Pan Rosenberg został wezwany w sprawie sześćdziesięcioośmio-stronicowego dokumentu dopiero obecnie, pod koniec trwającego rok procesu, odnalezionego przez obronę w warszawskim instytucie historycznym. Był to raport z roku 1945 na temat Treblinki, losu więzionych tam Żydów – napisany ręką właśnie Eliahu Rosenberga w jidysz, jego rodzimym języku, niespełna trzydzieści miesięcy po ucieczce z Treblinki. Po owej ucieczce zaciągnął się do polskiego wojska. Jacyś Polacy z Krakowa namówili go do opisania przejść z obozu śmierci. Rosenberg pisał wspomnienia przez dwa dni, a następnie przekazał manuskrypt krakowskiej mieszczance, pani Wasser z prośbą, aby ta przekazała rękopis jakiejś instytucji gromadzącej historyczne dokumenty. Zobaczył fotokopię swoich notatek ponownie dopiero teraz. Pokazano mu ją jako świadkowi. Obrońca Czumak poprosił go, by przyjrzał się podpisowi i powiedział, czy to jego własny.
Rosenberg odpowiedział, że tak. Oskarżenie nie wniosło sprzeciwu i pamiętnik z 1945 roku dołączono do dowodów. Jak to ujął sędzia Levin:
– W celu przesłuchania świadka na okoliczność buntu, jaki wybuchł w Treblince drugiego sierpnia 1943 roku. A przede wszystkim dla wyjaśnienia pewnej rozbieżności… W rzeczonym dokumencie mowa jest o śmierci Iwana.
O śmierci Iwana? Na dźwięk tych słów w angielskim tłumaczeniu młody Demianiuk, siedzący tuż przede mną, zaczął energicznie kiwać głową. Na sali zaległa natomiast głucha cisza. W końcu głos zabrał Czumak, który dobitną angielszczyzną, skażoną nieco kanadyjskim akcentem, odniósł się do pewnych stron we wspomnieniach Rosenberga. Chodziło o fragment, gdzie zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu wojny w Europie Rosenberg opisał śmierć właśnie tego człowieka, którego „mordercze spojrzenie” napełniło go ponoć takim strachem na początku niniejszego procesu.
– Zacytuję panu Rosenbergowi pewien akapit… „Po kilku dniach data powstania ustalona została nieodwołalnie na drugi dzień ósmego miesiąca”… Proszę zerknąć na stronę sześćdziesiątą szóstą dokumentu.
Czumak następnie przytoczył opis wydarzeń, jakie miały miejsce 2 sierpnia 1943 roku. Było potwornie gorąco. „Chłopcy” – jak Rosenberg określał swoich pobratymców z oddziałów śmierci – którzy pracowali od czwartej rano, padali ze zmęczenia wynosząc z komory zwłoki. Rewoltę zaplanowano na czwartą po południu, jednak na kwadrans przed tą godziną wybuchł ręczny granat i rozległy się strzały, stanowiące sygnał do buntu. Potem tekst zaczął czytać sam Rosenberg, najpierw w jidysz, tłumacząc każde zdanie na hebrajski. Otóż jeden z chłopców, Szmul, wybiegł z baraku, krzycząc głośno hasło do powstania: „Rewolucja w Berlinie! W Berlinie wybuchła rewolucja!” Z kolei Mendel i Chaim, dwaj inni, rzucili się na barak, gdzie znajdowali się ukraińscy strażnicy, i zaczęli wyrywać im broń z rąk.
– Opisał pan to, co zaszło – wtrącił Czumak. – Takie wydarzenia rzeczywiście miały miejsce, czy tak?
– Jeśli wysoki sąd pozwoli – powiedział Rosenberg – to chyba muszę w tym miejscu coś wyjaśnić. Opisałem to, co słyszałem. Nie widziałem tych zajść na własne oczy. A to duża różnica.
– Według odczytanego tekstu Szmul pierwszy wybiegł z baraków. Czy widział go pan wtedy?
Rosenberg zaprzeczył. Nie widział go sam. Dodał, że większość z tych zapisków opiera się na relacjach z drugiej ręki, jakie przekazali mu ci pozostali, którzy zdołali sforsować ogrodzenie i dostać się do lasu.
– Tak więc – rzekł Czumak, najwyraźniej czując swoją szansę – nie zaznaczył pan, że historie te opowiedziane zostały panu później, już w lesie. Opisywał pan wszystko tak, jakby widział osobiście.
Przyznał pan nadto, że miał pan lepszą pamięć w roku czterdziestym piątym niż dziś… Twierdzę, że mimo wszystko był pan naocznym świadkiem opisanych wydarzeń.
Rosenberg powtórnie zaczął tłumaczyć, że większość wypadków poznał jedynie z opowiadań swoich towarzyszy w lesie i tylko część miał okazję widzieć sam.
Cwi Tal, brodaty sędzia w czapeczce, wyglądał na typowego pracownika izraelskiego wymiaru sprawiedliwości. Okulary zsunęły mu się do połowy nosa. Po pewnym czasie zdecydował się przerwać ten jałowy dialog pomiędzy Czumakiem i Rosenbergiem. Skierował pytanie do świadka:
– Dlaczego nie zaznaczył pan w dokumencie, że to i to widział na własne oczy, a o czymś innym dowiedział się w lesie?
– Zapewne popełniłem błąd – odparł Rosenberg. – Być może powinienem to zaznaczyć, ale w rzeczywistości większość tekstu spisałem wykorzystując relacje innych. Gdy rozpoczął się bunt, nie bardzo widziałem, co się dzieje. Kule przelatywały koło mojej głowy i chciałem tylko możliwie najprędzej wydostać się z tamtego piekła.
– Naturalnie – rzekł Czumak – każdy na pana miejscu pragnąłby się wyrwać z piekła, ale… Czy widział pan, jak więźniowie udusili tego strażnika i wrzucili go do studni? Widział pan?
– Nie – przyznał Rosenberg. – Dowiedziałem się o tym w lesie. Nie tylko ja, wszyscy o tym rozmawiali… Krążyły rozmaite wersje tego wydarzenia, nie tylko ta…
Sędzia Levin zapytał świadka:
– Wierzył pan im? Tym ludziom, którzy razem z panem uciekli z obozu na wolność?
– Tak, wysoki sądzie – odpowiedział Rosenberg – bo to wieńczyło powodzenie naszej brawurowej akcji. Jak usłyszeliśmy, co stało się z tym „wachmanem”, to myśleliśmy, że spełniły się nasze najskrytsze życzenia. Oczywiście, uwierzyłem, że go zabili, że go udusili gołymi rękami…
Proszę to sobie wyobrazić, udało się nam zgładzić naszych oprawców, tych, co nas mordowali… Jak mogłem w to wątpić? Wierzyłem w to całym sercem. To mogła być prawda. I ufałem, że jest.
Pomimo tych wyjaśnień, Czumak usiłował wydusić z Rosenberga odpowiedź na to samo pytanie:
– Czy pan widział tamte zdarzenia?…
Wreszcie sprzeciw wniósł główny oskarżyciel mówiąc:
– Sądzę, że świadek już na to kilkakrotnie odpowiadał.
Protest nie został jednak uwzględniony i Czumak mógł ciągnąć swoje. Aby pchnąć przesłuchanie naprzód, po chwili interweniował sędzia Tal:
– Czy nie uważa pan – zwrócił się do świadka – że czytając pańskie słowa, ktoś mógłby odnieść wrażenie, iż widział pan opisane wypadki osobiście, a nie poznał je z relacji innych? Innymi słowy, łatwo o pomyłkę potraktowania pana jako bezpośredniego obserwatora całego buntu w Treblince. Czy zgadza się pan?
Gdy trwało to proceduralne ustalanie metod gromadzenia informacji przez Rosenberga, nie mogłem wyjść ze zdumienia. Pytałem się – jak to jest, że ci ludzie nie potrafią go zrozumieć? Przecież Rosenberg to nie wykształcony kronikarz, historyk, pisarz czy dziennikarz. Nie opanował żadnej z tych profesji ani po wojnie, ani – z jasnych względów – w jej trakcie. Żaden z niego student wydziału humanistycznego któregoś z uniwersytetów; nie czytał krytycznych przedmów do dzieł Henry’ego Jamesa, nie wiedział nic o budowie dramatu i o konflikcie charakterów. Nie pojmował zasad składania pisemnych świadectw. W 1945 był niedokształconym, dwudziestotrzyletnim polskim Żydem, uciekinierem z hitlerowskiego obozu zagłady, któremu w Krakowie dano papier i pióro. W efekcie stworzył niezbyt dokładnie to, o co go poproszono: nie tyle zbiór wspomnień z Treblinki, opis zbrodni, których był naocznym świadkiem, ile zbitkę historii, wśród których dominowały te zasłyszane post factum. Sądził, iż w ten sposób przekaże również słowa swych towarzyszy niedoli.
Читать дальше