalinie krew nabiera wyśmienitego smaku – dodał Marcus. – Najpierw jest ostra i jedwabista, a potem robi się słodka. Naprawdę smakowita.
Z gardła Clairmonta dobiegł niski charkot. Jego wargi odchyliły się, ukazując zęby. Marcus zrobił krok do tyłu. Miriam chwyciła jasnowłosego wampira mocno za rękę.
– O co chodzi? Nie jestem głodny! – zaprotestował, odtrącając rękę Miriam.
– Doktor Bishop może nie wiedzieć, że wampiry nie muszą być fizycznie głodne, żeby wyczuć adrenalinę. – Matthew z widocznym wysiłkiem starał się zapanować nad sobą. – Wampiry nie zawsze potrzebują posiłku, ale nigdy nie mają dość polowań i wyczuwania adrenalinowej reakcji ofiary na obecność drapieżnika.
Przy moich kłopotach z kontrolowaniem zaniepokojenia nie było nic dziwnego w tym, że Matthew zapraszał mnie bezustannie na posiłki na mieście. To nie zapach kapryfolium budził w nim łaknienie. Był to nadmiar adrenaliny.
– Dziękuję za wyjaśnienie, Matthew. – Mimo naszej ostatniej wieczornej rozmowy wciąż jeszcze wiedziałam stosunkowo niewiele na temat wampirów. – Postaram się uspokoić.
– Nie ma potrzeby – rzucił krótko Matthew. – To nie ty powinnaś się starać, żeby zachować spokój. To my mamy obowiązek okazać pewną uprzejmość i panowanie nad sobą. – Spojrzał ostro na Marcusa i pociągnął za jedną z szuflad.
Miriam rzuciła w moim kierunku niepewne spojrzenie.
– Może powinniśmy zacząć od początku.
– Nie. Myślę, że lepiej będzie zacząć od końca – odparł, wyjmując jedną z teczek.
– Czy oni wiedzą o Ashmole'u 782 ? – spytałam Matthew, widząc, że Miriam i Marcus nie zamierzają opuścić pokoju. – Matthew skinął potakująco głową. – Powiedziałeś im, co widziałam? – Przytaknął znowu.
– Czy mówiłaś o tym komuś innemu? – spytała Miriam tonem, w którym pobrzmiewała ogromna nieufność.
– Jeżeli masz na myśli Petera Knoxa, to nie. Wiedzą tylko moja ciocia i jej partnerka, Em.
– A więc sekret znany jest trzem czarownicom i trzem wampirom – powiedział w zamyśleniu Marcus, spoglądając na Clairmonta. – Interesujące.
– Miejmy nadzieję, że lepiej będzie, jeśli o nim wiemy i go zachowamy, niż gdybyśmy ukrywali przed sobą te sprawy. – Matthew popchnął teczkę w moją stronę.
Trzy pary oczu wampirów przyglądały mi się z uwagą, gdy ją otwierałam. Wampir grasuje w Londynie , krzyczał gazetowy nagłówek. Poczułam, że mój żołądek wywraca się i odsunęłam wycinek na bok. Pod nim znajdował się opis innego tajemniczego zgonu dotyczący wykrwawionego ciała. Dalej był artykuł z czasopisma wraz z wymownym zdjęciem, które wyjaśniło mi jego treść, gdyż nie umiałam czytać po rosyjsku. Gardło ofiary było rozszarpane od szczęki do tętnicy szyjnej.
Materiały informowały o dziesiątkach innych morderstw opisanych we wszystkich językach, jakie można sobie wyobrazić. W niektórych przypadkach ofiarom ucięto głowę. Niektóre zwłoki były wykrwawione, ale na miejscu zbrodni nie było śladów krwi. Inne wskazywały na atak zwierzęcia z powodu okrucieństwa ran na szyi i tułowiu.
– Wymieramy – powiedział Matthew, kiedy odłożyłam na bok ostatnią relację.
– Pewne jest to, że umierają ludzie – odparłam chrapliwym głosem.
– Nie chodzi tylko o ludzi – wtrącił. – Te świadectwa dowodzą, że wampiry wykazują objawy podupadania gatunku.
– To właśnie chciałeś mi pokazać? – Mój głos był zupełnie roztrzęsiony. – Co te relacje mają wspólnego z powstaniem nadnaturalnych stworzeń czy z manuskryptem Ashmole'a 782 ? – Niedawne groźby Gillian wywołały we mnie bolesne wspomnienia, a te zdjęcia przydały im jeszcze ostrości.
Читать дальше