Malcolm przez chwilę wpatruje się klientowi w oczy.
– Zależy panu na całkowitym prawie do opieki?
– Tak.
– Za wszelką cenę?
Colin nie musi pytać, co Metz ma na myśli. Wie, że najskuteczniejszy sposób na udowodnienie, że on jest lepszym rodzicem, to przedstawienie Mariah w jak najgorszym świetle. Kiedy proces dobiegnie końca, Mariah straci nie tylko Faith, ale też cały szacunek do siebie.
Porusza się niespokojnie na krześle. Nie chce tego robić, ale w gruncie rzeczy nie ma wyboru. Tak jak wtedy, gdy zdecydował o oddaniu Mariah do ośrodka zamkniętego, tak i teraz cel uświęca środki. I tak samo jak wtedy kieruje nim wyłącznie troska o bezpieczeństwo ukochanej osoby.
Przed jego oczyma pojawia się bolesne wspomnienie tamtego wieczoru, gdy Mariah próbowała popełnić samobójstwo: wszędzie pełno krwi i Mariah wciąż szepcząca jego imię. Zmusza się do przypomnienia sobie, jak wczoraj Faith ukryła się przed nim.
– Chcę odzyskać moją córkę – powtarza Colin zdecydowanie, przekonując samego siebie. – Niech pan zrobi wszystko, co potrzeba.
W zeszły wtorek Ian Fletcher leciał z Manchesteru, małego lotniska, które udawało, że jest bardziej kosmopolityczne niż w rzeczywistości: koszmar, jednym słowem. Nie dość, że lot do Kansas City miał opóźnienie, to jeszcze Ian nie mógł odpocząć w Admiral's Club, co oznaczało, że prawie godzinę spędził w toalecie, by uniknąć rozpoznania. W tym tygodniu leciał z Bostonu. Dojazd limuzyną na lotnisko był wprawdzie dłuższy, ale podróż zapowiadała się na znacznie mniej stresującą.
– Jakimi liniami pan leci, proszę pana?
Słysząc głos szofera, Ian nachyla się ku niemu.
– American.
Kiedy limuzyna parkuje przy krawężniku, bierze aktówkę, podpisuje rachunek z karty kredytowej i bez słowa oddaje go kierowcy. Z pochyloną głową skręca na prawo, ku ruchomym schodom, które zawiozą go wprost do prywatnego klubu dla pasażerów pierwszej klasy, gdzie może w spokoju czekać na lot.
Mariah stoi przed tablicą odlotów, przeglądając listę portów docelowych. Tak wiele miejsc, czym powinna kierować się przy wyborze? To nie tak, że jakieś miejsce jest lepsze od innych – gdziekolwiek wylądują, będą zaczynały od zera.
– Mamusiu? – Faith ciągnie ją za rękaw. – Możemy polecieć do Vegas?
Mariah mimowolnie się uśmiecha.
– A co wiesz o Vegas?
– Tatuś raz tam był. Naciskasz guziki i wylatują pieniądze. Widziałam w telewizji.
– Ha, to niezupełnie tak. Musisz mieć bardzo dużo szczęścia. A poza tym nie widzę tu Vegas.
– Więc dokąd polecimy?
Dobre pytanie. Mariah przyciska dłoń do torebki, myśląc o pieniądzach. Ma dwa tysiące dolarów w gotówce – Boże, czuje się jak ruchomy cel. Ale wie, że lepiej nie pozostawiać śladu po kartach kredytowych, a tylko taką sumę mogła dostać od ręki w banku. Jeśli będą ostrożne, może przynajmniej przez jakiś czas żaden dziennikarz ich nie wyśledzi. A gdyby udało im się zwieść media, ich zainteresowanie Faith pewnie samo z siebie wygaśnie.
Bez paszportu Mariah musi ograniczyć się do terenu Stanów Zjednoczonych. Hawaje – zawsze chciała jechać na Hawaje, ale bilety z całą pewnością są kosmicznie drogie i pożarłyby lwią część ich budżetu. Mariah znowu przesuwa wzrokiem po kolumnie nazw. W południe jest lot do Los Angeles, kwadrans po jedenastej do Kansas City w stanie Missouri.
Prowadzi Faith do kasy. Postanawia, że polecą pierwszym dostępnym samolotem, startującym z lotniska.
W samolocie Mariah dziękuje Bogu, że historia Faith dopiero niedawno znalazła się w telewizji ogólnokrajowej, bo dzięki temu większość ludzi, z którymi się kontaktują – stewardesy, sympatyczny sąsiad, oferujący, że umieści plecaki w schowkach na bagaże nad głowami – patrząc na nie, widzą matkę i córkę, a nie dwie uciekinierki przed mediami.
Dotąd Faith dwukrotnie leciała samolotem, raz, gdy umarł jej dziadek, i raz, gdy całą rodziną pojechali na wakacje do Waszyngtonu. Podskakuje na siedzeniu i wyciąga szyję, by lepiej się przyjrzeć kabinie pierwszej klasy, która znajduje się tuż przed nimi.
– Co tam jest? Dlaczego siedzenia mają inny kolor?
– To dla biznesmenów i ludzi, którzy mają mnóstwo pieniędzy. Za te miejsca więcej się płaci.
– Dlaczego myśmy nie zapłaciły?
– Bo… – Mariah spogląda na córkę z desperacją -…bo tak – kończy, podczas gdy stewardesa zaciąga niebieską zasłonę między kabinami.
– Pasażerowie lotu numer 5456 do Kansas City proszeni są…
Ian podchodzi do bramki i pokazuje kartę pokładową.
– Panie Fletcher, lubię oglądać pański program – mówi pracownik linii lotniczych.
Ian kiwa szorstko głową i pośpiesznie wsiada do samolotu. Podaje stewardesie płaszcz, po czym sadowi się na miejscu.
– Dzień dobry, panie Fletcher. Życzy pan sobie coś do picia, nim wystartujemy?
– Proszę bourbona. Bez wody.
W pierwszej klasie jest jeszcze troje pasażerów, utrapienie, ale nie tragedia. Byłoby gorzej, gdyby jeden z nich siedział obok niego. Stewardesa wraca z drinkiem. Ten cotygodniowy lot, jak wszystko związane z wizytami u Michaela, ma ustalony raz na zawsze przebieg, Ian odstawia szklankę i zamyka oczy, zapadając w sen, w którym karty spadają na stół, czerwona, czarna, czerwona, czarna, i tak w nieskończoność.
– Muszę siusiu – obwieszcza Faith.
Mariah wzdycha. Tuż za nimi stoi wózek z napojami, zagradzając przejście do toalety na tyłach samolotu; wykluczone, żeby Faith była w stanie poczekać, aż stewardesy skończą roznosić drinki. Mariah spogląda na niebieską kurtynę, za którą jest kabina pierwszej klasy.
– Chodźmy.
Pośpiesznie prowadzi Faith krótkim przejściem; ma nadzieję, że zdążą dojść do toalety, nim stewardesa je dostrzeże i każe zawrócić.
– Tutaj – mówi, niemal wpychając Faith do kabiny. – Nie zapomnij zamknąć drzwi, w przeciwnym razie światło się nie zapali. – Oparta o wibrującą ścianę samolotu, rozgląda się po pierwszej klasie.
I nagle widzi przed sobą Iana Fletchera.
O Boże. W samolocie nie ma gdzie się ukryć. Mariah zachowuje się jak tchórz, wlecze Faith z powrotem na miejsce i unika wzroku Iana Fletchera. Zamyka oczy, pełna niesmaku. W czasie tej godziny z Logan Airport wystartowało pewnie z pięćdziesiąt samolotów, a jej udało się na chybił trafił wybrać ten, którym leci Fletcher. Człowiek zyskujący najwięcej na zdradzeniu światu miejsca pobytu jej i Faith.
A potem uderza ją myśl: to nie jest spotkanie przypadkowe. Jakimś sposobem Ian Fletcher śledził je aż do lotniska. Mariah nie wie, dlaczego Fletcher nie kończy sprawy, nie przychodzi i nie mówi, że przejrzał jej podstęp. A może w tej chwili korzysta z tego małego telefonu przy fotelu i umawia się z producentem i ekipą na spotkanie w Kansas City.
Czuje, jak łzy dławią ją w gardle. Jej wspaniały plan legł w gruzach, zanim zyskał szansę realizacji.
Po tym, jak Mariah White uciekła niczym przerażony królik, Ian przez całą minutę bawi się myślą o zadzwonieniu do Jamesa Wiltona i skierowaniu sfory na trop lisa; posuwa się nawet tak daleko, że wyjmuje kartę kredytową i czyta instrukcję obsługi telefonu przy fotelu, ale potem przypomina sobie, dlaczego nie może tak postąpić. Ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależy, jest sprowadzenie mediów na odległość 160 kilometrów od Michaela.
Mariah White o tym nie wie, ale ma nad Ianem taką samą przewagę, jak on nad nią.
Ian kończy bourbona i gestem daje znak stewardesie, by przyniosła mu następnego. Najprostszym wyjściem jest zachowywać się zgodnie z tym, co bez wątpienia myśli Mariah: że śledził je z Nowego Kanaanu na lotnisko w Bostonie. W przeciwnym razie będzie się zastanawiała, co Ian robi w samolocie lecącym do Kansas City. Jedną sprawą jest poznanie przez niego jej tajemnic, zupełnie inną sytuacja odwrotna. Teraz musi zmienić rozkład podróży.
Читать дальше