Matthew Clairmont miał przeszło tysiąc pięćset lat…
– Nie powinnam wściubiać nosa do twojego życia – powiedziałam na swoje usprawiedliwienie. Nie wiedziałam, co zrobić z oczami zagubiona w przypuszczeniach, że znajomość historycznych wydarzeń, jakie przeżył ten wampir, pomoże mi lepiej go zrozumieć. Przypomniała mi się linijka z Bena Johnsona. Zdawała się mówić o Matthew więcej niż jego udział w koronacji Karola Wielkiego. – „Nie należał do jednego wieku, ale do wszystkich czasów!” – mruknęłam.
– „Zapominam o czasie, rozmawiając z tobą” – odparł linijką z Miltona, cofając się jeszcze głębiej w literaturę XVII wieku.
Przyglądaliśmy się sobie długo, dopóki byliśmy w stanie znieść rosnące napięcie, przedzierając się przez kolejne kruche zaklęcie między nami. Złamałam je.
– Co robiłeś jesienią 1859 roku?
Jego twarz pociemniała.
– Czego ci naopowiadał Peter Knox?
– Że odmówisz podzielenia się swoimi sekretami z czarownicą – powiedziałam spokojnym tonem, który nie oddawał stanu moich uczuć.
– Tak powiedział? – spytał cicho Matthew, nie dając poznać po sobie poirytowania. Dostrzegałam je w jego minie i ułożeniu ramion. – We wrześniu 1859 roku przeglądałem manuskrypty w Ashmolean Museum.
– W jakim celu? – Powiedz mi to, proszę, poprosiłam milcząco, krzyżując palce na udach. Sprowokowałam go do wyjawienia pierwszej części jego tajemnicy, ale pragnęłam, żeby z własnej woli wyjawił mi resztę. Żadnych gier, żadnych zagadek. Po prostu mi powiedz.
– Trochę wcześniej zakończyłem lekturę rękopisu pewnej książki, która miała niebawem iść do druku. Napisał ją pewien przyrodnik z Cambridge. – Matthew odstawił swój kieliszek.
Odruchowo uniosłam rękę do ust, uświadamiając sobie znaczenie tej daty. O pochodzeniu . Podobnie jak w przypadku Pryncypiów , wielkiego dzieła Newtona poświęconego fizyce, była to książka, która nie wymagała cytowania pełnego tytułu. Każdy, kto uczył się w liceum biologii, znał pracę Darwina O pochodzeniu gatunków .
– W opublikowanym tamtego lata artykule Darwin przedstawił swoją teorię naturalnego doboru, ale książka znacznie się od niego różniła. W cudowny sposób ustalił on, jak przebiegają łatwo zauważalne zmiany w przyrodzie, i krok po kroku popychał czytelnika w kierunku przyjęcia tak rewolucyjnego podejścia.
– Ale alchemia nie ma nic wspólnego z ewolucją. – Sięgnęłam po butelkę i dolałam sobie cennego wina mniej przejęta tym, że mogłoby zniknąć, niż tym, że mogłabym nie zrozumieć sprawy do końca.
– Lamarck uważał, że każdy gatunek pochodzi od innych przodków i rozwija się niezależnie w kierunku wyższych form istnienia. Podejście to bardzo przypominało pogląd alchemików: że kamień filozoficzny jest nieuchwytnym końcowym produktem naturalnego przekształcenia się podstawowych metali w ich wyższe formy, takie jak miedź, srebro i złoto. – Matthew sięgnął po wino. Popchnęłam butelkę w jego kierunku.
– Ale Darwin nie zgadzał się z Lamarckiem, chociaż w początkowych opisach teorii ewolucji używał tego samego terminu „transmutacja”.
– Nie zgadzał się z transmutacją linearną, to prawda. Ale teorię naturalnego doboru Darwina można ciągle interpretować jako szereg połączonych ze sobą transmutacji.
Być może Matthew miał słuszność i magia jest rzeczywiście we wszystkim. Była w teorii powszechnego ciążenia Newtona i mogła też być obecna w teorii ewolucji Darwina.
– Alchemiczne manuskrypty rozsiane są po całym świecie. – Starałam się nie tracić z pola widzenia szczegółów, a zarazem próbowałam zmierzyć się z szerszym obrazem całości. – Dlaczego skupiłeś się na manuskryptach Ashmole'a?
– Czytając Darwina, zauważyłem, że zdaje się on wykorzystywać alchemiczną teorię transmutacji w biologii, i przypomniałem sobie opowieści o tajemniczej księdze, która miała wyjaśniać pochodzenie naszych trzech gatunków: demonów, czarodziejów i wampirów. Odrzucałem je zawsze jako fantastyczne rojenia – wyznał, pociągając łyk wina. – Większość z nich sugerowała, że tekst ten został ukryty przed oczami ludzi w alchemicznej księdze. Publikacja O pochodzeniu popchnęła mnie do rozejrzenia się za nią, a jeśli taka księga rzeczywiście istniała, Elias Ashmole z pewnością by ją zakupił. Miał on niezrównaną smykałkę do wynajdywania dziwacznych manuskryptów.
– Szukałeś jej tu, w Oksfordzie, sto pięćdziesiąt lat temu?
– Tak – odparł Matthew. – I sto pięćdziesiąt lat przed dniem, w którym Ashmole 782 znalazł się w twoich rękach, powiedziano mi, że manuskrypt zaginął.
Moje serce zaczęło bić jak szalone. Matthew spojrzał na mnie z niepokojem.
– Mów dalej – powiedziałam, zachęcając go ruchem ręki.
– Od tamtej pory starałem się go wytropić. Muzeum miało wszystkie inne manuskrypty Ashmole'a, ale żaden nie wydawał się obiecujący. Zaglądałem do manuskryptów w innych bibliotekach: w Herzog August Bibliothek w Niemczech, w Bibliotheque National we Francji, w zbiorach pałacu Medyceuszów we Florencji, w Watykanie, w Library of Congress.
Zamrugałam, wyobrażając sobie wampira wędrującego korytarzami Watykanu.
– Jedyny manuskrypt, jakiego nie widziałem, to Ashmole 782 . Za pomocą prostego zabiegu eliminacji doszedłem do wniosku, że musi to być manuskrypt, który zawiera naszą historię. Jeśli nadal istnieje.
– Zaglądałeś do większej liczby alchemicznych manuskryptów niż ja.
– Być może – przyznał Matthew – ale nie oznacza to, że zrozumiałem je tak dobrze jak ty. Wszystkie te manuskrypty łączy jednak absolutne przekonanie, że alchemik może spowodować zmianę jednej substancji w drugą, tworząc nowe formy życia.
– Wygląda to na ewolucję – orzekłam stanowczo.
– Tak – odparł uprzejmie Matthew – rzeczywiście.
Przenieśliśmy się na kanapy. Ja zwinęłam się w kłębek na końcu jednej, Matthew natomiast rozsiadł się w rogu drugiej, wyciągając przed siebie swoje długie nogi. Na szczęście zabrał ze sobą wino. Gdy już się usadowiliśmy, nadszedł czas na więcej szczerości między nami.
– W zeszłym tygodniu poznałam u Blackwella kobietę demona Agathę Wilson. Z Internetu dowiedziałam się, że ona jest słynną projektantką. Agatha powiedziała mi, że demony uważają Ashmole'a 782 za opowieść o początkach wszystkiego, nawet ludzi. Peter Knox przedstawił mi inny pogląd. Powiedział, że była to pierwsza księga zaklęć, źródło całej czarnoksięskiej mocy. Knox uważa, że manuskrypt zawiera tajemnicę nieśmiertelności – powiedziałam, spoglądając na mojego gościa – i podaje sposób na zniszczenie wampirów. Poznałam wersję demonów i wersję czarodziejów, teraz chciałabym poznać waszą.
– Wampiry uważają, że zagubiony manuskrypt wyjaśnia, skąd bierze się nasza długowieczność i siła – tłumaczył Matthew. – W przeszłości obawialiśmy się, że gdyby czarodzieje poznali ten sekret, mogłoby to doprowadzić do naszej eksterminacji. Niektórzy obawiają się, że w naszych początkach maczała palce magia i że czarodzieje mogliby znaleźć sposób na jej odwrócenie i zniszczenie nas. Wydaje się, że ta część legendy może być prawdziwa – dodał ze zmartwioną miną, robiąc łagodny wydech.
– Ciągle nie rozumiem, skąd masz tak wielką pewność, że ta księga o początkach, bez względu na jej zawartość, ukryta jest w alchemicznej książce.
– Alchemiczna książka mogła ukryć te sekrety w pełnym, by tak rzec, świetle dnia, tak jak Peter Knox ukrywa swoją tożsamość czarodzieja, udając, że jest ekspertem w dziedzinie okultyzmu. Myślę, że to wampiry dowiedziały się jako pierwsze, że chodzi o alchemiczną książkę. Pasuje to zbyt doskonale, żeby mogło być zbiegiem okoliczności. Wydaje się, że zwykli ludzie, którzy byli alchemikami, uchwycili, co to znaczy być wampirem, gdy pisali o kamieniu filozoficznym. Zamieniając się w wampiry, stajemy się niemal nieśmiertelni. Umożliwia to większości z nas wzbogacenie się i daje wszystkim szansę zdobycia niewyobrażalnej wiedzy i wykształcenia.
Читать дальше