Aż do tej kompletnie fatalnej soboty Przyszłam do „Soundu” i spotkałam na schodach Uwego, jednego chłopaka z naszej paczki. Uwe powiedział: – Ty, wiesz, Atze rzucił robotę. – Po krótkiej chwili dodał – Przyłazi tu teraz co wieczór – Powiedział to tak jakoś dziwnie, zaraz zresztą skapowałam, o co chodzi. Skoro Atze bywał w „Soundzie” co wieczór, to musiał też poznać jakieś inne dziewczyny.
Zapytałam – Co jest grane?
A Uwe odpowiedział: – Atze ma dziewczynę. Moni.
To był dla mnie straszny szok, co Uwe powiedział. Miałam jeszcze tylko nadzieję, że to nieprawda. Zeszłam na dół do dyskoteki. Atze stał sobie sam. Było jak zawsze. Pocałował mnie i zamknął moje rzeczy w swojej skrytce. W „Soundzie” każdy zamyka rzeczy w skrytce, bo tam niesamowicie kradną.
Trochę później przyszła ta Monika. Nie pamiętam, żebym ją kiedyś przedtem i widziała. Jakby nigdy nic przysiadła się do naszej paczki. Trzymałam się trochę z boku i cały czas ukradkiem jej się przyglądałam.
Była zupełnie inna niż ja. Niska i tęgawa, i bez przerwy wesoła. Atzego traktowała zupełnie po matczynemu. Cały czas tłukło mi się po głowie: To nie może być prawda. Przecież nie puści mnie kantem dla tego głupiego grubasa.
Musiałam jednak w duchu przyznać, że ma bardzo ładną twarz i piękne, bardzo długie blond włosy. Pomyślałam sobie: Może jemu trzeba właśnie takiej, która byłaby zawsze w dobrym humorze i traktowała go po matczynemu. Coraz silniejsze stawało się inne podejrzenie: Atze potrzebuje dziewczyny, z którą może iść do łóżka. To jest właśnie taka, co może z nim pójść do łóżka.
Byłam kompletnie trzeźwa. Nawet nie chciałam nic brać tego wieczora. Kiedy już nie mogłam znieść przyglądania się tym dwojgu, poszłam na parkiet, żeby się wyszaleć. Kiedy wróciłam, oni oboje gdzieś zniknęli. Jak wariatka latałam po całej budzie. Znalazłam Atzego i Moni w sali kinowej. Ciasno objętych.
Nie wiem, jak wróciłam do ludzi z paczki. Był ktoś, kto od razu zauważył, co się ze mną dzieje. Detlef. Objął mnie ramieniem. Nie chciałam się rozryczeć. Zawsze myślałam, że to strasznie głupio ryczeć przy całej paczce. Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Kiedy nie mogłam już powstrzymać łez, wybiegłam stamtąd. Przeszłam przez ulicę i poszłam do parku naprzeciwko. Łzy normalnie strumieniami ciekły mi po twarzy.
Nagle stanął obok mnie Detlef. Podał mi chusteczkę higieniczną, potem jeszcze jedną. Za bardzo byłam zajęta sobą, żeby tak naprawdę dotarła do mnie jego obecność. Dopiero znacznie później uświadomiłam sobie, jak miłe było ze strony Detlefa, że wyszedł mnie poszukać.
Atzego nie chciałam więcej widzieć. Wydawało mi się, że nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy. Po tym, kiedy poryczałam się przy wszystkich pokazując tym samym, jak bardzo mi na nim zależy. Ale Detlef zabrał mnie z powrotem do dyskoteki.
I tak musiałabym wrócić, bo Atze miał przecież klucz od skrytki na rzeczy. Zebrałam się w sobie, poszłam do sali kinowej, wystraszyłam Atzego na tym fotelu i wzięłam od niego klucz. Ale kiedy wyjęłam już swoje rzeczy ze skrytki, to nie miałam tyle siły, żeby mu ten klucz odnieść. Zrobił to Detlef, który jakoś tak wciąż był w pobliżu.
Była prawie druga. Ostatnia kolejka już odeszła. Stałam przed „Soundem” i nie wiedziałam, dokąd pójść. Miałam niesamowitą ochotę coś teraz wziąć. Potrzebowałam tego teraz. Ale kompletnie nie miałam forsy. Wtedy napatoczył się jeden człowiek z naszej paczki z „Haus der Mitte”, Pantera. Wiedziałam, że Pantera handluje trochę LSD i zawsze ma świetny towar. Zagadałam, czy nie odpaliłby mi pigułki kwasu. Dał mi. Nawet nie zapytał, dlaczego o takiej późnej porze koniecznie chcę polecieć.
Natychmiast połknęłam i zeszłam z powrotem do dyskoteki. W czasie tańca kompletnie przestałam cokolwiek odbierać. Co najmniej przez godzinę tańczyłam jak zwariowana. Kiedy przestałam, w ogóle nie czułam jeszcze działania kwasu. Pomyślałam sobie nawet, że pewnie Pantera mnie wykołował. Na szczęście przyszło paru ludzi z „Haus der Mitte”. Podeszłam do Pieta. On też był na kwasie. Opowiedziałam mu historię z Atze. Ale Piet oczywiście myślał zupełnie o czym innym i powiedział tylko „daj sobie spokój, dziewczyno” czy „nie przejmuj się” i parę podobnych frazesów.
Zjadłam budyń waniliowy i powiedziałam: Cały świat jest beznadziejny i kompletnie denny. Chciałam odnieść talerzyk po budyniu, żeby odebrać zastaw, bo w „Soundzie” za każdą szklankę i talerzyk płaci się zastaw, żeby nie ginęły. No i wtedy w ciągu sekundy kwas wszedł. To było jak błysk. Przewróciłam się razem z ławką. Potem tańczyłam aż do chwili zamknięcia całej budy.
Pod dyskoteką spotkałam znowu ludzi z paczki, Atzego i Moni. Zupełnie mi to zwisało. Udawałam, że patrzę na jakiś plakat. Atze poszedł z Moni do siebie.
My całą resztą poszliśmy w stronę zoo. Ktoś wpadł na pomysł, żeby pójść do Europacenter. Wylądowaliśmy tam na sztucznym lodowisku. Była dosyć ciepła noc. Padało i na lodzie była woda.
Ślizgałam się po tej wodzie i wyobrażałam sobie, że idę po morzu. Nagle usłyszałam brzęk tłuczonej szyby. Chłopaki dobrali się do budki kasjera. Któryś sięgnął przez wybitą szybę w drzwiach, włamał się do szuflady i wyrzucił z niej rolki pieniędzy. Zanim na dobre załapałam, o co chodzi, wszyscy już prysnęli. W tych swoich butach na wysokich obcasach wyłożyłam się na lodzie jak długa. Byłam kompletnie mokra. Detlef czekał na mnie i wziął mnie za rękę.
Na Kurfürstendamm odbył się podział łupu. Każdy coś tam dostał. To też mi się niesamowicie podobało. Dostałam dwie rolki po 5 marek. Wszyscy byli niesamowicie zadowoleni. Nie tyle z powodu pieniędzy, ale dlatego, że udało się nam zrobić dwóch gliniarzy z prywatnej policji, którzy nocą pilnują Europacenter i nieraz już nas ganiali. Szaleliśmy z radości. Rozdarliśmy rolki z drobniakami i rzucaliśmy pieniądze w powietrze. Na ulicę padał deszcz pieniędzy. Chodnik cały był pokryty monetami.
Poszliśmy do knajpy na dworcu Zoo. Była już otwarta. Na tym dworcu byłam po raz pierwszy. To był potwornie syfiasty dworzec. Pełno włóczęgów leżących we własnych rzygowinach, w każdym kącie ubzdryngolone typy. Skąd mogłam wiedzieć, że za parę miesięcy będę tu spędzać każde popołudnie.
Około szóstej pojechałam do domu. W łóżku po raz pierwszy w czasie tripu miałam prawie coś jak koszmar. Na ścianie wisiał plakat z Murzynką palącą skręta. W prawym dolnym rogu była mała niebieska plamka, i ta plamka nagle zmieniła się w niesamowitą gębę, normalnie jak twarz Frankensteina. W ostatniej chwili zdążyłam się skoncentrować na czymś innym.
W południe obudziłam się kompletnie otępiała. Byłam zupełnie pusta w środku. Jak martwa. Pomyślałam sobie tylko: Co z ciebie za dziewczyna, że od razu pierwszy chłopak puszcza cię w trąbę. Podeszłam do lustra, popatrzyłam w nie i zaczęłam się nienawidzić. Widziałam swoją twarz, która jeszcze wczoraj wydawała mi się taka bombowa, taka tajemnicza, jak u prawdziwej dorosłej dziewczyny biorącej prochy. Wyglądałam na niesamowicie wyplutą. Pod oczami miałam czarne obwódki. Skóra była obrzydliwa i tłusta. Odkryłam krosty.
Powiedziałam sobie: Tak, no więc, Christiane, z „Soundem” koniec Nie możesz pokazać się na oczy ani Atzemu, ani reszcie paczki. Przez następne dni starałam się zabić w sobie wszelkie uczucia dla innych. Nie wzięłam ani jednej pigułki, ani kwasu. Przez cały dzień piłam herbatę zmieszaną z haszyszem i paliłam jednego skręta za drugim. Po paru dniach znów wydałam się sobie całkiem w porządku. Doszłam do tego, że nie kochałam ani nie lubiłam już nikogo i nic poza sobą samą. Pomyślałam sobie, że teraz kontroluję już wszystkie swoje uczucia. Do „Soundu” nie miałam już zamiaru iść.
Читать дальше