William Golding - Władca Much

Здесь есть возможность читать онлайн «William Golding - Władca Much» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Władca Much: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Władca Much»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowieść paraboliczna o grupie młodych chłopców, którzy ocaleli z katatastrofy lotniczej w okresie nieoznaczonego konfliktu nuklearnego. Rozbitkowie znajdują schronienie na nieznanej, egzotycznej wyspie. Pomimo różnic charakterologicznych, podjęta zostaje przez nich próba rekonstrukcji cywilizacji w obcym zakątku świata. Niestety rozsądne i roztropne wysiłki części chłopców obracane są w niwecz, gdy grupa stopniowo upada w barbarzyństwo i dzikość.
Książka opatrzona wstępem autorstwa Stevena Kinga, nagrodzona literackim Noblem w 1983 roku.

Władca Much — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Władca Much», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wysoko ponad nimi zabrzmiał głos naśladujący okrzyk wojenny, któremu odpowiedziało kilkanaście innych spoza skały.

– Daj mi konchę i nie ruszaj się.

– Stój! Kto idzie?

Ralf zadarł głowę i spostrzegł ciemną twarz Rogera na szczycie skały.

– Przecież widzisz! – krzyknął. – Nie wygłupiaj się!

Przytoczył konchę do ust i zadął. Na skalną półkę wyszli dzicy wymalowani nie do poznania i zmierzający w stronę przewężenia. Mieli włócznie i przygotowywali się do obrony wejścia. Ralf zignorował lęk Prosiaczka i trąbił dalej. Roger krzyknął:

– Radzę wam lepiej uważać!

W końcu Ralf odjął konchę od ust dla nabrania tchu.

– … zwołuję zebranie – wyzipał z trudem pierwsze słowa.

Dzicy strzegący przewężenia pomruczeli między sobą, ale nie ruszyli się; Ralf zrobił parę kroków do przodu. Usłyszał za plecami błagalny szept:

– Nie odchodź, Ralf.

– Uklęknij – rzucił Ralf przez ramię – i czekaj na mnie.

Stanął w połowie przewężenia i przyjrzał się uważnie dzikim. Wymalowani, nie wstydzili się związać sobie włosów z tyłu głowy i było im tak wygodniej niż jemu. Ralf postanowił też związać sobie później włosy. Mało brakowało, a kazałby im poczekać i zrobiłby to zaraz, ale to było niemożliwe. Dzicy zachichotali, a jeden z nich zamierzył się włócznią na Ralfa. Wysoko w górze Roger puścił lewar i spojrzał w dół, żeby zobaczyć, co się dzieje. Chłopcy na przewężeniu stali w plamie własnego cienia, zmniejszeni do wymiarów kudłatych głów. Prosiaczek siedział w kucki z plecami bezkształtnymi jak wór.

– Zwołuję zebranie.

Cisza.

Roger wziął kamyk i cisnął go między bliźniaków, celując tak, żeby nie trafić. Drgnęli, a Sam o mało nie upadł. W Rogerze rozbudziło się poczucie siły.

Ralf powtórzył głośno jeszcze raz:

– Zwołuję zebranie.

Przebiegł wzrokiem po ich twarzach.

– Gdzie jest Jack?

Grupka chłopców poruszyła się, zaczęła się naradzać. Jedna z pomalowanych postaci odpowiedziała głosem Roberta:

– Poluje. I powiedział, że mamy cię nie wpuszczać.

– Przyszedłem do was w sprawie ogniska – rzekł Ralf – i Prosiaczkowych okularów.

Stojąca przed nim grupa poruszyła się i wybuchnęła śmiechem, beztroskim, nerwowym śmiechem, który odbił się echem wśród spiętrzonych skał.

Za plecami Ralfa zabrzmiał jakiś głos:

– Czego tu chcesz?

Bliźniacy dali susa w stronę Ralfa i stanęli między nim a wejściem. Ralf odwrócił się szybko. Od strony lasu zbliżał się Jack, którego poznali po wzroście i rudej czuprynie. Po jego bokach prężyli się dwaj myśliwi. Wszyscy trzej byli wymalowani na czarno i zielono. Za nimi w trawie leżała wypatroszona świnia z odciętym łbem.

Prosiaczek jęknął:

– Ralf! Nie zostawiaj mnie!

Z przesadną ostrożnością przycisnął się do skały obejmując ją rękami. Chichot dzikich przeszedł w głośny, pogardliwy śmiech.

Jack przekrzyczał tę wrzawę:

– Wynoś się stąd, Ralf! Idź na swoją stronę wyspy. To jest moja strona i mój szczep. Zostaw mnie w spokoju.

Drwiny ustały.

– Zwędziłeś Prosiaczkowi okulary – wypowiedział Ralf bez tchu. – Musisz je oddać.

– Muszę? Kto mi każe?

Ralf wybuchnął gniewem.

– Ja! Wybraliście mnie na wodza. Nie słyszałeś konchy?

Zrobiłeś nam świństwo… gdybyś nas poprosił, sami dalibyśmy wam ogień…

Krew napłynęła mu do twarzy i pulsowała w napuchniętym oku.

– Mogłeś dostać ogień, kiedy tylko chciałeś. Ale ty podkradłeś się jak złodziej i ukradłeś Prosiaczkowi okulary.

– Powtórz to, co powiedziałeś!

– Złodziej! Złodziej!

Prosiaczek wrzasnął:

– Ralf! Uważaj na mnie!

Jack skoczył i dźgnął Ralfa włócznią w pierś. Ralf jednak przewidział ten cios i sparował go. Potem odwinął się i wyrżnął Jacka końcem włóczni w ucho. Zwarli się, ciężko dysząc, napierając na siebie i rzucając złowrogie spojrzenia.

– Kto jest złodziej?

– Ty!

Jack odskoczył i zamachnął się na Ralfa włócznią. Rąbali teraz włóczniami jak szablami, nie śmiejąc użyć śmiercionośnych ostrzy. Cios trafił na włócznię Ralfa i ześliznął się po niej zadając mu w palce paraliżujący ból. Potem znów się rozdzielili stając w zmienionej pozycji, Jack po stronie Skalnego Zamku, Ralf na zewnętrznej, od wyspy.

Obaj dyszeli ciężko.

– No to chodź…

– To chodź…

Srożyli się wojowniczo naprzeciwko siebie, ale na odległość uniemożliwiającą walkę.

– Chodź, to zobaczysz, jak dostaniesz!

– Ty chodź…

Tymczasem Prosiaczek, trzymając się kurczowo skały, starał się zwrócić na siebie uwagę Ralfa. Ralf przysunął się do niego i pochylił, ale nie spuszczał czujnego oka z Jacka.

– Ralf… nie zapominaj, po cośmy tu przyszli. Ognisko. Moje okulary.

Ralf skinął głową. Mięśnie mu się rozluźniły i stanął swobodnie, wbijając koniec włóczni w ziemię. Jack przypatrywał mu się niezgłębiony pod maską farby. Ralf rzucił okiem ku skalnym wieżycom, potem na grupę dzikich.

– Słuchajcie. Przyszliśmy, żeby wam coś powiedzieć. Po pierwsze, musicie oddać Prosiaczkowi okulary. On bez nich nic nie widzi. To nie zabawa…

Szczep dzikich zachichotał i Ralf zapomniał, o czym chciał mówić. Odsunął włosy z oczu i patrzył na zielono-czarną maskę, starając się sobie przypomnieć, jak Jack naprawdę wygląda.

Prosiaczek szepnął:

– Ognisko.

– No tak. A druga sprawa to ognisko. Muszę to powtórzyć jeszcze raz. Powtarzam wam to raz po raz, odkąd spadliśmy na tę wyspę.

Podniósł włócznię i wskazał nią dzikich.

– Nasza jedyna szansa ocalenia to cały dzień podtrzymywać ogień. Może jakiś okręt spostrzeże dym, podpłynie i zabierze nas do domu. A bez tego dymu musimy czekać, aż okręt przypłynie przez przypadek. Możemy tak czekać całe lata, aż zrobimy się starzy…

Wśród dzikich trysnął śmiech – drżący, srebrzysty, nierzeczywisty śmiech, i odbił się w skałach echem. Gniew wstrząsnął Ralfem. Głos mu się załamał.

– Czy nie rozumiecie, malowane błazny? Sam, Eryk, Prosiaczek i ja to za mało. Próbowaliśmy utrzymać ogień, ale nie potrafiliśmy. A wy tylko bawicie się i polujecie…

Wskazał włócznią nad ich głowy, gdzie w perłowym powietrzu rozpływała się smużka dymu.

– Spójrzcie na to! To ma być ognisko sygnalne? To jest ognisko do gotowania jedzenia. Zaraz napchacie sobie brzuchy i skończy się dym. Czy wy nie rozumiecie? Tam każdej chwili może pokazać się okręt…

Urwał, pokonany milczeniem i ufarbowaną anonimowością grupy strzegącej wejścia.

Wódz otworzył różowe usta i odezwał się do Samieryka, który stał pomiędzy nim a jego szczepem:

– Hej, wy! Cofnijcie się do tyłu.

Nikt mu nie odpowiedział. Bliźniacy, zaskoczeni, patrzyli na siebie, a uspokojony zaprzestaniem bójki Prosiaczek ostrożnie wstał. Jack spojrzał na Ralfa, a potem znów na bliźniaków.

– Chwytać ich

Nikł się nic poruszył. Jack krzyknął gniewnie:

– Powiedziałem: chwytać ich!

Nerwowo i niezręcznie dzicy otoczyli Samieryka. Znów rozległ się srebrzysty śmiech. Samieryk zdobył się na protest cywilizowanych ludzi.

– No co!

– … słowo daję!

Zabrano im włócznie.

– Związać ich!

Ralf krzyknął rozpaczliwie do zielono-czarnej maski:

– Jack!

– Dalej! związać ich!

Wyczuwszy odrębność Samieryka, grupa dzikich zdała sobie sprawę z własnej mocy. Podnieceni, niezgrabnie powalili bliźniaków na ziemię. Jack działał jak natchniony. Wiedział, że Ralf spróbuje odsieczy. Zatoczył włócznią młynka poza siebie, aż zafurczała w powietrzu, i Ralf ledwie zdołał odparować cios. Za nimi szczep i bliźniacy utworzyli rozwrzeszczaną, podrygującą kupę. Prosiaczek znów się skulił. Potem dzicy odstąpili odsłaniając leżących na ziemi bliźniaków. Jack zwrócił się do Ralfa mówiąc przez zaciśnięte zęby:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Władca Much»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Władca Much» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Władca Much»

Обсуждение, отзывы о книге «Władca Much» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x