Paul Auster - Lewiatan

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niewiarygodne perypetie Benjamina Sachsa, opisane przez jego przyjaciela Petera Aarona (obydwaj są pisarzami), to, jak często u Austera, ciąg przypadków odzwierciedlających bogactwo, złożoność i wieloznaczność ludzkiego życia, tym razem splecionych z realną, historyczną rzeczywistością. Lewiatan to nie tylko państwo-potwór pożerające swych obywateli, lecz zarazem sumienie prowadzące do samounicestwienia: sumienie "Ducha Wolności" wysadzającego w powietrze repliki nowojorskiej Statue of Liberty. Ben Sachs to kolejny Austerowski antybohater o psychice zagubionej w labiryncie świata.

Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy obudził się o świcie, sytuacja przestała wydawać mu się zabawna. Był przemarznięty na kość, dygotał na całym ciele, ubranie miał mokre od rosy, bolały go wszystkie mięśnie, chciało mu się jeść; marzył jedynie o tym, żeby jak najprędzej znaleźć się z powrotem w domu. W paskudnym humorze ruszył ścieżką, którą – jak sądził – szedł wczoraj, ale mniej więcej po godzinie zorientował się, że chyba pomylił drogę. Zastanawiał się, czy wrócić tam, gdzie nocował, ale nie był pewien, czy trafi, a jeśli trafi, to czy rozpozna miejsce. Ranek był szary, ponury, zwały chmur zasłaniały słońce. Sachs nie należał do ludzi, którzy w lesie czują się swojsko. Bez pomocy kompasu nie potrafił ustalić, gdzie jest wschód, gdzie zachód, gdzie północ, a gdzie południe. Pocieszał się jednak, że przecież nie zgubił się w dzikiej dżungli. Prędzej czy później las się musi skończyć, więc właściwie wszystko jedno, w którą stronę się uda, byleby tylko cały czas szedł prosto. A kiedy dojdzie do szosy, zastuka do drzwi pierwszego napotkanego domu. Może w środku będą ludzie, którzy powiedzą mu, gdzie dokładnie się znajduje.

Długo trwało, zanim kogokolwiek spotkał. Nie miał przy sobie zegarka, więc nie był pewien, ile czasu wędrował w linii prostej, ale sądził, że minęły ze cztery godziny, zanim dotarł do szosy. Był coraz bardziej wściekły na siebie, a pokonując ostatnie kilometry, z narastającą furią przeklinał własną głupotę. Kiedy wreszcie doszedł do końca lasu, ponury nastrój prysł i Sachs przestał się złościć. Stał na skraju wąskiej polnej drogi i chociaż w polu widzenia nie było ani jednej chałupy, a on wciąż nie wiedział, gdzie się znajduje, pocieszał się myślą, że najgorsze ma już za sobą. Wznowił wędrówkę. Szedł przez dziesięć albo piętnaście minut, zakładając się sam z sobą o to, jak daleko oddalił się od domu. Jeśli poniżej dziesięciu kilometrów, wyda pięćdziesiąt dolarów na prezent dla Soni. Jeśli powyżej dziesięciu, ale poniżej piętnastu, kupi jej coś za stówę. Jeżeli oddalił się ponad piętnaście kilometrów, wyda dwieście dolarów. Jeżeli odległość od domu wyniesie ponad dwadzieścia kilometrów, przeznaczy na prezent trzysta dolarów. Jeżeli odległość wyniesie ponad dwadzieścia pięć kilometrów, dorzuci jeszcze setkę. I tak dalej, i tak dalej. Kiedy w myślach zasypywał swoją chrześniaczkę prezentami (wielkie pandy, domy dla lalek, kucyki), nagle usłyszał w oddali warkot silnika. Przystanął czekając, aż pojazd wyłoni się zza zakrętu. Czerwona furgonetka pędziła z dużą szybkością. Sachs nie bardzo wierzył w to, że kierowca się zatrzyma, ale na wszelki wypadek wyciągnął rękę. Furgonetka pomknęła dalej, po czym nagle – zanim Sachs zdążył się obrócić – zaczęła ostro hamować. Dobiegł go chrzęst kamyków pryskających spod kół, dookoła wzbiły się tumany kurzu, po czym głos z szoferki zapytał, czy go gdzieś podrzucić.

Kierowcą był dwudziestoparoletni chłopak, na oko miejscowy. Pomocnik hydraulika, może robotnik drogowy. Chociaż w pierwszej chwili mój przyjaciel nie był w nastroju do rozmowy, chłopak okazał się tak serdeczny i przyjacielski, że wkrótce gadali w najlepsze. Na podłodze przed fotelem Sachsa leżał metalowy kij do softballu; kiedy chłopak nacisnął pedał gazu i pojazd ostro ruszył z miejsca, kij podskoczył i uderzył Bena w kostkę. Taki był początek. Chłopak przeprosił Sachsa, powiedział, że na imię ma Dwight (jego nazwisko, McMartin, Ben poznał później); zaczęli rozmawiać o softballu. Dwight grał w drużynie sponsorowanej przez ochotniczą straż pożarną z Newfane. Tydzień temu zakończył się sezon rozgrywek ligowych; na wieczór zaplanowany był pierwszy mecz międzyligowy. „Jeśli dopisze pogoda. Jeśli dopisze pogoda i nie będzie padało” – chłopak powtórzył kilka razy. Dwight grał na pozycji pierwszometowego; był znakomitym pałkarzem i zajmował drugie miejsce w lidze, jeśli chodzi o liczbę zaliczonych okrążeń. Masywny, barczysty, przypominał Moose’a Skowrona. Kiedy Sachs obiecał, że postara się przyjść i mu pokibicować, chłopak z całą powagą odparł, że na pewno nie pożałuje, bo zapowiada się wspaniały mecz. Sachs mimo woli uśmiechnął się. Był brudny, nie ogolony, resztki liści i gałęzi kleiły mu się do ubrania, z nosa ciekło mu jak z odkręconego kurka, słowem: wyglądał jak włóczęga, lecz Dwightowi to nie przeszkadzało. Chłopak nie zadał mu żadnego osobistego pytania; nie spytał, dlaczego Sachs wędrował opustoszałą drogą, nie spytał, gdzie mieszka ani nawet jak się nazywa. Mogło to wynikać z dwóch powodów: albo Dwight był tępakiem, albo wyjątkowo miłym facetem, tak czy inaczej Ben doceniał jego brak wścibstwa. Zrobiło mu się głupio, że przez te wszystkie miesiące spędzone w Vermont trzymał się z dala od miejscowych ludzi. Powinien był poznać sąsiadów, starać się dowiedzieć czegoś o ich życiu i zwyczajach. Obiecał sobie w duchu, że na pewno zjawi się wieczorem na meczu. Wyjście z domu mu nie zaszkodzi, pozwoli oderwać myśli od książki i przez chwilę skupić się na czymś innym. Jeżeli będzie rozmawiał z ludźmi, a nie tylko z samym sobą, może zacznie uważać na to, którędy idzie, i więcej nie zabłądzi.

Kiedy usłyszał od Dwighta, gdzie się teraz znajdują, zdumiało go, że aż tak zboczył z trasy. Zamiast wrócić do domu tą samą drogą, najwyraźniej ruszył w stronę przeciwną; gdy w końcu wyszedł z lasu, był o dwa miasteczka na wschód od swojego domu. Pokonał pieszo około piętnastu kilometrów, jednakże wzdłuż szosy odległość wynosiła ponad pięćdziesiąt. Postanowił opowiedzieć Dwightowi o swojej przygodzie w lesie. Może z wdzięczności, a może dlatego, że teraz gdy siedział w furgonetce, cała ta historia wydała mu się zabawna. Chłopak pewnie opowie ją kumplom z drużyny, wszyscy się uśmieją. Nie szkodzi. Zachował się jak kretyn, więc zasłużył na to, aby stać się obiektem kpin. Mieszczuch wyrusza w las, myśli, że sobie poradzi, a tu dupa blada, chłopaki! Ale kiedy Ben zaczął opowiadać o swojej pechowej przechadzce, Dwight wcale nie zareagował śmiechem, lecz współczuciem. On też się kiedyś zgubił w lesie; wie, jakie to koszmarne przeżycie. Miał wtedy jedenaście czy dwanaście lat i całą noc przesiedział skulony za drzewem, trzęsąc portkami ze strachu i modląc się, żeby go nie zaatakował niedźwiedź. Sachs podejrzewał, choć oczywiście nie mógł być tego pewien, że Dwight wymyślił swoją historyjkę na poczekaniu, żeby go podnieść na duchu. Tak czy inaczej chłopak nie tylko nie śmiał się z niego, ale nawet zaproponował, te odwiezie Bena pod sam dom. Wprawdzie jest już trochę spóźniony, lecz kilka minut go przecież nie zbawi, a, Chryste Panie, gdyby znalazł się w skórze Sachsa, chciałby, żeby ktoś okazał mu życzliwość.

Od jakiegoś czasu jechali asfaltową nawierzchnią, ale Dwight powiedział, że zna drogę na skróty. Musieliby zawrócić i cofnąć się kilka kilometrów. Szybko porobił w głowie obliczenia i uznał, że to się opłaci, bo zyskają na czasie. Nacisnął więc na hamulec, na środku szosy wykonał zakręt o sto osiemdziesiąt stopni i ruszył w przeciwnym kierunku. Droga na skróty wiodła wąskim, wyboistym traktem przez ciemny, gęsty las. Niewiele osób wiedziało o jej istnieniu. Zdaniem Dwighta, powinna ich doprowadzić do nieco szerszej polnej drogi, którą z kolei dojadą do stanowej szosy biegnącej jakieś sześć kilometrów od domu Sachsa. Pewnie chłopak wiedział, co mówi, ale Ben nie miał szansy się o tym przekonać. Po przejechaniu niecałych dwóch kilometrów wyboistym traktem napotkali nieoczekiwaną przeszkodę. Zanim zdołali ją ominąć, ich podróż dobiegła końca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewiatan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewiatan»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x