– Jesteś bezpieczna – powiedział.
– Tak mi przykro. – Przetarłam drżącą ręką usta i nudności ustąpiły. – Ten paniczny strach ogarnął mnie wczoraj wieczorem po spotkaniu z Knoxem.
– Przejdziesz się kawałek?
– Nie – odparłam spiesznie. Park wydawał mi się zbyt duży i bardzo ciemny, a moje nogi były jak z gumy.
Matthew obrzucił mnie przenikliwym wzrokiem.
– Zabieram cię do domu. Reszta tej rozmowy może zaczekać.
Pomógł mi wysiąść i przytrzymał swobodnie moją rękę, dopóki nie usadowiłam się na przednim siedzeniu. Zamknęłam oczy, gdy zajmował miejsce za kierownicą. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Matthew obrócił kluczyk w stacyjce i jaguar ożył.
– Czy to często ci się przydarza? – zapytał obojętnym tonem.
– Nie, dzięki Bogu – powiedziałam. – Zdarzało się, i to bardzo często, gdy byłam jeszcze dzieckiem, ale teraz jest dużo lepiej. To jest po prostu nadmiar adrenaliny. – Matthew przyglądał się moim dłoniom, kiedy odgarniałam włosy z twarzy.
– Wiem – powiedział znowu, a potem zwolnił hamulec postojowy i ruszył z miejsca.
– Możesz to wyczuć nosem?
Kiwnął potakująco głową.
– To gromadziło się w tobie od czasu, jak powiedziałaś mi, że sięgasz po magię. Czy to dlatego tak dużo ćwiczysz? Biegi, wiosłowanie, jogę…
– Nie lubię lekarstw. Czuję się po nich niewyraźnie.
– Prawdopodobnie ćwiczenia są pod każdym względem bardziej skuteczne.
– Tym razem nie podziałały – mruknęłam, mając na myśli niedawną przygodę z naładowanymi elektrycznością dłońmi.
Opuściliśmy teren Old Lodge i wyjechaliśmy na drogę. Matthew skoncentrował się na prowadzeniu auta, którego spokojne ruchy kołysały mnie łagodnie.
– Dlaczego do mnie zadzwoniłaś? – spytał ostrym tonem, przerywając moje zamyślenie.
– Z powodu Knoxa i Ashmole'a 782 – odpowiedziałam, czując znowu ukłucia panicznego strachu wywołane nagłą zmianą jego nastroju.
– Wiem o tym. Pytam, dlaczego zadzwoniłaś do mnie. Z pewnością masz przyjaciół, czarownice i ludzi, którzy mogliby ci pomóc.
– Nie sądzę. Żadna ze znanych mi osób, które są zwykłymi ludźmi, nie wie, że jestem czarownicą. Musiałabym poświęcić wiele dni na wyjaśnienie im, co tak naprawdę dzieje się na świecie… To znaczy, gdyby wytrzymali tak długo, żebym mogła dokończyć. Nie mam przyjaciółek wśród czarownic, a wolałabym nie wciągać w to moich ciotek. To nie ich wina, że popełniłam głupstwo i oddałam manuskrypt, zanim zdołałam go zrozumieć. – Zagryzłam wargi. – Nie powinnam była do ciebie dzwonić?
– Nie wiem, Diano. W piątek powiedziałaś mi, że czarownice i wampiry nie mogą zostać przyjaciółmi.
– W piątek powiedziałam ci mnóstwo rzeczy.
Matthew pogrążył się w milczeniu, poświęcając pełną uwagę zakrętom drogi.
– Sama już nie wiem, co myśleć. – Urwałam, żeby zastanowić się nad precyzyjnym doborem słów. – Ale jedno wiem na pewno. Wolałabym siedzieć w bibliotece z tobą niż z Knoxem.
– Wampirów nigdy nie wolno obdarzać pełnym zaufaniem… Zwłaszcza gdy mają koło siebie ciepłokrwistych. – Na moment Matthew skupił na mnie spojrzenie swoich chłodnych oczu.
– Ciepłokrwistych? – spytałam, marszcząc brwi.
– Ludzi, czarownice, demony… wszystkich tych, którzy nie są wampirami.
– Zaryzykuję twoje ugryzienie, zanim pozwolę Knoxowi zakraść się do mojego mózgu i łowić informacje.
– Próbował tego? – Matthew zadał to pytanie spokojnym głosem, w którym można było jednak wyczuć gotowość agresji.
– To nie było nic groźnego – wyjaśniłam pospiesznie. – Ostrzegał mnie tylko przed tobą.
– I słusznie. Nikt nie może stać się kimś innym, bez względu na to, jak by się starał. Nie powinnaś idealizować wampirów. Być może ten Knox nie ma wobec ciebie najlepszych zamiarów, ale miał rację, jeśli chodzi o mnie.
– Nikt nie szykanuje moich przyjaciół, a z pewnością nie robią tego tacy fanatycy jak Knox. – W miarę jak rosło moje poirytowanie, zaczynałam odczuwać szczypanie w palcach, więc wsunęłam dłonie pod uda.
– A zatem my też nimi jesteśmy? Przyjaciółmi? – zapytał Matthew.
– Tak myślę. Przyjaciele mówią sobie prawdę, nawet kiedy jest to trudne. – Zakłopotana poważnym tonem rozmowy zaczęłam się bawić zapięciem swetra.
– Wampiry nie są szczególnie dobre w przyjaźni. – Wydawało się, że Matthew znowu się złości.
– Posłuchaj, jeżeli chcesz, żebym zostawiła cię w spokoju…
– Oczywiście, że nie chcę – przerwał mi. – Chodzi tylko o to, że relacje z wampirami są… skomplikowane. Potrafimy być opiekuńczy… nawet zaborczy. Mogłoby ci się to nie podobać.
– Teraz odrobina opiekuńczości wydaje mi się całkiem na miejscu.
Moja odpowiedź musiała poruszyć w nim czułą strunę, bo w jego oczach pojawiła się bezradność.
– Przypomnę ci o tym, jak zaczniesz narzekać – obiecał. Jego surowość prędko ustąpiła wymuszonemu rozbawieniu.
Auto skręciło z Holywell Street pod sklepioną bramę college'u. Na jego widok Fred uśmiechnął się szeroko, ale zaraz potem spojrzał dyskretnie w bok. Czekałam, aż Matthew otworzy drzwi, rozglądając się po wnętrzu, żeby się upewnić, że nie zostało w nim nic mojego, nawet opaska na włosy. Nie chciałam wysyłać go znowu do Szkocji.
– Ale w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż tylko o Knoxa i manuskrypt – powiedziałam z naciskiem, kiedy wręczył mi moją matę. Z jego zachowania można by wywnioskować, że nie ma żadnych istot nachodzących mnie ze wszystkich stron.
– To może poczekać, Diano. Nie martw się. Peter Knox nie podejdzie do ciebie bliżej niż na piętnaście metrów. – Powiedział to posępnym tonem, dotykając ampułki pod swetrem.
Potrzebne nam było spędzenie razem jakiegoś czasu – nie w bibliotece, ale tylko we dwoje.
– Nie wpadłbyś jutro do mnie na kolację? – spytałam, ściszając głos. – Moglibyśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło.
Matthew znieruchomiał, na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie, któremu towarzyszyło coś, czego nie umiałam zidentyfikować. Ujął lekko palcami pielgrzymi amulet, ale puścił go prędko.
– Z przyjemnością – zgodził się niespiesznie.
– To dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Odpowiada ci siódma trzydzieści?
Skinął potakująco głową i posłał mi nieśmiały uśmiech. Ruszyłam w stronę schodów, ale już po dwóch krokach uświadomiłam sobie, że do jutrzejszego wieczoru muszę rozwiązać pewien problem.
– Co jadasz? – szepnęłam, rumieniąc się.
– Jestem wszystkożerny – odparł Matthew. Jego twarz rozjaśniła się w jeszcze szerszym uśmiechu, na którego widok serce zabiło mi żywiej.
– A więc o siódmej trzydzieści. – Odwróciłam się, kręcąc głową i śmiejąc się z jego bezużytecznej odpowiedzi. – Och, jeszcze jedna sprawa – przypomniałam sobie. – Pozwól Miriam zająć się jej własną pracą. Ja naprawdę jestem w stanie sama zatroszczyć się o siebie.
– Ona też tak mówi – powiedział Matthew, wracając na miejsce za kierownicą. – Zastanowię się nad tym. Ale jutro będę jak zwykle w czytelni księcia Humfreya. – Wsiadł do samochodu, lecz widząc, że nie ruszam się z miejsca, opuścił szybę w drzwiach.
– Nie odjadę, dopóki nie znikniesz mi z pola widzenia – oznajmił, rzucając mi naganne spojrzenie.
– Ach, te wampiry – mruknęłam, dziwiąc się jego staromodnym manierom.
Читать дальше