– Tak, oczywiście. Od kiedy zniknęła organizacja Sednero Luminoso, coraz więcej zagranicznych firm tu inwestuje. To bardzo dobre dla kraju. Sądzę, że sama inwestycja pańskiej spółki stanowi pięćdziesiąt procent całości inwestycji zagranicznych, jeżeli można wierzyć statystykom.
Jego spojrzenie powiedziało mi, że zdałam na piątkę. Ktoś puka do drzwi. Grubas odbiera wiaderko z rąk kelnera i kopniakiem lewej nogi zamyka drzwi. Mimo swojej nadwagi wydaje się kruchy.
Podaje mi szklankę whisky, wpatrując się w moje oczy.
– Jak długo się pani tu zatrzyma? – Chce wszystko wiedzieć.
– Myślę, że około piętnastu dni. To zależy od tego, ile czasu mi zajmie odwiedzenie wszystkich naszych klientów. Niektórzy czasami odwołują spotkania i przesuwają je, przez co cały mój planning się rozwala.
Proszę o następną whisky. Grubas, który ma na imię Roberto – przynajmniej tak jest napisane na jego wizytówce, którą ofiarowuje mi jak najcenniejszy skarb – przygotowuje mi drugiego drinka, którego szybko wypijam, małymi łyczkami.
Druga szklaneczka zaczyna na mnie działać i czuję mrowienie w nogach, przesuwające się w górę i koncentrujące na wysokości wzgórka łonowego. Czuję gorąco wspinające się po kręgosłupie, aż do ciemienia. Podczas gdy on do mnie mówi, zdejmuję top i stanik. Roberto natychmiast wstrzymuje swój monolog, wyraźnie zaskoczony. Bez uprzedzenia rzuca się do moich sutków i uciska je tak, jakby chciał wypuścić powietrze z balonu. Nagle czuję, że zmieniam się w gumową kość dla szczeniaków. Następnie, zaśliniony, chwyta mój sutek pomiędzy kciuk i palec, i zaczyna nim poruszać jak ktoś poszukujący w radiu jednej z czterdziestu głównych stacji. Nie znoszę tego, ale mu na to pozwalam. Będę szczera, chciałam tego już w chwili, gdy wyraziłam zgodę na wejście do jego pokoju.
Jego niezręczne zabiegi w rejonie mojego wzgórka łonowego kończą się wplątaniem grubych palców w elastyczny materiał moich majteczek. Pomagam mu i sama je zdejmuję. Uznając to za zaproszenie do bezpośredniego kontaktu z moją waginą, wkłada mi rękę między nogi i usiłuje wepchnąć do mojej pochwy wszystkie pięć palców, tak jakby chował w kominie skradziony w banku worek. Naprawdę jest bardzo niezręczny, a jego twarz pokrywa się potem. Nie mam już nadziei na niezapomnianą przygodę. W końcu rozbiera się. I jak przystało na nowicjusza, zdejmuje wszystko poza skarpetkami. Już samo to powoduje, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymuję. Zrezygnowana, poszukuję jego penisa, ale tony ciała okalające jego brzuszysko dokładnie zakrywają tę część anatomii. Powinien unieść tłuszcz, żeby odbyć stosunek, inaczej cała sprawa przedstawia się fatalnie. Bez żadnych gier wstępnych ładuje we mnie swój mały narząd, który zasłaniały dotąd zbyt obszerne slipy w kolorze wątpliwej bieli, wchodzi we mnie i zaczyna poruszać się jak tłok. Mimo, że jest potwornie niezgrabny, muszę mu dać jakąś szansę. Twarz ukrył w poduszce, a ręce trzyma pod moimi pośladkami. Moje ciało drga, ale jednocześnie boję się zostać przygnieciona przez taki ciężar.
Postanawiam przejąć inicjatywę. Wydostaję się spod niego, podpierając się rękoma, a on rzuca mi spojrzenie, jakie widziałam niewiele razy. Spojrzenie płatnego mordercy. Nawet nie pyta, co się ze mną dzieje.
– Co robisz? Właśnie dochodziłem – mówi z wyrzutem.
– Połóż się na plecach – rozkazuję.
Odnoszę wrażenie, że nie podoba się mu mój ton, ale posłusznie kładzie się z rozłożonymi, lekko ugiętymi w kolanach nogami, jak zwierzątko merdające ogonem w oczekiwaniu na pieszczotę.
Widzę, że lubisz słuchać poleceń, mój grubasku, myślę z uśmiechem na ustach. Udajesz macho, ale to, co naprawdę cię rusza, to dominujące kobiety. Wystarczyło, żebyś mnie o to poprosił.
Staję na łóżku, odwracam się, żeby mógł dobrze przyjrzeć się mojemu tyłkowi, i siadam na jego maleńkim wykrzykniku. Zaczyna krzyczeć, żeby mnie zmotywować, jak trener piłki nożnej na stadionie.
– Taak! Rób tak dalej! Jak dobrze! – wrzeszczy mój grubasek.
– Dowiesz się, ile jest warta Francuzka – odpowiadam mu, odwracając twarz, żeby zobaczył jej wyraz.
– Taak! Tak, tak! – Grymas, który pojawił się na jego twarzy, świadczy o tym, że już ma wytrysk.
Po chwili ja też dochodzę.
Natychmiast wyskakuję z łóżka, idę do łazienki, żeby sprawdzić, w jakim stanie są moje włosy i makijaż, a potem wracam do pokoju. Mój grubasek leży bez sił na łóżku. Myślę, że nie było warto. Ubrana, szukam w torebce papierosów i zapalam, przyglądając mu się. Zastanawiam się, w jaki sposób ten mężczyzna mógł sprawić mi przyjemność.
– Jak cudownie! – jęczy Roberto.
Ma włoski po każdej stronie głowy, a te które mu naprawdę zostały, są zupełnie mokre.
– Mam nadzieję, że to powtórzymy.
Zamiast odpowiedzieć, uśmiecham się tylko i wychodzę z jego pokoju. Oczywiście ciało mówi samo za siebie. A to mój sposób na porozumiewanie się z ludźmi. Poza tym zrobiłam dziś dobry uczynek. Ten pan z pewnością właśnie stracił piętnaście gramów, a ja wciąż zbliżam się do mety wraz ze zwycięzcami maratonu.
12 kwietnia 1997
Kiedy otwieram drzwi swojego pokoju, widzę go w koszuli w białe i czarne kwadraty, podróbce firmy Faconnalble. Pragnę zamienić się w malutki żeton do gry, żeby przemierzyć cały jego tors i plecy. Natychmiast inspiruje mnie do gry z regułami, które można łamać, jedne bardziej od drugich.
Rafael jest piękny jak bożek. Ma czarne, długie i aksamitne włosy, które ściągnął gumką w kucyk, i nie przestaje zakładać za uszy zbuntowanych kosmyków, kiedy mówi. Jego skóra ma oliwkową barwę, która mogłaby wzbudzić zazdrość w każdej czterdziestoletniej kobiecie spędzającej czas na słońcu plaż połowy świata.
Dla Rafy nie ma znaczenia kolor skóry. Dla mnie też nie. Dopuszczam nawet myśl, że wprost przeciwnie, pociąga mnie jego indiański rodowód. Jego zęby wyglądają jak zrobione z kości słoniowej i natychmiast czuję się tak, jakbym brała udział w safari i natknęła się na afrykańskiego słonia.
Po omówieniu kwestii kosztorysu jego kilkugodzinnej pracy jako przewodnika i zrobienia kilku zdjęć najbardziej interesujących obiektów w kraju, zapraszam go na szalony weekend, podczas którego jego fizyczność będzie narażona na wielkie niebezpieczeństwo. Wie o tym, ale wydaje mi się, że chce podjąć to ryzyko. Nie potrzebuję żadnego przewodnika, ale mimo to go zatrudniłam.
14 kwietnia 1997
Zachwycam się intensywnością naszych spotkań. Rafael daje mi tyle szczęścia, że sam chyba tego nie podejrzewa. Motywuje mnie i inspiruje.
Za pierwszym razem, gdy się spotkaliśmy, zastanawiałam się, czy jego skóra jest słonawa, czy nie. Później odkryłam, że pachnie jak laska wanilii, taka której używa się do aromatyzowania potraw.
Tego ranka, gdy uprawialiśmy seks, mówił do mnie po hiszpańsku, a nie w quechua. Ten detal sprawił, że odkryłam pewną nieśmiałość, jaką żywi do samego siebie, wypowiadając słowa w obcym języku, mające zaprzeczyć wściekłej chęci posiąścia mnie. Jego głos odbija się od ścian pokoju, a słowa atakują moje ciało, które gwałtownie na nie reaguje. Powoli mnie osłabia. Nigdy nie potrafię mu odmówić. Po stosunku zawsze jestem przesiąknięta słowami, moje usta smakują liśćmi koki przeżutymi przez nas oboje, a nasze włosy lśnią. Kiedy się kochamy, Rafael ma zawsze rozpuszczone włosy, które są jak delikatna ircha nasączona organicznymi proteinami, badawczo przesuwająca się po moim ciele.
Читать дальше