– Może będziemy miały szczęście – mówi Faith, ziewając. Mama mocno ją do siebie przytula.
– Może tak.
Najpierw czuje dym. Bliźniacze wieże dymu wznoszą się wysoko, tworząc czarne plamy przed oczami, ale wie, że musi się przez nie przedrzeć. Jego rodzice – Chryste, palą się! Rzuca się w żar, ignorując ból pełzający po rękach, nogach i plecach. Oczy puchną mu od żaru i sadzy, mimo to wciąż widzi pięć palców, zarys dłoni, i przysuwa się do niej, chwyta w swoją dłoń, zamyka palce na przegubie. Szarpnięcie – udało się uwolnić, ląduje na ziemi i widzi, że trzyma mocno brata. Brata, którego nie można dotykać, który tego nie znosi, który wpatruje siew dłoń Iana na swoim ramieniu i krzyczy głośno, głośno, głośno…
– Panie Fletcher. – Ian podrywa się spocony, pościel leży na podłodze. Koło obrzydliwej sofy klęczy Mariah Wbite i delikatnie potrząsa go za ramię. – Śnił się panu koszmar.
– To nie był koszmar – sprzeciwia się Ian, chociaż głos wciąż ma schrypnięty. To nie był koszmar, ponieważ musiałby wtedy spać, a to prawie niemożliwe. Odsuwa się od Mariah i kuli w rogu kanapy, brzegiem koszulki ocierając pot z twarzy.
Powinien był wiedzieć, czym może się skończyć pobyt w Kansas City i udawanie, że wszystko będzie dobrze. Miasto nie ma mu nic do zaoferowania poza strasznymi wspomnieniami. Nawet gdyby intryga sprowadzenia Faith do Michaela powiodła się, Iana czeka inna nieunikniona porażka.
Mariah podaje mu szklankę z wodą z kranu. On bierze ją trzęsącymi się rękami i pije łapczywie. Patrzy na stół, na którym zostawił trwałe produkty żywnościowe. Kiedy wrócił wczoraj wieczorem, drzwi do maleńkiej sypialni były zamknięte, a na sofie leżał stos pościeli, Ian uznał, że zamiast trzaskać szafkami i budzić Mariah i Faith, zajmie się tym rano. Wyjął notatnik i zapisał uwagi o programie na następny tydzień. To ostatnia rzecz, jaką pamięta, potem obok siebie zobaczył Mariah White.
– Mówił pan coś o pożarze – mówi Mariah z wahaniem.
– Na pewno mówiłem mnóstwo rzeczy.
– Nie wiem. Przed chwilą tu przyszłam.
– Nie obudziłem pani córki?
Mariah kręci głową.
– Faith śpi jak kamień.
– W takim razie przepraszam, że obudziłem panią.
– Właściwie mnie pan nie obudził. – Na jej ustach pojawia się cień uśmiechu. – Ten materac w poprzednim wcieleniu był narzędziem tortur.
Ian wybucha śmiechem.
– Przypuszczalnie wykańczali nim więźniów, którzy oparli się tej sofie.
Patrzy jej w oczy.
– Muszę zajrzeć do Faith – mówi Mariah cicho.
– Tak. Proszę iść. I jeszcze raz przepraszam.
Mariah podnosi leżącą na ziemi splątaną pościel i strzepuje, tak że wydyma się nad Ianem, po czym osiada niczym szept na jego kolanach. Mariah jednym szybkim, zręcznym ruchem ciągnie za obszyty satynową taśmą brzeg koca, przykrywając nim Iana. Prosty, instynktowny gest, znany każdej matce na pamięć, a mimo to Ian łapie się na tym, że wstrzymuje oddech w obawie, że urok pryśnie.
– Dobranoc, Ianie – mówi Mariah.
Ian kiwa głową, niezdolny wykrztusić słowa. Patrzy na drobne, gładkie krzywizny jej gołych pięt, sunących po podłodze, patrzy, jak zamykają się za nią drzwi. Bierze długopis i notatnik i uśmiecha się, uświadamiając sobie, że po raz pierwszy Mariah White zwróciła się do niego po imieniu.
Nowy Kanaan, New Hampshire
Millie odchodzi od zmysłów. Czy dla Mariah to naprawdę taki wielki problem znaleźć automat telefoniczny i zadzwonić, żeby powiedzieć, że wszystko u nich w porządku? Millie dotrzymała swojej części umowy: odstawiła samochód i opiekuje się domem pod nieobecność córki i wnuczki, ale wie, że spokój nie potrwa długo. Wszyscy widzieli, że z samochodu wysiadła sama. Wcześniej czy później ludzie zaczną pytać, jeśli Mariah i Faith nie będą się pokazywać.
Millie wstaje z łóżka i odciąga zasłony; dostrzega płomienie kocherów i światło przenośnych lamp kamerzystów telewizyjnych. Wydaje jej się czy istotnie ich liczba niemal się podwoiła?
Millie wie, że ekipa „Hollywood Tonight!” wciąż tu jest; w przeciwieństwie do innych dziennikarzy telewizyjnych, którym podczas codziennych relacji towarzyszą trzy, cztery osoby, Petra Saganoff potrzebuje ośmiu albo dziesięciu pomocników. Ma specjalistów od świateł i makijażu, a także ludzi noszących maszyny, które Bóg wie do czego służą. Osobiście Millie chętnie by się obyła bez Petry Saganoff. Jeśli już muszą być relacje z terenu, Millie wolałaby oglądać miłego Petera Jenningsa, który w takich sytuacjach zawsze ma na sobie myśliwską kamizelkę.
Dobrze, że Faith i Mariah wyjechały. Z tego, co się dzieje na końcu podjazdu, jasno wynika, że już niedługo do zaprowadzenia porządku potrzebny będzie drugi policjant. Mariah zdenerwowała grupka ludzi; jak zareagowałaby na to? Millie wzdycha i wraca do łóżka. Gasi lampę, ale zaraz znowu ją zapala, by na wszelki wypadek sprawdzić, czy telefon przy łóżku działa.
Jezioro Perry, Kansas – 20 października 1999
Ku zaskoczeniu Mariah Ian wyjeżdża zaraz po śniadaniu.
– Muszę zarabiać na życie – mówi, łapiąc kluczyki i idąc do drzwi, jak gdyby spędzenie kolejnej minuty w ich towarzystwie było dla niego zbyt bolesne. Nie wspomniał o koszmarze sennym i Mariah dochodzi do wniosku, że to musi być powód jego ucieczki – mężczyzna taki jak on nie potrafi poradzić sobie z zakłopotaniem.
– Czemu on może gdzieś jechać? – burczy Faith. – A my musimy zostać w tym okropnym miejscu, gdzie nie ma nic do roboty?
– Może wybierzemy się na spacer. Poszukamy telefonu i zadzwonimy do babci.
To budzi ciekawość Faith.
– A potem tu przyjedzie?
– Za jakiś czas. Teraz musi pilnować naszego domu.
Faith wsypuje więcej płatków do miski.
– Naszego domu pilnuje mnóstwo ludzi. Babcia nie musi tego robić.
Mariah stoi przy oknie, gdy Ian odjeżdża. Jasne, zabrał samochód, ale to nie przeszkodzi im w pójściu do miasta i pojechaniu taksówką na lotnisko, gdzie mogą wskoczyć do samolotu lecącego w zupełnie inne miejsce. Kiedy Ian zaproponował jej ochronę, Mariah założyła, że jego dobre intencje są w rzeczywistości o wiele bardziej egoistyczne – gdzie lepiej obserwować Faith, niż mieszkając z nią pod jednym dachem? Uznała jednak, że Ian tyle zobaczy, na ile ona mu pozwoli, więc przyjęła jego ofertę, choć oczekiwała, że nie będzie odstępował ich na krok.
Tymczasem jest tak, jakby im niemal… ufał.
Mariah patrzy, jak Faith unosi miskę do ust, by wypić mleko, i już chce jej zrobić wykład o dobrych manierach, ale rezygnuje. Teraz, kiedy się ukrywają, muszą przestrzegać tylu reguł, że nic złego się nie stanie, jeśli przymknie oko na ten jeden drobiazg.
Przewidziała, jakie niebezpieczeństwa grożą Faith, jeśli zamieszka z Ianem Fletcherem, ale nie wzięła pod uwagę siebie. Zapomniała, że o wiele łatwiej jest nie lubić postaci z telewizji niż zwykłego człowieka. Widok butów Iana, utkniętych pod sofą, lub jego papierów, rozrzuconych na stoliku do kawy, wyczuwalny w łazience zapach słabej mieszaniny cedru i mydła, który przywarł mu do skóry, wszystko to czyni go osobą realną. Zmienia z dwuwymiarowej ikony kultury, której celem jest zdemaskowanie Faith, w człowieka z krwi i kości, z uczuciami, wątpliwościami, nawet koszmarami sennymi.
Jeśli Ian Fletcher może im zaufać na tyle, by zostawić je same, czy Mariah nie może na tyle mu zaufać, by uwierzyć, że wynajął dla nich ten domek nie z pobudek egoistycznych, ale altruistycznych?
Читать дальше