W głowie Iana zakorzenia się myśl. A gdyby tak mógł z bliska przyjrzeć się Faith wykonującej tę uzdrowicielską sztuczkę? Gdyby sam wybrał obiekt dla jej tak zwanego cudu, obiekt, przy którym z góry byłaby skazana na porażkę? Babcia i kobieta z dzieckiem chorym na AIDS mogły brać udział w przedstawieniu. Ale Michael… cóż, nikt lepiej niż Ian nie wie, że Michael nie jest uczestnikiem ich oszustwa… i że nie da się go wyleczyć.
Musi tylko zaskarbić sobie ich sympatię, tak by zgodziły się uzdrowić Michaela, traktując to jako osobistą przysługę, wyświadczoną Ianowi. A kiedy Faith White będzie próbowała powtórzyć swoją sztuczkę, on z bliska, na własne oczy zobaczy, jak to robi. Anonimowość Michaela pozostanie niezagrożona, Mariah White nikomu nic nie powie, bo zdradziłaby miejsce swojego pobytu.
Dziwaczna wizja Faith kładącej dłonie na Michaelu w oszukańczym przedstawieniu, wyreżyserowanym przez jej matkę, ustępuje miejsca obrazowi, który Ian schował tak głęboko w swoim wnętrzu, że czuje ból, gdy teraz obraz ten wyłania się na powierzchnię: Michael patrzący mu prosto w oczy, Michael z własnej woli wyciągający do niego ręce, Michael klepiący go w uścisku po plecach.
Ha – raczej zobaczy Mariah Wbite dukającą, że księżyc nie jest w linii czy inne tego rodzaju bzdury, by wytłumaczyć fakt, że jej córeczka cudotwórczym nie potrafiła uleczyć chorego na autyzm mężczyzny.
Gdyby Ian wierzył w przeznaczenie, pomyślałby, że los sprowadził Mariah i jej córkę do tego samolotu. Ale nie wierzy, dlatego uważa to za niebywałą okazję, która sama wpadła mu w ręce i ma szansę stać się najbardziej sensacyjną historią w jego karierze. Musi tylko oczarować Faith i jej matkę, przekonać, że taki jak on cynik wcale nie musi być wrogiem, ale wręcz przeciwnie, człowiekiem, który wszystkie swoje nadzieje pokłada w dziecku rzekomo obdarzonym mocą uzdrawiania, który będzie stał obok i udawał bezgraniczną rozpacz, kiedy Faith poniesie ostateczną klęskę.
Tylko czy rzeczywiście będzie udawał?
Wysiadając z samolotu, Mariah nie jest zaskoczona faktem, że Fletcher na nie czeka, ani też tym, że całkowicie ją ignoruje, całą uwagę skupiając na Faith.
– Cześć – mówi przeciągle, kucając przed dziewczynką. – Wy też leciałyście tym samolotem?
Faith otwiera szeroko oczy.
– Pan Fletcher!
– We własnej osobie. – Prostuje się i kłania Mariah. – Dzień dobry pani.
Mariah ostrzegawczo ściska dłoń Faith.
– Przyjechałyśmy na ślub. Ślub mojej kuzynki. Dzisiaj wieczorem. – Jej głos jest zbyt wysoki, zbyt przenikliwy; w chwili gdy z własnej woli udziela informacji Fletcherowi, o którą nawet nie poprosił, ma ochotę sama się kopnąć.
– Tak? Jakoś nigdy dotąd nie słyszałem, żeby ktoś brał ślub we wtorek wieczorem.
Mariah zadziera brodę.
– To… kwestia ich religii.
– Wszystko się z nią wiąże. – Ian uśmiecha się do Faith. – Może pójdziemy na lody, żeby uczcić nasze spotkanie?
Wyraźnie ucieszona tą perspektywą Faith patrzy pytająco na matkę.
– Nie mamy czasu – mówi Mariah.
– Ale przecież nie…
– Faith! – przerywa jej Mariah, zaraz jednak wzdycha. – No dobrze. Możemy iść na lody.
Ian prowadzi je do baru. Zamawia rożek dla Faith oraz colę dla siebie i Mariah.
– Faith, twoja mama i ja chcemy chwilę porozmawiać. Może zjesz lody przy tamtym stoliku?
Faith biegnie we wskazanym kierunku. Marian chce ją przywołać, ale Ian kładzie jej dłoń na ramieniu. Przez tę chwilę Mariah nie potrafi złapać tchu ani się poruszyć.
– Niech idzie. Widzi ją pani, a ludzie, którzy chcieliby się do niej zbliżyć, są daleko stąd.
Mariah odwraca się ku niemu.
– Możemy sobie pójść. Nie będzie w stanie nas pan powstrzymać.
– Wezwie pani policję? Wątpię. Przede wszystkim zostawiłoby to ślad na papierze, a coś mi mówi, że chce pani tego uniknąć. – Uśmiecha się smutno. – Uwierzyłaby mi pani, gdybym powiedział, że jestem tu z innego powodu niż pani i Faith? Nie sądzę. Niesamowite jest to, pani White, że panią podziwiam. I chciałbym coś pani poradzić.
– Powiedział lis do rudobrodego – mruczy Mariah.
– Co takiego?
– Nic.
– Ha. Chciałem pani powiedzieć, że nigdy za wiele ostrożności. Zastanawiała się pani, gdzie obie z Faith zamieszkacie?
Nie mając zamiaru zwierzyć mu się z planów, Mariah zaciska usta.
– Założę się, że w motelu – ciągnie Ian lekko. – Ale wcześniej czy później uświadomi sobie pani, że kobieta z małą dziewczynką w podejrzanym motelu od razu rzuca się w oczy. Z drugiej strony, ciągłe przeprowadzki z motelu do motelu będą strasznie trudne dla dziecka. Tak więc nie ma pani wielkiego wyboru. Albo zda się pani na łaskę jakiegoś mieszkającego tu przyjaciela, a idę o zakład, że nie ma ich pani wielu, albo wynajmie tanie lokum. Rzecz w tym, pani White, że każdy szanujący się administrator zażąda referencji. A trudno o nie, kiedy człowiek pragnie zachować anonimowość. Zostaje jeszcze problem wynajęcia samochodu, skoro prawo jazdy i karta kredytowa z całą pewnością nie są przedmiotami, które chętnie pokazywałaby pani światu.
Mariah ma tego po dziurki w nosie i odwraca się ku Faith. Do diabła z Ianem Fletcherem. Do diabła z Kansas City. Dzisiaj po południu z lotniska startuje pewnie ze sto samolotów, musi tylko raz jeszcze wymknąć się Fletcherowi. Robi krok, ale on chwyta ją za rękę.
– Znajdę panią – szepcze, czytając jej w myślach. – Wie pani o tym.
Mimo to Mariah wciąż zerka na korytarz, na toalety, na każde możliwe wyjście.
– Mówił pan, że chce mi pan coś poradzić.
– Tak jest. Myślę, że podczas pobytu w tym mieście powinna pani zwrócić się o pomoc do znajomego.
Mariah dławi się śmiechem.
– Zaraz, niech sobie przypomnę, ile przyjaciółek z college’u mieszka w Kansas City.
– Miałem na myśli siebie – mówi Ian cicho. – Uważam, że powinna pani zostać ze mną.
Przez długą chwilę Mariah gapi się na niego.
– Oszalał pan?
Jego oczy są błękitne jak jezioro i jak jezioro zapraszają, by się w nie zanurzyć.
– To niewykluczone, pani White – przyznaje. – Bo w przeciwnym wypadku na pewno powiedziałbym w zeszłym tygodniu o dłoniach pani córki. Dzisiaj sprowadziłbym na to lotnisko cały las kamer. W czasie lotu zastanawiałbym się, jak wydać was na pastwę światu, zamiast myśleć, że może ten jeden raz powinienem zrobić dobry uczynek i pomóc wam. – Spogląda na Faith. – To najlepsza z możliwych przykrywek. Nikomu na myśl nie przyjdzie, że ukryła się pani u mnie.
– Chyba że sam pan im o tym powie. – Mariah wpatruje się w niego nieruchomym wzrokiem. Nie potrafi zaufać temu człowiekowi, którego nigdy by nie poznała, gdyby nie zainteresował się Faith jako materiałem na sensacyjny program. Z drugiej strony, nie może jego wywodom odmówić słuszności. Publicznie Ian Fletcher jest arogancki i mściwy, prywatnie bywa sympatyczny i troskliwy. Ale ucieczka przed mediami i ukrycie się w domu Iana Fletchera to samobójczy skok z deszczu prosto pod rynnę.
Ian wciąż ją trzyma, kciukiem przesuwając po wypukłości blizny na nadgarstku.
– Ma pani moje słowo, że nikomu nie zdradzę waszej kryjówki. I będzie tam pani mogła cieszyć się swoją prywatnością. – Uśmiecha się. – Co gorsze, Mariah? Diabeł nieznany… czy diabeł znany?
Kupują jego argumenty, Ianowi niemal kręci się w głowie z ulgi, kiedy Mariah podchodzi do Faith i mówi jej o zmianie planów. Wciąż jest czujna, ale to nic złego. Niech sobie podejrzewa, że Ian ma ukryte zamiary. W końcu to prawda. To, co myśli Mariah White, nie jest najważniejsze. Doprowadzenie Faith do punktu, by chętnie poszła do Michaela – i skłonienie jej matki, by wyraziła na to zgodę – będzie wymagało od Iana wykorzystania całego kunsztu aktorskiego.
Читать дальше