Nowy Kanaan, New Hampshire
Joan Standish słyszała w telewizji wiadomość o tajemniczej nieobecności Faith White w Nowym Kanaanie i orientuje się, że coraz więcej stacji poświęca temu wydarzeniu uwagę. Petra Saganoff zaczyna każde wydanie „Hollywood Tonight!” od odliczania: dzień trzeci bez Faith, dzień czwarty. Miejscowy korespondent NBC, szacownego kanału, nadał nawet relację na żywo, w czasie której jakiś widz zadzwonił z informacją, że widział Faith w kolejce przed kinem w San Jose w Kalifornii, ale zaraz podważył swoją wiarygodność, krzycząc, że Howard Stern jest super. W sumie Joan puszczała to mimo uszu, choć współczuła dziewczynce rzuconej w środek tego zamętu.
Potem jednak znana kancelaria Malcolma Metza z Manchesteru informuje ją, że od wtorku jako reprezentanci Colina White'a usiłują dostarczyć jej klientce pozew dotyczący zmiany orzeczenia w sprawie opieki nad dzieckiem. Jej klientce? Kto powiedział, czy Mariah White będzie chciała, żeby Joan ją reprezentowała? Nie rozmawiały od dnia, w którym sąd orzekł rozwód.
Jednakże z powodów, których sama dobrze nie rozumie ani nie chce analizować, Joan w czasie lunchu jedzie do domu White'ów. Żaden z programów, które oglądała, nie przygotował jej na sceny rozgrywające się wzdłuż górzystej drogi, z obu stron zastawionej samochodami z otwartymi drzwiami i bagażnikami, przy których właściciele jedzą posiłki. Ludzie zbierają się w grupki, dziennikarze i ci, którzy przyjechali tu z nadzieją, że Faith im pomoże. Stoją wzdłuż kamiennego muru oddzielającego posiadłość White'ów od drogi, opiekunowie pochyleni nad swymi podopiecznymi w wózkach, niewidomi z psami przewodnikami, ciekawscy chrześcijanie z aparatami fotograficznymi i ogromnymi krzyżami na piersiach.
Boże, tu musi być co najmniej dwieście osób. Joan naciska hamulce swojego jeepa przy małej barykadzie, wzniesionej na końcu podjazdu. Pilnują jej dwaj policjanci; wiedzą, że Joan należy do miejscowej palestry.
– Paul – zwraca się do jednego z gliniarzy. – To jest coś.
– Nie była tu pani ostatnio, co? Powinna pani przyjechać po południu, kiedy sekta zaczyna śpiewać.
Joan kręci głową.
– Przypuszczam, że Mariah White nie ma w domu?
– Nie. Gdyby była, tych świrów byłoby dwa razy więcej.
– A ktoś tam jest?
– Jej matka, chyba pilnuje gospodarstwa.
Gliniarz robi miejsce dla jeepa. Joan parkuje na skraju trawnika, wchodzi na ganek i puka do drzwi. W szybce pojawia się twarz starszej kobiety, wyraźnie niepewnej, czy otworzyć.
– Jestem Joan Standish! Adwokat pani córki.
Drzwi otwierają się na oścież.
– Millie Epstein. Proszę wejść. – Kobieta kręci się niespokojnie. – Czy coś się im stało?
– Komu?
– Mariah i Faith. – Millie splata i rozplata dłonie. – Ich tu nie ma.
– Nic mi nie wiadomo o żadnym wypadku. Ale muszę skontaktować się z pani córką. – Joan doskonale potrafi czytać z ludzkich twarzy i widzi, że Millie Epstein coś ukrywa. – Pani Epstein, to niezwykle ważna sprawa.
– Nie wiem, gdzie one są, przysięgam.
Joan chwilę się zastanawia.
– Ale odzywały się do pani – zgaduje.
– Nie.
– W takim razie niech się pani modli, żeby Mariah szybko zadzwoniła, bo mam dla niej wiadomość. Jej były mąż wystąpił do sądu o przekazanie mu opieki nad ich córką. I niezależnie od tego, jak szlachetne były intencje Mariah, gdy zabierała Faith z dala od tego, co się tu wyprawia, sędzia zinterpretuje to jednoznacznie: oszukała system i zniknęła, kiedy próbowano wręczyć jej pozew. Szczerze mówiąc, pani Epstein, takie rzeczy okropnie wkurzają sędziów. Im dłużej Mariah pozostanie w ukryciu, tym większe są szanse, że opiekę dostanie Colin White.
Twarz starszej kobiety jest biała jak kreda, usta zaciśnięte ma w wąską linię.
– Proszę jej powiedzieć, żeby do mnie zadzwoniła – mówi Joan łagodnie.
Millie kiwa głową.
– Powiem.
Jezioro Perry, Kansas – 24 października 1999
Mariah nie potrafi zasnąć. Odwraca się na bok i przez okno wpatruje w nocne niebo. Wschodzący księżyc i gwiazdy są trójwymiarowe; ma wrażenie, że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby ułożyć je sobie na dłoni. Odmierza czas regularnym oddechem Faith i pozwala, by w jej głowie pytania goniły w kółko za własnymi ogonami: Jak długo tu zostaniemy? Dokąd pojedziemy? Jak radzi sobie mama? Czy jutro, pojutrze, a może popojutrze pojawi się tu pierwszy dziennikarz?
Siada, obciągając bluzę, w której śpi. Ian kupił piżamę tylko dla Faith. Wyobraża sobie, jak Ian przegląda praktyczne flanele i śliskie jedwabie, i zadaje sobie pytanie, co wybrałby dla niej. Czując, że policzki jej płoną, wstaje i zaczyna krążyć po pokoiku. Jaki sens marzyć o rzeczach, które i tak nigdy się nie zdarzą?
Ma straszną ochotę na spacer, ale musiałaby przejść przez pokój, w którym śpi Ian. Zamiast tego staje więc przy oknie i wygląda na dwór.
Ian opiera się o maskę samochodu. Miedziana poświata żarzącego się cygara wydobywa z mroku jego profil – jest tak samo jak Mariah zaprzątnięty swoimi myślami. Wpatruje się w niego zachłannie, zastanawiając się, co nie pozwala mu spać, w myślach rozkazując, by się odwrócił.
Kiedy to robi, ich spojrzenia się spotykają i Mariah czuje, jak serce jej przyśpiesza. Przyłapana, przyciska dłonie do parapetu. Żadne z nich się nie porusza, nic nie mówi, pozwalają po prostu, by noc ich ze sobą związała. Potem Ian miażdży niedopałek obcasem, a Mariah wraca do łóżka. Każde myśli, że nie jest jedyną osobą, która liczy minuty do rana.
Atlanta – studia CNN
Larry King przygładza jaskrawoczerwony krawat i spogląda na swojego gościa.
– Gotowy? – pyta, nie czekając na odpowiedź. Kamera ożywa, błyskając maleńkim światełkiem. – Wracamy po przerwie. W dalszym ciągu jest z nami rabin Daniel Solomon, duchowy przywódca Beit Am Hadash, kongregacji związanej z ALEPH, czyli Żydowską Odnową.
– Tak – mówi rabin Solomon; mimo dziesięciu minut przed kamerą wciąż czuje się trochę niepewnie. – Witam. – Ubrany jest w nadjedzoną przez mole czarną marynarkę (tylko ona w całej jego garderobie ma klapy, a nie mandaryńską stójkę) oraz charakterystyczny farbowany T – shirt, ale równie dobrze mógłby być nagi. Oto po wszystkich tych latach walki, by go wysłuchano, przemawia do milionów ludzi. Milionów! Powtarza sobie, że tę szczęśliwą okazję zawdzięcza Faith White oraz własnej kongregacji. I co z tego, że King sprowadził nadętego katolickiego profesora, by obalał wszystkie wywody Solomona? Dawidowi udało się pokonać Goliata, bo miał Boga po swojej stronie.
– Rabinie – mówi King, wyrywając Daniela z tych rozmyślań. – Czy Faith White jest Mesjaszem?
– Cóż, z całą pewnością nie jest żydowskim Mesjaszem. – Solomon prostuje plecy, wkraczając na znajomy teren teologii. – Według Tory, Mesjasz musi stworzyć niepodległe żydowskie państwo, a to, co Faith słyszy od Boga, nie dotyczy tej kwestii. – Rabin zakłada nogę na nogę. – Interesujące jest to, jak diametralnie różni się judaistyczna koncepcja Mesjasza od koncepcji chrześcijańskiej. Żydzi wierzą, że Mesjasz pojawi się dopiero wtedy, gdy oczyścimy świat z całego zła i przygotujemy go dla boskiej istoty. O ile rozumiem, u chrześcijan przyjście Mesjasza będzie początkiem ery odkupienia. On je ze sobą przyniesie na ziemię. Żydzi muszą pracować, by wejść w erę mesjanistyczną, chrześcijanie na nią czekają.
– Czy mogę zgłosić zastrzeżenie?
Obaj odwracają się, słysząc głos dobiegający z monitora za ich plecami.
Читать дальше