Trzaskanie ognia i unoszący się w powietrzu przyjemny zapach whiskey zaczęły robić swoje, toteż wampir poczuł, że się odpręża. Pochylił się do przodu, trzymając lekko w palcach kieliszek z czerwonym winem, które migotało w świetle płomieni.
– Nie wiem, od czego zacząć – powiedział niepewnie.
– Jasne, że od końca. Dlaczego złapałeś telefon i zadzwoniłeś do mnie?
– Chciałem się uwolnić od czarów.
Hamish przyglądał się przez chwilę przyjacielowi, notując jego oczywiste zdenerwowanie. W jakiś sposób domyślił się, że nie chodzi o czarodzieja, ale o kobietę.
– Czym ta czarownica tak się wyróżnia? – zapytał spokojnie.
Matthew spojrzał spod gęstych brwi.
– Wszystkim.
– Och, w takim razie popadłeś w kłopoty, zgadza się? – W głosie Hamisha pobrzmiewało jeszcze więcej zrozumienia i rozbawienia.
Matthew roześmiał się z przymusem.
– Tak, można tak powiedzieć.
– Czy ta wiedźma ma jakieś imię?
– Diana. Jest historyczką. I Amerykanką.
– Bogini łowów – powiedział w zamyśleniu Hamish. – Ale niezależnie od jej starożytnego imienia, czy to typowa czarownica?
– Nie – odparł pospiesznie Matthew. – Daleko jej do normalności.
– Aha… komplikacje. – Przez chwilę Hamish przyglądał się twarzy przyjaciela, szukając w niej oznak uciszenia emocji, zobaczył jednak, że Matthew szykuje się do walki.
– Pochodzi z Bishopów. – Matthew czekał. Wiedział już, że nie należy spieszyć się zbytnio z domysłem, że demon należycie uchwycił treść aluzji, choćby nie wiadomo jak mrocznej.
Hamish zamyślił się na chwilę, jakby przeglądając informacje w pamięci. W końcu znalazł to, czego szukał.
– Tych z Salem, w stanie Massachusetts?
Matthew przytaknął z ponurą miną.
– Jest ostatnią czarownicą w tym rodzie. Jej ojcem był Proctor.
Demon gwizdnął cicho.
– Czarownica do kwadratu, mająca wybitny czarnoksięski rodowód. Ty nigdy nie poprzestajesz na małym, no nie? Musi być rzeczywiście potężna.
– Jej matka była. Nie wiem za wiele o jej ojcu. Ale Rebecca Bishop to oddzielny temat. W trzynastym roku życia rzucała zaklęcia, na jakie większość czarownic nie może się zdobyć po naukach i doświadczeniach całego życia. Już w dzieciństwie była zdumiewającą wróżbitką.
– Znałeś ją, Matt? – Hamish musiał zadać to pytanie. Matthew miał za sobą wiele egzystencji i krzyżował swoje ścieżki ze zbyt wielką liczbą ludzi, aby jego przyjaciel mógł iść trop w trop za śladami ich wszystkich.
Matthew pokręcił przecząco głową.
– Nie. Ale ciągle się o niej mówi… do tego z wielką zawiścią. Wiesz, jakie są wiedźmy – powiedział trochę nieprzyjemnym tonem, jak zawsze, gdy robił aluzje do tego gatunku.
Hamish pozostawił uwagę o wiedźmach bez komentarza i spojrzał na przyjaciela znad swego kieliszka.
– A Diana?
– Ona twierdzi, że nie posługuje się magią.
W tym krótkim zdaniu były dwie nitki, za które należało pociągnąć. Na początek Hamish wybrał łatwiejszy wątek.
– Jak to, nigdy? Nawet jak zgubi kolczyk? Albo farbuje włosy? – spytał nieufnie.
– To nie ten typ, nie od kolczyków i farbowania włosów. Ona woli przebiec co dzień pięć kilometrów, a potem przez godzinę wiosłować na rzece w niebezpiecznie wąskiej łódce.
– Przy jej rodowodzie trudno mi uwierzyć, że nigdy nie używa swojej mocy. – Hamish był zarówno pragmatykiem, jak i wizjonerem. Dlatego właśnie radził sobie tak dobrze z pieniędzmi innych ludzi. – Ale ty też w to nie wierzysz, bo inaczej nie sugerowałbyś, że ona kłamie. – Hamish pociągnął za drugą nitkę.
– Mówi, że sięga po magię tylko od czasu do czasu i wyłącznie w drobnych sprawach. – Matthew zawahał się, przeczesał palcami włosy, tak że połowa z nich stanęła dęba, i pociągnął łyk wina. – Ale przyjrzałem się jej i stwierdziłem, że używa jej częściej, niż o tym zapewnia. Czuję to nosem – powiedział, zdobywając się po raz pierwszy od przyjazdu na śmiały i otwarty ton. – Wydziela coś, co przypomina zapach, jaki unosi się podczas burzy z elektrycznymi wyładowaniami albo gdy latem uderzy piorun. Czasami wręcz to widzę. Diana emituje jakieś blaski, gdy jest zła albo zatopiona w pracy. – A także we śnie, pomyślał, marszcząc brwi. – Chryste Panie, mógłbym nawet powiedzieć, że czasami czuję to na języku.
– Emituje blaski?
– To nie jest coś, co można zobaczyć, chociaż można wyczuć tę energię w inny sposób. To ich chatoiement , migotanie czy promieniowanie, jakie emanują wiedźmy, jest bardzo słabe. Gdy byłem jeszcze młodym wampirem, tylko najpotężniejsze czarownice wydzielały te słabe świetlne impulsy. W tych czasach można się z tym spotkać tylko z rzadka. Diana nie uświadamia sobie, że to robi. I nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia tego zjawiska. – Matthew wzdrygnął się i zacisnął pięść.
Demon spojrzał na zegarek. Było jeszcze wcześnie, ale wiedział już, z jakiego powodu jego przyjaciel przyjechał do Szkocji.
Matthew Clairmont był o krok od zakochania się. Wszedł Jordan punktualny jak zwykle.
– Chłopak podjechał dżipem, sir. Powiedziałem mu, że dziś nie będzie pan potrzebował jego pomocy. – Zarządca wiedział, że jeśli w domu jest wampir, to nie trzeba pomocnika ani przewodnika, żeby wytropić jelenia.
– Doskonale. – Hamish wstał i osuszył swój kieliszek. Bardzo chętnie wypiłby więcej whiskey, ale lepiej było zachować trzeźwą głowę.
Matthew spojrzał na niego.
– Wiesz co, Hamish, pojadę sam. Zapoluję samotnie. – Wampir nie lubił polować w towarzystwie ciepłokrwistych, kategorii, do której należeli zwykli ludzie, demony i czarodzieje. Zwykle robił wyjątek dla Hamisha, ale dziś, gdy próbował zapanować nad pożądaniem, wolał być sam.
– Och, nie jedziemy na polowanie – rzekł Hamish z przekorną iskierką w oku. – Jedziemy robić podchody. – Demon miał pewien plan. Zakładał on zajęcie umysłu przyjaciela czym innym, dopóki nie przestanie się pilnować i z własnej woli nie wyjawi tego, co działo się w Oksfordzie, nie czekając, aż Hamish to z niego wyciągnie. – Jedź, dzień jest taki piękny. Dobrze sie zabawisz.
Wyszedłszy na dwór, Matthew wsiadł z ponurą miną do poobijanego dżipa Hamisha. Obaj lubili myszkować w nim po okolicy, gdy Matthew odwiedzał go w Cadzow, choć land rover był też ulubionym pojazdem członków wielkich szkockich klubów łowieckich. Wampirowi nie przeszkadzało, że podczas jazdy było w nim lodowato, a Hamish brał tę jego supermęskość za coś zabawnego.
Pnąc się w górę w kierunku terenów, na których żerowały jelenie, Hamish wrzucał często niższe biegi i wampir kulił się przy każdym zgrzycie przekładni. W pewnej chwili Matthew zauważył parę jeleni na pobliskiej skale i polecił Hamishowi, żeby się zatrzymał. Spokojnie wysiadł z samochodu i jak zahipnotyzowany przykucnął przy przednim kole.
Hamish uśmiechnął się i przykucnął obok niego.
Obaj tropili jelenie już wcześniej, toteż demon wiedział, czego Matthew potrzebuje. Wampir nie zawsze wysysał z nich krew, chociaż dziś Hamish był pewien, że pozostawiony samemu sobie Matthew wróci po zmroku nasycony, a na jego posiadłości ubędą dwa jelonki. Jego przyjaciel był zarazem stworzeniem drapieżnym i mięsożernym. Tym, co wyróżniało wampiry, było zresztą samo polowanie, a nie to, czy i czym się żywiły. Czasami, gdy wampira naszła chandra, po prostu szedł w pole i tropił wszystko, co się nawinęło, ale nie zabijał.
Podczas gdy Matthew obserwował jelenia, demon przyglądał się mu. Wyczuwał, że przyjaciel ma kłopoty w Oksfordzie.
Читать дальше