Mariah bierze dokument, próbując pojąć słowa Joan. Ian świadkiem Malcolma Metza? Colina?
– Poza Fletcherem o kim jeszcze z tej listy możesz mi podać jakieś informacje?
Próbuję odpowiedzieć, ale usta mam zbyt wysuszone, by wykrztusić coś poza jękiem zaskoczenia. Jestem mgliście świadoma obecności matki, jej zmrużonych oczu utkwionych w mojej twarzy, morza liter, które formują się i rozpływają w nazwiskach. Colin, doktor Orlitz, doktor DeSantis.
– Mariah! – woła Joan, jej głos dochodzi do mnie z daleka. – Dobrze się czujesz?
Powiedział, że mi pomoże. Powiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żebym mogła zatrzymać Faith. A jednak sprzymierzył się z Malcolmem Metzem, okłamał mnie.
W jakich jeszcze sprawach mnie okłamał?
Czując wielki przypływ adrenaliny, odpycham krzesło i wstaję. Joan i matka patrzą, jak wychodzę z kuchni, idą za mną do salonu. Kiedy moje zamiary stają się dla nich jasne, Joan interweniuje:
– Mariah – ostrzega – nie biegnij tam teraz.
Ale ja nie myślę jasno, nie chcę myśleć jasno. Nie dbam o to, kto zobaczy, jak pędzę przez dziedziniec z prędkością zrodzoną z urazy i wściekłości. Ledwo zwracam uwagę na poruszenie wśród dziennikarzy, kiedy zbliżam się do karawanu z jednym celem na myśli.
Nawet nie pukam. Oddychając ciężko, staję w otwartych drzwiach i patrzę na Iana i jego trzech pracowników, siedzących przy małym stoliku, zarzuconym papierami. Przez ułamek sekundy Ian przemawia do mnie wzrokiem: zaskoczenie, radość, dezorientacja i czujność następują po sobie.
– Pani White – mówi przeciągle. – Cóż za przyjemna niespodzianka.
Odwraca się do pozostałej trójki i prosi, by na chwilę wyszli. Opuszczają przyczepę, rzucając w moim kierunku zaciekawione spojrzenia.
Gdy tylko zamykają się za nimi drzwi, Ian podchodzi i łapie mnie za ramiona.
– O co chodzi? Coś się stało Faith?
– Jeszcze nie – wyrzucam z siebie.
Cofa się, odepchnięty moim gniewem.
– Ha, to musi być poważna sprawa. Nie wyobrażasz sobie nawet, jakiego rodzaje historie kłębią się w głowach wszystkich tych dziennikarzy, którzy widzieli, jak tu wchodzisz. – Jego twarz się zmienia, swobodnie oblekając się w chłopięcy uśmiech. – A może nie byłaś w stanie wytrzymać następnej sekundy bez zobaczenia mnie osobiście.
Przełykam głośno ślinę.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że zeznajesz dla Metza?
Nie potrafię nic na to poradzić, głos mi się załamuje w środku zdania. Z satysfakcją patrzę, jak Ian drga przestraszony, zaraz jednak ku mojemu zaskoczeniu wybucha śmiechem.
– Joan ci powiedziała. – Kiwam głową. – I mówiła, jak bardzo niechętny do współpracy byłem? – Ian mnie obejmuje. – Mariah, zeznaję dla ciebie.
Chowam nos w jego koszuli. Nawet teraz, gdy powinnam go nienawidzić, uświadamiam sobie zapach jego skóry. Siłą się opanowuję i robię krok do tyłu.
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Malcolm Metz nie jest moim prawnikiem.
– Racja. Poszedłem do niego, przekonałem, że dam mu przykłady na to, jaką jesteś nieodpowiednią matką. Ale w sądzie spotka go wielka niespodzianka, bo będę zeznawał zupełnie inaczej.
– Ale Joan…
– Nie miałem wyboru, Mariah. Nie będzie problemu, jeśli omówię moje zeznania z Metzem, a potem w sądzie zacznę gadać w suahili. W końcu jestem jego świadkiem i znaczy to tylko tyle, że nie zachowuję się właściwie. Ale gdybym w czasie zeznania pod przysięgą co innego powiedział Joan Standish, a co innego w sądzie, popełniłbym krzywoprzysięstwo. Musiałem dzisiaj wielokrotnie powołać się na piątą poprawkę, żeby nie wpakować w kłopoty jej i siebie oraz uśpić podejrzliwość Metza.
Chcę mu wierzyć; Boże, bardzo chcę.
– Zrobiłbyś to dla mnie?
Ian przekrzywia głowę.
– Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Kiedy tym razem bierze mnie w ramiona, nie opieram się.
– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
Łagodnie gładzi mnie po plecach.
– Im mniej wiesz, tym lepiej, bo kiedy to wszystko wybuchnie mi w twarz, tobie eksplozja nie zrobi krzywdy. – Całuje kącik moich ust, policzek, czoło. – Na razie nie możesz zdradzić tego Joan. Gdyby dowiedziała się przed rozprawą, mogłaby mieć cholerne kłopoty.
W odpowiedzi staję na palcach i nieśmiało go całuję. Nieśmiało na początku, później rozchylam usta, rozpoznając smak kawy i czegoś słodkiego jak cukierek. Przecież gdyby Ian mnie okłamywał, byłoby to oczywiste. Przecież gdyby kłamał, wystarczyłoby mi rozsądku, by go przejrzeć.
Tak jak zrobiłam to przedtem? Zamykając oczy, zdecydowanie odpycham od siebie myśl o zdradach Colina. Czuję, jak żądza Iana rośnie, jego biodra naciskają na moje.
Z głośnym westchnieniem Ian odrywa się ode mnie.
– Słoneczko, spory tłum czeka, żeby zobaczyć, czy wyjdziesz stąd żywa. A jeśli nie przestaniemy, nie mogę niczego ci obiecać.
– Skromnie całuje mnie w czoło i rozmyślnie się cofa. Kącik jego ust drga w uśmiechu. – Co?
– Wiesz, nie wyglądasz, jakbyś się ze mną kłóciła.
Rumieniąc się, przygładzam włosy i dotykam opuszkami palców ust. Ian wybucha śmiechem.
– Zrób rozzłoszczoną minę i szybko wracaj do domu. Pomyślą, że wciąż jesteś okropnie wściekła.
Kładzie dłoń na moim policzku, a ja przyciskam do niej usta.
– Ianie… dziękuję.
– Pani White – mruczy – cała przyjemność po mojej stronie.
Joan i moja matka kręcą się przy drzwiach. Kiedy przekraczam próg, natychmiast mnie otaczają, co każe mi myśleć o akrobatach, którzy na sznurkowej drabinie czekają, aż ich towarzysz powróci do nich cały i zdrowy.
– Wielki Boże, Mariah – burczy Joan. – O czym ty myślałaś?
Moja matka nic nie mówi. Wpatruje się w moje usta czerwone od pocałunków i unosi brew.
– Wcale nie myślałam – wyznaję i to przynajmniej jest prawda.
– Co mu powiedziałaś?
– Żeby w przyszłości traktował uprzejmie mojego adwokata – kłamię, patrząc Joan prosto w oczy – bo inaczej będzie miał ze mną do czynienia.
Na kilka minut przed przyjściem Petry Saganoff i jej ekipy wciągam Faith do niszy koło łazienki.
– Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy?
Faith z powagą kiwa głową.
– Nie mówić o Bogu. Ani słowem. Będzie wielka kamera, jak te przed domem.
– Dobrze.
– I nie mogę nazywać Petry Saganoff słowem na „s”.
– Faith!
– Ty tak ją nazywałaś.
– Myliłam się. – Wzdycham, myśląc, że jeśli przetrwam ten dzień, nigdy w życiu nie będę narzekać. Za pośrednictwem Joan ustaliłam warunki: Petra Saganoff nakręci bawiącą się Faith i nas, zachowujące się jak zwykle w domu, potem opatrzy film własną narracją zza kadru i dopiero wtedy wyemituje w „Hollywood Tonight!”. Joan dopilnowała, żeby Saganoff podpisała umowę, w której wyszczególniono, co wolno jej filmować, a czego nie, mimo to niepokoję się jej wizytą. Chociaż uważam, że Faith będzie w stanie zachowywać się normalnie przez pół godziny, to może obrócić się przeciwko nam… na co zwracała mi uwagę Joan, odkąd zaczęłam o tym mówić. Ostatnio nasze życie jest nieprzewidywalne. A jeśli Faith zacznie znowu krwawić? A jeśli się zapomni i zacznie mówić o Bogu? A jeśli Petra Saganoff zrobi z nas idiotki?
– Mamusiu! – Faith chwyta mnie za rękę. – Wszystko będzie dobrze. Bóg się tym zajmie.
– Wspaniale – mruczę. – Dopilnujemy, żeby dostała dobre miejsce.
Rozlega się dzwonek. W drodze do drzwi mijam matkę.
– Wciąż mi się to nie podoba. Ani trochę.
Читать дальше