Coś w jej wzroku powstrzymuje mnie przed położeniem dłoni na jej ramieniu. Faith jest sztywna, w jej szeroko otwartych oczach maluje się przerażenie, dłonie zwinięte w pięści przycisnęła do boków, twarz ma białą jak kreda.
– Mamusiu? – Jej dolna warga drży. – Tatusiu?
Zanim jednak mamy czas się wytłumaczyć, widzimy krew zbierającą się między jej palcami.
Po kilku sekundach Faith miota się na podłodze i krzyczy słowa, których nie rozumiem.
– Eli! Eli! – woła, a chociaż nie mam pojęcia, kto to jest, zapewniam ją, że zaraz przyjdzie.
Staram się nie zauważać, że tym razem krew płynie także z jej boku. Trzymam ją za ramiona, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, i patrzę, jak jej dłonie zostawiają na kafelkach czerwone smugi.
Słyszę głos Colina, wysoki i wypełniony paniką.
– Westvale Hill osiemdziesiąt sześć, pierwszy podjazd po lewej – mówi do przenośnego telefonu. Rozłącza się i klęka koło mnie na podłodze. – Karetka już jedzie. – Przyciska policzek do buzi Faith, co na chwilę ją uspokaja. – Tatuś tu jest. Tatuś się tobą zajmie.
Faith drży i zwija się z bólu. Jej głos przypomina rzekę, sylaby i westchnienia przechodzą w szlochy.
Colin otwiera usta, zaraz jednak mobilizuje się do działania. Zdejmuje marynarkę i otula Faith, bierze ją na ręce jak wtedy, gdy była niemowlęciem. Śpiewa kołysankę, której nie słyszałam od lat, i ku mojemu zaskoczeniu Faith rozluźnia mięśnie i uspokaja się.
Do domu wpadają sanitariusze. Colin cofa się i pozwala im się zająć Faith. Patrzę, jak ci ludzie dotykają mojej córki i mówią to, co już podejrzewałam: że ciśnienie krwi ma w porządku, że źrenice reagują na bodźce, że krwotok nie ustał. W końcu już brałam udział w tej scenie. Czuję, jak dłoń Colina okrywa moją niczym rękawiczka.
– Pojedziemy karetką – mówi.
– Colin…
– Posłuchaj – przerywa mi tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Nie obchodzi mnie sąd. Oboje jesteśmy rodzicami. Oboje jedziemy.
Chcę porozmawiać z doktorem Blumbergiem sama, a równocześnie chcę, żeby Colin usłyszał od niego rzeczy, które mnie wcześniej powiedział. Pragnę wyrwać dłoń z uścisku Colina i być samodzielna. Bardzo chcę porozmawiać z Ianem. Ale Colin zawsze miał na mnie wpływ tak jak księżyc na morze, i łapię się na tym, że z przyzwyczajenia idę z nim, wsiadam do karetki. Ramię Colina obija się o mnie, mój wzrok dostosowuje się do mroku i patrzę na ruchome węże kroplówki, która spływa do żyły mojego dziecka.
Colin i ja siedzimy obok siebie na brzydkich długich kanapach w poczekalni. Krwotok Faith został ustabilizowany i odwieziono ją na prześwietlenie. Dyżurny lekarz sprawdził jej kartę i wezwał doktora Blumberga.
Przez ostatnie pół godziny Colin był bardzo zajęty. Odpowiadał na pytania sanitariuszy i lekarzy, krążył nieustannie, wypalił trzy papierosy za szklanymi drzwiami pogotowia, gdzie jego profil wydobywała z mroku księżycowa poświata. W końcu wrócił do poczekalni i przykucnął koło miejsca, gdzie siedzę z głową opartą na dłoniach.
– Myślisz, że ona to robi, by zwrócić na siebie uwagę? – szepcze, jakby ujęcie tej myśli w słowa nadało jej wiarygodność.
– Co robi?
– Rani się. Unoszę wzrok.
– Jesteś gotów w to uwierzyć?
– Nie wiem, Mariah. Nie wiem, w co mam wierzyć!
Przed kłótnią ratuje nas doktor Blumberg.
– Pani White, co się stało?
Colin wyciąga do niego rękę.
– Jestem Colin White, ojciec Faith.
– Bardzo mi miło.
– Jak rozumiem, już wcześniej badał pan Faith – mówi Colin. – Byłbym wdzięczny, gdyby wszystko mi pan powiedział.
Doktor Blumberg patrzy na mnie z ukosa.
– Jestem pewien, że pani White…
– Pani White i ja nie mieszkamy razem – mówi Colin wprost. – Chciałbym usłyszeć to od pana.
– Dobrze. – Siada naprzeciwko nas i kładzie dłonie na kolanach. – Wykonałem wiele badań Faith, ale nie znalazłem żadnego medycznego wyjaśnienia jej samoistnych krwotoków.
– To bez wątpienia jest krew?
– O tak. Była badana laboratoryjnie.
– Czy to samookaleczenia?
– Nie widzę podstaw do takiego stwierdzenia.
– Czy w takim razie mógł to zrobić ktoś inny? – pyta Colin.
– Przepraszam?
– Czy ktoś zranił Faith? Blumberg kręci głową.
– Nie sądzę, panie White. Nie w sposób, jaki ma pan na myśli.
– Skąd pan wie? – krzyczy Colin. W oczach ma łzy. – Do diabła, skąd może pan to wiedzieć? Proszę posłuchać, widziałem, jak do stała jakiegoś ataku i bez powodu zaczęła krwawić. Mam ubezpieczenie. Proszę mi nie mówić, że nie potrafi pan tego medycznie wyjaśnić. Niech pan zaleci cholerną tomografię, badanie krwi albo coś innego. Pan jest lekarzem. Pana obowiązkiem jest znaleźć przyczyny, a ja chcę, żeby moja córka tu została, dopóki pan ich nie znajdzie. Bo jeśli odeśle ją pan do domu, a ona będzie miała następny epizod, pozwę pana do sądu o błąd w sztuce lekarskiej.
Myślę o historii, którą opowiedział mi doktor Blumberg: lekarze z przełomu wieków przyjęli do szpitala stygmatyka i uwięzili mu stopę w żelaznym bucie, żeby mieć pewność, iż sam się nie okalecza. Zastanawiam się, jak Colin może mnie oskarżać o rujnowanie Faith życia.
Doktor Blumberg waha się.
– Nie mogę przeprowadzić badań bez zgody matki.
– Ma pan zgodę ojca – mówi Colin zimno.
– Przyjmę ją – ustępuje lekarz – ale nie spodziewam się, że znajdę coś nowego.
Usatysfakcjonowany jego słowami Colin wstaje.
– Mogę ją teraz zobaczyć?
– Faith za kilka minut zostanie przewieziona na oddział pediatryczny. Będzie senna, dałem jej środek uspokajający. – Spogląda na Colina i na mnie. – Rano znowu ją zbadam. Zgodnie z przepisami, jedno z was może z nią zostać na noc. – Kłania się i odchodzi.
Prostuję ramiona, gotowa do walki, ale ku mojemu zaskoczeniu Colin oznajmia, że wraca do domu.
– Faith spodziewa się zobaczyć ciebie. Zostań.
W milczeniu idziemy do windy, która wiezie nas na oddział pediatryczny. Dyżurna pielęgniarka podaje nam numer sali Faith, choć nie przywieziono jej jeszcze z radiologii. Wchodzimy z Colinem do pokoju. On siada na jedynym krześle, ja staję przy oknie z widokiem na szpitalne lądowisko helikopterów.
Po kilku minutach pielęgniarka przywozi Faith w fotelu na kółkach i pomaga jej wgramolić się do łóżka.
– Mamusiu.
– Jestem tutaj. – Siadam na krawędzi łóżka i dotykam policzka Faith. – Jak się czujesz?
Faith odwraca głowę.
– Chcę do domu.
Odgarniam grzywkę z jej czoła.
– Lekarz woli, żebyś została tu na noc.
Colin nachyla się ku niej po drugiej stronie łóżka.
– Cześć, pierniczku.
– Tatuś.
Łagodnie ujmuje jej zabandażowaną dłoń i gładzi skórę nad opatrunkiem.
– Jak to się stało, kochanie? – pyta. – Możesz mi powiedzieć, nie zdenerwuję się. Sama się zraniłaś? Zrobił to ktoś inny? Może babcia? Albo jeden z tych księży, którzy was odwiedzają?
– Och, na litość boską – wtrącam.
Colin mruży oczy.
– Nie jesteś przy niej w każdej minucie. Nigdy nie wiadomo, Mariah.
– Zaraz powiesz, że ja jej to zrobiłam – wyrzucam z gniewem.
Colin tylko unosi brwi.
Kiedy Faith zasypia, Colin wstaje z krzesła.
– Słuchaj, przepraszam. Ale oglądanie jej w takim stanie strasznie mnie martwi i nie wiem, co robić.
– Przeprosiny się nie liczą, jeśli opatrujesz je warunkami.
Colin patrzy na mnie długą chwilę.
Читать дальше