– Kiedy byłam w wieku Faith, włosy miałam krótkie na cztery milimetry.
– Jej tata chciał, żeby była chłopcem – szepcze Faith do Marian.
Kenzie potakuje.
– To prawda. Oczywiście kiedy dorosłam, zaczęłam zapuszczać włosy. W końcu sięgały mi za tyłek.
Faith chichocze.
– Mamo – mówi scenicznym szeptem. – Kenzie powiedziała: „tyłek”.
– Oj. – Kenzie zaplata kolejne części, dodając pasmo z boku głowy.
Marian obserwuje ją gorliwie, jakby oczekiwano od niej, że powtórzy całą procedurę z pamięci.
– Wychowałam się w Bostonie – mówi Kenzie swobodnie. – Byłaś kiedyś w Bostonie?
– Nie. – Faith wykręca stopy. – Ale pojechałam do Kansas City.
Kansas City. Słowa spadają na nią niczym cios, Mariah nie potrafi złapać tchu. Nie była nieuczciwa wobec Kenzie, ale też nie powiedziała nic o próbie ukrycia się z Faith. Jest pewna, że rzeczy, o których nie chce mówić, wypisane są na jej twarzy: związek z Ianem, brat Iana, wpływ Faith na Michaela.
– Pojechałaś do Bostonu, kiedy byłaś bardzo mała, kochanie – mówi, desperacko próbując zmienić temat. – Po prostu tego nie pamiętasz.
– Pamiętam Kansas City – odpowiada Faith.
– Słoneczko… nie musimy zanudzać tym Kenzie.
– Och, ja plotę warkocz. Nie przeszkadzajcie sobie. Kiedy byłaś w Kansas City?
– W zeszłym tygodniu – mówi Faith.
Kenzie unosi głowę.
– Zabrałam ją stąd. Od tego wszystkiego – wyjaśnia Mariah cicho.
– Co skłoniło cię do wyjazdu wtedy, a nie wcześniej? – pyta Kenzie.
Mariah odwraca głowę.
– To trwało już za długo. Był czas najwyższy coś z tym zrobić.
– I nie miało to nic wspólnego z faktem, że twój były mąż powiedział ci, że wystąpi do sądu o przyznanie mu prawa do opieki?
Mariah z wysiłkiem szuka w myślach, co mogłaby powiedzieć kuratorce, nie sprawiając przy tym wrażenia, że próbowała oszukać prawo. Co naturalnie byłoby prawdą. Spogląda na Faith, pragnąc zmienić temat, zanim córka wypaple, że mieszkały z Ianem.
– To nie było celowe – mówi głośno. – Chciałam po prostu ułatwić nam życie.
– Dlaczego Kansas City?
– Do tego miasta odlatywał pierwszy samolot z lotniska.
Faith podskakuje na łóżku.
– Tak, i zgadnij, kto był w pierwszej klasie…
– Faith. – Ostry ton matki sprawia, że dziewczynka siada prosto. Mariah zaciska usta, w pełni świadoma badawczego wzroku Kenzie i zakłopotania Faith. – Wróciłyśmy i to się liczy. Kiedy dowiedziałam się o pozwie, wróciłyśmy.
Kenzie nawet nie mruga. Mariah czuje, jak pod kołnierzem bluzki zbiera się jej pot. Z oczu kuratorki czyta wyraźnie, jakby słowa te były na nich wypisane: Ta kobieta kłamie. Ale powiedzenie Kenzie więcej oznacza przyznanie się, że uciekała przed Colinem i jego groźbą wystąpienia do sądu. Oznacza upublicznienie związku z Ianem. Pogwałcenie jego prywatności. Wpatruje się w Kenzie, nie zamierzając tym razem ustąpić.
Ku jej zaskoczeniu robi to Kenzie. Nie wyciąga notatnika, nie zadaje dalszych pytań, nie udziela Mariah nagany, ale odwraca wzrok. Pochyla się nad głową Faith i wraca do pracy; nucąc pod nosem, plecie pasma pięknych włosów jak nici na kanwie. Mariah nie pozostaje nic innego, jak patrzeć, gdy Kenzie wiąże ze sobą końce.
– Ian, Boże. Jak to dobrze, że dzwonisz.
Ian zamyka palce na słuchawce i uśmiecha się.
– Co za powitanie, moja droga.
– Myślę, że ona wie. Kuratorka. Zadawała dzisiaj pytania i Faith chlapnęła coś o Kansas City, i…
– Mariah, uspokój się. Weź głęboki oddech… Dobrze. A teraz powiedz, co się stało? – Słucha uważnie, marszcząc brwi. – Nie sądzę, by sprawa była jednoznaczna. Wie tylko, że w samolocie był ktoś, kto wpadł w oko Faith. To może oznaczać jednego z Backstreet Boys albo księcia Williama.
– Ale wie, kiedy dokładnie wyjechałyśmy i kiedy Colin złożył pozew.
– I tak by się tego dowiedziała – mówi Ian łagodniejszym tonem. – Twoją najlepszą obroną jest to, że wróciłaś z Faith. – Waha się, myśląc o spotkaniu z Metzem. – Mówiłem ci, żebyś się nie martwiła, Mariah. Mówiłem ci, że znajdę wyjście. Nie ufasz mi?
Przez straszną chwilę Mariah milczy. A potem Ian czuje tę falę ciepła, która dociera do niego linią telefoniczną, wyprzedzając jej głos.
– Ufam, Ianie.
Chce odpowiedzieć, ale brakuje mu słów.
– Przykro mi, że przeze mnie się w to wplątałeś – dodaje Mariah.
Ian zamyka oczy.
– Kochanie, nie chciałbym być nigdzie indziej – mówi.
16 listopada 1999
W dniu, w którym Kenzie spotyka się z Millie Epstein, daniem dnia w kafejce w centrum Nowego Kanaanu jest ryba z frytkami.
– Fatalnie. – Millie cmoka z dezaprobatą, przeglądając menu.
– Nie wiadomo nawet, czy są smażone w oleju canola.
To brzmi jak doskonały wstęp, Kenzie więc pochyla się, opierając łokcie o porysowany blat.
– Przypuszczam, że obecnie jest pani dość ostrożna.
Millie podnosi na nią wzrok.
– Dlaczego miałabym być ostrożna? Jeśli znowu padnę, zamiast pogotowia wezwę Faith. – Widząc, że kuratorka otwiera usta zdziwiona, Millie dodaje z uśmiechem: – Żartuję. Jasne, że jestem ostrożna. Ale przed atakiem serca też byłam ostrożna. Zdrowo się odżywiałam, regularnie brałam leki. Pozwoli pani, że o coś zapytam. Widziała pani moją dokumentację ze szpitala?
– Tak.
– Wierzy pani, że zostałam wskrzeszona?
Kenzie rumieni się.
– Nie wiem, czy określenie „wskrzeszona” jest właściwe…
– Więc jak należałoby to nazwać? Cudem?
– Myślałam raczej o bardzo nietypowej reakcji systemu nerwowego.
– Aha – mruczy Millie. – Wierzy pani w Boga, pani van der Hoven?
– Nie to jest problemem. I sądzę, że to ja powinnam zadawać pytania.
Starsza kobieta mówi dalej, nie zwracając uwagi na jej słowa:
– Mnie też to irytuje. Nie należę do typu „chwalmy Jezusa”, pewnie nie należałabym też, gdybym była chrześcijanką.
– Kwestią rozpatrywaną w sprawie o przyznanie opieki jest to, który dom będzie dla Faith najlepszy, proszę pani. Z szacunkiem, ale to nie zostawia zbyt wiele miejsca dla Boga.
– I tu się z panią nie zgadzam. – Millie dłubie kciukiem w zębach i kręci głową. – Bardziej religijna kobieta powiedziałaby, że dla Boga zawsze jest miejsce, choć nie ma go ani w jednym, ani w drugim domu. Według mnie, nie jest pani w stanie wykonać swojej pracy bez zadania sobie pytania, czy wierzy pani, czy nie. Bo jeśli pani nie wierzy, oznacza to, że Faith kłamie, a to wpłynie na pani decyzję, komu należy ją przekazać – Pani Epstein, nie jest pani kuratorem procesowym.
Millie spogląda na nią poważnie.
– Nie jestem. A pani nie jest jej babcią.
Nim Kenzie ma czas odpowiedzieć, do stolika podchodzi kelnerka.
– Co u ciebie, Millie? – pyta z familiarnością typową dla małego miasteczka, gdzie człowiek, idąc ulicą, rozpoznaje innych przechodniów.
– Irene, czy ryba i frytki są smażone w oleju canola?
Kelnerka wybucha śmiechem.
– Myślisz, że to restauracja Four Seasons? Z tego, co wiem, wyjmuje się je z zamrażarki pani Paul.
Millie wyciąga rękę nad stołem i klepie Kenzie po dłoni.
– Niech pani weźmie zupę. Na pewno pani nie zaszkodzi.
Ale Kenzie zamawia tylko colę.
– Potrzebne nam tu delikatesy – mówi Millie. – Ma pani pojęcie, ile czasu minęło, odkąd jadłam dobre pastrami?
Kenzi uśmiecha się nieznacznie.
– Całe życie?
Читать дальше