– A teraz co?
– Teraz czekamy.
Ian siada koło Faith, która wsuwa kciuki w zagłębienia w deskach i unosi twarz ku zachodzącemu słońcu. Zamyka oczy, a Ian łapie się na tym, że jak zahipnotyzowany wpatruje się w żyłkę pulsującą na jej szyi. Panuje między nimi spokój, którego nie ma ochoty burzyć, ale ciekawość bierze w nim górę.
– „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi” – mówi cicho, czekając na reakcję Faith.
Dziewczynka odwraca ku niemu głowę.
– Hę?
– To takie powiedzenie, bardzo stare.
– Ale głupie. Nikt nie łowi ludzi.
– Powinnaś o to zapytać Boga – proponuje Ian, odchylając się do tyłu i zasłaniając oczy przedramieniem w taki sposób, żeby na nią zerkać.
Faith krzywi się, już chce coś powiedzieć, ale wstrzymuje się i znowu zaczyna skubać deski, Ian z napięciem czeka na wyznanie, cokolwiek jednak Faith mogłaby mu powiedzieć, zostaje zapomniane, bo wędką nagle coś gwałtownie szarpie i dziewczynka piszczy z zachwytu, Ian demonstruje jej, jak zwijać linkę ze zdobyczą, piękną rybą, która – bez dwóch zdań – waży trzy funty. Zdejmuje okonia z haczyka i otwiera rybie pysk, żeby Faith mogła ją złapać.
– Och – wzdycha Faith, podczas gdy ogon zwierzęcia uderza ją w brzuch.
Śliczna jak obrazek, myśli Ian z uśmiechem. Patrzy na słońce odbijające się w jej włosach, na smugę brudu na policzku i widzi w niej nie temat do programu, ale zwykłą małą dziewczynkę.
Ryba szamocze się, walcząc o wolność.
– Niech pan patrzy… och! – krzyczy Faith i wypuszcza rybę.
To ostatnia rzecz, jaką widzi Ian, nim Faith traci równowagę i wpada z pomostu do lodowatej wody.
Mariah budzi się do swojego najgorszego koszmaru: Ian Fletcher zniknął z Faith. Siadając na sofie, woła córkę po imieniu, choć cisza panująca w małym domku mówi jej, że jest sama. Talia kart leży rozrzucona na chodniku, jakby Fletcher zabrał Faith w środku zabawy, jakby uprowadził ją siłą.
Będzie musiała zadzwonić na policję, ale to wydaje się niewielkim poświęceniem, jeśli ma oznaczać bezpieczny powrót Faith. Z walącym sercem Mariah wybiega na dwór, tak roztrzęsiona, że nawet nie widzi samochodu stojącego przed domkiem. Biegnie do biura kierownika, do najbliższego telefonu, przeklinając siebie za to, że umieściła Faith w zasięgu Iana Fletchera. Kiedy okrąża budynek, widzi dwie sylwetki nad jeziorem, jedną wysoką, drugą drobną. Ogarnięta niewypowiedzianą ulgą, zatrzymuje się jak wryta, kolana się pod nią uginają. Przytyka dłoń do ust, by do nich zawołać, ale w tej samej chwili na jej oczach Faith wpada do jeziora.
O cholera! Tylko tyle Ian zdąża pomyśleć, kiedy woda zamyka się nad Faith i w uszach brzmią mu krzyki Mariah. Woda jest lodowata, Ian nie ma pojęcia, czy mała umie pływać, a najgorsze jest to, że nie może za nią wskoczyć, bo istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że wyląduje wprost na niej i wepchnie ją głębiej pod wodę. Mgliście zdaje sobie sprawę, że Mariah z krzykiem gramoli się po zboczu, ale całą swoją uwagę skupia na błotnistej wodzie. Wreszcie błysk srebra miga pod taflą, Ian skacze kilka kroków na lewo od miejsca, w którym widział włosy Faith. Otwiera oczy na ziarnisty wodny świat i łapie jedwabiste pasmo.
Widzi jej szeroko otwarte i przerażone oczy, otwarte usta i dłonie odpychające się od pomostu, w którym utknęła. Szarpiąc za koński ogon, Ian uwalnia Faith i ciągnie ją na powierzchnię. Faith wyczołguje się na drewno, kaszląc, prychając i wypluwając wodę z policzkiem przyciśniętym do pomostu.
Ian także wdrapuje się na pomost w chwili, gdy Mariah dobiega do nich, bierze Faith w ramiona, pocieszając i uspokajając córkę. Dopiero wtedy Ian pozwala sobie odetchnąć i pomyśleć o tym, co mogło się wydarzyć. Jest przemoczony do nitki; jego ubranie musi ważyć z pięćdziesiąt funtów i oblepia go lodowatą warstwą. Spogląda na Faith, by się upewnić, że wszystko z nią w porządku, potem wstaje i wolnym krokiem rusza w stronę domku.
– Stój!
Wibrujący gniewem głos Mariah zatrzymuje go w miejscu, Ian odwraca się i chrząka.
– Nic jej nie będzie – mówi z wysiłkiem. – Była pod wodą tylko kilka sekund.
Ale Mariah nie zamierza łatwo zrezygnować.
– Jak śmiałeś zabrać ją tutaj bez mojego pozwolenia?
– No cóż, ja…
– Czekałeś, aż zasnę, żeby wymknąć się z nią, przekupić ją… batonem i przepytać na wszystkie strony? Masz swoją drogocenną taśmę? A może zapomniałeś wyjąć ją z kieszeni, kiedy skoczyłeś do wody?
Ian czuje, jak usta układają mu się w nieprzyjemny grymas.
– Dla twojej informacji: zapytałem Faith tylko o to, czy tata uczył ją, jak się zarzuca wędkę. Nie nagrałem ani jednego cholernego słowa z naszej rozmowy. Wpadła do jeziora przypadkiem i utknęła pod pomostem. Ja tylko za nią skoczyłem.
– Nie utknęłaby pod pomostem, gdyby na nim nie stała! Z tego, co wiem, mogłeś ją wepchnąć.
Oczy Iana błyszczą z wściekłości. Więc tak mu się odpłaca za uratowanie życia jej dziecka. Robi krok do tyłu, dysząc ciężko.
– Z tego, co wiem – syczy – równie dobrze mogła chodzić po wodzie.
Faith, nakarmiona gorącą zupą i wykąpana, od dawna leży już w łóżku, a Ian wciąż nie wraca. Mariah łapie się na tym, że krąży po pokoju, wpatrując się ślepym wzrokiem w śnieżący ekran telewizora. Pragnie przeprosić Iana. Z pewnością oboje zdążyli już ochłonąć i Ian uświadomił sobie, że to przemawiał gniew, nie Mariah, ale chciałaby powiedzieć mu to osobiście. Przecież gdyby Faith sama zawędrowała na pomost, też mogłaby wpaść do wody – i utonąć.
Czeka, aż córka zapadnie w głęboki sen, potem siada na brzegu łóżka. Dotyka policzka Faith, ciepłego niczym dojrzała brzoskwinia. Jak inne matki radzą sobie z czuwaniem nad dzieckiem? Skąd wiedzą, kiedy zamknąć oczy z przekonaniem, że w tej samej chwili nie stanie się nic złego? Przebywanie w zimnej wodzie może mieć bardzo poważne skutki, ale Faith wydaje się całkowicie zdrowa.
Cokolwiek to warte, z wody Faith nie wyciągnął Bóg, tylko Ian. Za to przynajmniej Mariah winna jest mu wdzięczność.
Widzi snop światła reflektorów przesuwający się po małym pomieszczeniu. Wychodzi z sypialni i przy drzwiach czeka na Iana. Mija minuta, potem następna, wreszcie jest ich pięć. Mariah zerka przez okno – tak, samochód stoi przed domkiem – i otwiera drzwi.
Ian siedzi u jej stóp, oparty o framugę.
– Przepraszam – mówi Mariah zarumieniona.
– Nie trzeba. To głupie miejsce do siedzenia.
Spoglądają na nocne niebo, spróchniały ganek, odpadającą z drzwi farbę – wszędzie, tylko nie na siebie nawzajem.
– Chciałam powiedzieć, że naprawdę mi przykro.
– Mnie też. Wcześniej także nie pytałem cię o pozwolenie w sprawach dotyczących Faith. – Ian masuje sobie kark. – Ale łowienie ryb bardzo jej się podobało. Aż do końca.
Oboje wyobrażają sobie Faith z okoniem i to buduje między nimi most. Mariah siada obok Iana, z roztargnieniem kreśląc kółka na zakurzonej podłodze.
– Nie jestem przyzwyczajona do puszczania jej samej – przyznaje. – To dla mnie trudne.
– Jesteś dobrą matką. Mariah kręci głową.
– Niewykluczone, że ty jedyny tak sądzisz.
– Wątpię. Założę się, że ta mała dziewczynka w domku też tak myśli. – Opiera się o ścianę. – Chyba jestem ci winien przeprosiny. Zdenerwowałaś mnie, w przeciwnym wypadku nie mówiłbym o Faith chodzącej po wodzie.
Mariah zastanawia się nad jego słowami.
– Wiem – mówi w końcu. – Tak samo jak tobie, wcale mi nie zależy, żeby była jakimś… wcieleniem Mesjasza.
Читать дальше