– Musiała pani wiedzieć, że Ashmole 782 jest pod urokiem. Nie umknęłoby to nikomu, kto ma w żyłach choć odrobinę krwi Bishopów. Dlaczego odesłała go pani z powrotem do magazynu? – Knox wlepił we mnie ostre spojrzenie swoich brązowych oczu. Pożądał tego manuskryptu równie mocno jak Matthew Clairmont, jeśli nie bardziej.
– Dokończyłam badania nad nim – odparłam, zdobywając się z trudem na obojętny ton.
– Czy manuskrypt nie miał w sobie nic, co mogło obudzić pani zaciekawienie?
– Nic.
Peter Knox skrzywił się niechętnie. Wiedział, że kłamię.
– Czy podzieliła się pani swoimi obserwacjami z tym wampirem?
– Domyślam się, że ma pan na myśli profesora Clairmonta. – Kiedy istoty o nadnaturalnych mocach nie wymieniają czyjegoś nazwiska, wskazują w ten sposób, że zainteresowana osoba stoi niżej niż one.
Knox znowu wyprostował palce. Już myślałam, że wyceluje nimi we mnie, ale zacisnął je na poręczach swojego fotela.
– Wszyscy odnosimy się z szacunkiem do pani rodziny i do tego, co musiała pani znieść. Mimo to pojawiły się kwestie dotyczące pani nienormalnego zbliżenia do tego stworzenia. Tego rodzaju samowolnym zachowaniem sprzeniewierza się pani swojemu pochodzeniu. To się musi skończyć.
– Profesor Clairmont jest moim kolegą naukowcem – powiedziałam, starając się oddalić rozmowę od spraw mojej rodziny – a ja nic nie wiem o tym manuskrypcie. Miałam go przed sobą zaledwie kilka minut. Tak, wiem, że był pod urokiem. Ale to nie miało dla mnie znaczenia, ponieważ zamówiłam go, żeby zbadać jego treść.
– Ten wampir od przeszło stu lat próbuje zdobyć tę księgę – rzucił zjadliwym tonem Knox. – Nie wolno dopuścić, żeby wpadła w jego ręce.
– Dlaczego? – Mój głos pobrzmiewał powstrzymywaną złością. – Bo należy ona do czarodziejów? Wampiry i demony nie są w stanie rzucić na nic uroku. Tę księgę zaczarowała jakaś czarownica czy czarnoksiężnik, a teraz znalazła się ona znowu pod tym samym urokiem. Co pana tak niepokoi?
– Więcej niż byłaby pani w stanie pojąć, doktor Bishop.
– Jestem przekonana, panie Knox, że rozumiem to i owo – odparłam. Celowo podkreśliłam to, że mój rozmówca nie jest akademikiem. Knox skrzywił się nieprzyjemnie. Za każdym razem, gdy czarnoksiężnik wymieniał mój tytuł naukowy, brzmiało to jak szyderstwo, tak jakby chciał dać mi do zrozumienia, że to on, a nie ja, jest prawdziwym ekspertem. Mogłam nie używać moich mocy, mogłam też nie sięgać po utracone klucze do królestwa magii, ale nie mogłam dopuścić, żeby ten czarodziej zdobył nade mną przewagę.
– Martwi mnie, że pani, osoba z rodu Bishopów, zadaje się z wampirem. – Uniósł rękę, widząc, że zamierzam zaprotestować. – Nie obrażajmy się nawzajem, upierając się przy kłamstwach. Zamiast naturalnego wstrętu do tego zwierzęcia, pani odczuwa wobec niego wdzięczność.
Kipiałam ze złości, ale nie odezwałam się ani słowem.
– Martwi mnie to, ponieważ jesteśmy niebezpiecznie blisko zwrócenia na siebie uwagi ludzi – ciągnął Knox.
– Próbowałam przepędzić wszystkich z biblioteki.
– Och, ale tu nie chodzi wyłącznie o bibliotekę, nieprawdaż? Jakiś wampir pozostawia wyssane z krwi martwe trupy w Westminsterze. Demony są w stanie niezwykłego podniecenia, gotowe ulec własnym szaleństwom i reakcjom na zawirowania energii w świecie. Nie możemy dopuścić, żeby to zauważono.
– Powiedział pan dziennikarzom, że w tych morderstwach nie ma nic nienormalnego.
Na twarzy Knoxa odmalowało się zdumienie.
– Chyba nie oczekuje pani, że powiem ludziom całą prawdę?
– Rzeczywiście, tego bym się spodziewała, skoro płacą panu właśnie za to.
– Jest pani nie tylko samowolna, ale i nierozważna. Zaskakuje mnie to, doktor Bishop. Pani ojciec był znany z rozsądku.
– Mam za sobą długi dzień pracy. Czy to wszystko? – Podniosłam się nagle i ruszyłam w stronę drzwi. Nawet w normalnych okolicznościach trudno mi było słuchać kogokolwiek, z wyjątkiem Sarah i Em, kto wygłaszał opinie o moich rodzicach. Teraz, po rewelacjach Gillian, uznałam to niemal za nieprzyzwoitość.
– Nie, jeszcze nie – odparł poirytowanym tonem Knox. – Tym, co obecnie intryguje mnie najbardziej, jest kwestia, w jaki sposób taka ignorancka, niewyszkolona czarownica jak pani zdołała złamać urok, który nie poddał się wysiłkom ekspertów, którym pani nigdy nie dorówna.
– Więc to dlatego chodzicie za mną. – Usiadłam z powrotem, wciskając plecy w listwy oparcia krzesła.
– Niech pani nie popada w zbytnie samozadowolenie – rzucił oschle. – Pani sukces mógł być tylko szczęśliwym trafem… skutkiem osłabienia zaklęcia, w związku z przypadającą właśnie rocznicą jego rzucenia. Czary mogą być wrażliwe na upływ czasu, a gdy przychodzi taka rocznica, ich moc staje się szczególnie ulotna. Jeszcze nie próbowała pani zamówić tej księgi ponownie, ale jak pani to zrobi, może pani nie pójść tak łatwo, jak za pierwszym razem.
– A jaką to rocznicę mielibyśmy celebrować?
– Stupięćdziesięciolecie.
Zaczęłam się zastanawiać, z jakiego powodu jakiś czarnoksiężnik miałby rzucać urok właśnie na tę księgę. Ktoś musiał jej poszukiwać w tak odległych czasach. Zbladłam.
Przypomniałam sobie, co Matthew Clairmont mówił mi o swoim zainteresowaniu manuskryptem Ashmole 782 .
– Nie zamierza pani zmienić swego postępowania, prawda? W takim razie przy następnym spotkaniu ze swoim wampirem niech go pani zapyta, co robił jesienią 1859 roku. Wątpię, żeby powiedział pani prawdę, ale być może wyjawi wystarczająco wiele, żeby mogła się pani domyślić tego sama.
– Jestem zmęczona. Może zechce mi pan wyjaśnić, jako osobie z tego samego kręgu, dlaczego interesuje pana Ashmole 782 ? – Dowiedziałam się już, z jakiego powodu chcą go poznać demony. Nawet Matthew udzielił mi pewnych wyjaśnień. Brakującym elementem układanki było zafascynowanie Knoxa tą księgą.
– Ten manuskrypt jest naszą własnością – odparł porywczo Knox. – Jesteśmy jedynymi istotami, które mogą pojąć jego tajemnice. I jedynymi, co do których można mieć pewność, że je zachowają.
– Co ten manuskrypt zawiera? – spytałam, tracąc w końcu opanowanie.
– Pierwsze zaklęcia, jakie stworzono. Opisy zaklęć, które wiążą ten świat w jedną całość. – Na twarzy Knoxa pojawiło się rozmarzenie. – Tajemnica nieśmiertelności. Opowieść o tym, jak czarnoksiężnicy stworzyli pierwszego demona. Sposób na zniszczenie wampirów, i to raz na zawsze. – Jego wzrok przewiercał mnie. – Jest to źródło całej naszej mocy, przeszłej i obecnej. Nie można dopuścić, że wpadło w ręce demonów czy wampirów… albo ludzi.
Przed oczami stanęły mi wydarzenia całego popołudnia. Musiałam ścisnąć kolana, żeby nie zaczęły drżeć.
– Nikt nie byłby w stanie zawrzeć wszystkich tych spraw w pojedynczej książce.
– Zrobiła to pierwsza czarownica – powiedział Knox. – A z biegiem czasu, również jej synowie i córki. To są nasze dzieje, Diano. Z pewnością także i pani pragnie uchronić je przed ciekawskimi oczami.
Do pokoju wszedł dyrektor, tak jakby czekał przy drzwiach. Napięcie w pokoju chwytało za gardło, ale on zdawał się tego nie zauważać.
– Wiele hałasu o nic – wyjaśnił, potrząsając siwymi włosami. – Dwoje nowych nielegalnie zdobyło płaskodenną łódź. Zostali zlokalizowani, bo utknęli pod mostem, najwyraźniej zachwyceni swoją przygodą, pewnie dlatego, że wino zakręciło im w głowach. Może wyniknąć z tego romans.
Читать дальше