– Jak ci poszło w Szkocji? – spytałam, kiedy wyjechaliśmy poza granice miasta. Było mi wszystko jedno, co powie, chciałam tylko słuchać jego głosu.
Matthew obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem, po czym skupił się znowu na obserwowaniu drogi przed nami.
– Dobrze.
– Miriam powiedziała mi, że pojechałeś na polowanie.
Matthew zrobił łagodny wydech. Jego palce powędrowały do guza pod swetrem.
– Nie powinna była.
– Dlaczego?
– Ponieważ nie powinno się poruszać pewnych tematów w mieszanym towarzystwie – odparł z odcieniem poirytowania. – Czy czarownice zwierzają się innym, że właśnie przez cztery dni rzucały uroki i warzyły w kotle nietoperze?
– Czarownice nie warzą w kotłach nietoperzy! – obruszyłam się.
– Nie chodzi o szczegóły.
– Byłeś sam? – spytałam. Matthew nie odpowiedział od razu.
– Nie.
– Ja też nie narzekałam na osamotnienie – zaczęłam. – Ci wszyscy…
– Miriam już mi mówiła. – Jego ręce zacisnęły się na kierownicy. – Gdybym wiedział, że będzie cię niepokoił Peter Knox, nie wyjechałbym z Oksfordu.
– Miałeś słuszność – rzuciłam, uznając, że przed podjęciem rozmowy na temat Knoxa powinnam zrobić to zwierzenie. – Nie zdołałam usunąć magii z mojego życia. Sięgałam po nią również w mojej pracy, nie zdając sobie z tego sprawy. Ona jest we wszystkim. Przez całe lata po prostu się oszukiwałam. – Słowa same popłynęły z moich ust. Matthew nadal skupiał swoją uwagę na drodze. – Jestem tym przerażona.
Jego chłodna dłoń dotknęła mojego kolana.
– Wiem.
– Co mam zrobić? – szepnęłam.
– Coś wymyślimy – odparł spokojnie, skręcając w kierunku bramy Old Loge. Gdy auto pokonało łagodne wzniesienie i zatrzymało się na kolistym podjeździe, przyjrzał mi się uważnie. – Jesteś zmęczona. Dasz radę ćwiczyć jogę?
Kiwnęłam potakująco głową.
Matthew wysiadł z samochodu i otworzył drzwi auta po mojej stronie. Tym razem nie pomógł mi wysiąść. Pochylił się nad bagażnikiem, wyjął obie maty i zarzucił je na ramię. Obok przechodzili inni uczestnicy kursu, spoglądając z zaciekawieniem w naszą stronę.
Matthew czekał, aż zostaniemy sami na podjeździe. Wpatrywał się we mnie, tak jakby zmagał się z czymś. Zmarszczyłam brwi i odchyliłam do tyłu głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Dopiero co zwierzyłam mu się, że korzystam z magii, nie zdając sobie z tego sprawy. Czy było coś aż tak wstrętnego, że nie mógł mi o tym powiedzieć?
– Byłem w Szkocji u starego przyjaciela, Hamisha Osborne'a – odezwał się w końcu.
– U człowieka, o którym gazety piszą, że powinien kandydować do parlamentu i objąć tekę ministra finansów? – spytałam zdumiona.
– Hamish nie będzie kandydował do parlamentu – odparł chłodnym tonem Matthew, pociągając za tasiemkę pokrowca swojej maty.
– Zdaje się, że on jest gejem! – rzekłam, wracając myślą do niedawnych wiadomości w nocnym programie telewizji.
Matthew spojrzał na mnie ostro.
– Tak. Ale co ważniejsze, jest demonem. – Nie znałam zbyt dobrze świata istot o nadnaturalnych zdolnościach, ale wiedziałam, że nie wolno im uczestniczyć w politycznym i religijnym życiu zwykłych ludzi.
– Och. To dziwne, że będąc demonem, wybrał karierę w dziedzinie finansów. – Przez chwilę zastanawiałam się nad sprawą. – Ale to tłumaczy, skąd się bierze jego mistrzostwo w obracaniu pieniędzmi.
– Jest mistrzem nie tylko w tych sprawach – odparł Matthew, a potem zamilkł na chwilę, nie robiąc żadnego ruchu w kierunku drzwi. – Ten wyjazd był mi potrzebny. Chciałem wyskoczyć na polowanie. – Spojrzałam na niego z zakłopotaniem. – Zostawiłaś sweter w moim aucie – powiedział, tak jakby moje niedopatrzenie tłumaczyło cokolwiek.
– Miriam już mi go oddała.
– Wiem. Nie mogłem zatrzymać go przy sobie. Domyślasz się dlaczego?
Pokręciłam przecząco głową. Matthew westchnął, a potem rzucił przekleństwo po francusku.
– Mój samochód był pełen twojego zapachu, Diano. Musiałem wyjechać z Oksfordu.
– No tak, ale ciągle nie rozumiem…
– Nie mogłem pozbyć się myśli o tobie. – Przeczesał ręką włosy i rozejrzał się po podjeździe.
Moje serce biło nieregularnie i osłabione krążenie krwi spowolniło działanie moich szarych komórek. W końcu jednak zrozumiałam.
– Obawiasz się, że mógłbyś mi zrobić krzywdę? – Odczuwałam uzasadniony strach przed wampirami, ale Matthew wydawał się inny.
– Nie jestem tego pewien. – Spoglądał na mnie ze spokojem i rozwagą, ale w jego głosie pobrzmiewało ostrzeżenie.
– Więc nie wyjechałeś z powodu tego, co wydarzyło się w piątek wieczorem. – Poczułam nagłe odprężenie.
– Nie – odparł cicho – jedno nie miało nic wspólnego z drugim.
– Wchodzicie czy zamierzacie ćwiczyć na podjeździe? – Dobiegł od drzwi głos Amiry.
Weszliśmy do środka, rzucając sobie od czasu do czasu ukradkowe spojrzenia, gdy któreś z nas myślało, że to drugie nie widzi. Ta pierwsza uczciwa wymiana informacji zmieniła nasze relacje. Oboje próbowaliśmy wyobrazić sobie, co zdarzy się za chwilę.
Gdy po zajęciach Matthew ściągnął przez głowę swój sweter, moją uwagę zwrócił jakiś drobny obiekt, rzucający srebrzyste odblaski. Zwisał z jego szyi, uwiązany na cienkim rzemyku. To tego przedmiotu dotykał bezustannie przez sweter, niczym talizmanu.
– Co to jest? – spytałam, wskazując palcem.
– Pamiątka – odparł krótko Matthew.
– Po czym?
– Po zabójczej sile nienawiści.
Peter Knox ostrzegał mnie, żebym była ostrożna w relacjach z wampirem.
– Czy to nie jest odznaka, jaką nosili pielgrzymi? – Kształtem przedmiot ten przypominał mi coś, co widziałam w British Museum. Wyglądał na bardzo stary.
Matthew skinął potakująco głową i pociągnął za rzemyk. Odznaka zakołysała się swobodnie, połyskując odbitym światłem.
– To jest ampułka z Betanii. – Miała kształt trumny i mogła pomieścić kilka kropli święconej wody.
– Symbol Łazarza – powiedziałam cicho, spoglądając na trumnę. To w Betanii Chrystus wskrzesił Łazarza z martwych. I choć otrzymałam pogańskie wychowanie, wiedziałam, dlaczego chrześcijanie udają się na pielgrzymki. Robili to, żeby odpokutować swoje grzechy.
Matthew wsunął ampułkę pod podkoszulek, ukrywając ją przed oczami istot, które ciągle wypełniały salę.
Pożegnaliśmy się z Amirą i wyszliśmy z domu na ostre jesienne powietrze. Było ciemno pomimo reflektorów, których światło oblewało ceglane mury budynku.
– Poczułaś się lepiej? – spytał Matthew, przerywając moje zamyślenie. Kiwnęłam potakująco głową. – W takim razie powiedz mi, co się wydarzyło.
– Chodzi o ten manuskrypt. Knox chce go zdobyć. Agatha Wilson, istota, którą spotkałam u Blackwella, powiedziała mi, że demony chcą poznać jego treść. Ty też się nim interesujesz. Ale Ashmole 782 jest pod urokiem.
– Wiem – przyznał Matthew.
Tuż przed nami pojawiła się biała sowa, bijąc skrzydłami powietrze. Uchyliłam się i uniosłam ręce, żeby się osłonić, przekonana, że ptak celuje we mnie dziobem i pazurami. Ale sowa zmieniła kierunek lotu i wzbiła się między dęby rosnące wokół podjazdu.
Serce załomotało mi w piersi. Przez moje ciało przeleciała fala strachu, począwszy od stóp. Matthew otworzył bez ostrzeżenia tylne drzwi jaguara i wepchnął mnie na siedzenie.
– Pochyl głowę i oddychaj – polecił, a potem przykucnął na żwirowym podjeździe, kładąc dłoń na moich kolanach. Poczułam smak żółci – miałam w żołądku tylko wodę – która podpełzła w górę, dławiąc mi gardło. Zakryłam dłonią usta, walcząc z napadami nudności. Matthew wyciągnął rękę i wsunął niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Dotyk jego chłodnych palców działał uspokajająco.
Читать дальше