– Jak często widuje pani Faith w interakcjach z Mariah?
– Tak samo często.
– Czy, pani zdaniem, Mariah jest dobrą matką?
Promieniejąc dumą, Millie odpowiada:
– Jest cudowną matką. Pracuje dwa razy ciężej niż inni rodzice, ponieważ tak jej zależy na jak najlepszym wykonaniu swoich obowiązków.
– Jak Mariah radzi sobie z mediami ostatnio otaczającymi Faith?
– A jak pani by sobie radziła? – mówi Millie. – Zabrała Faith ze szkoły, trzyma ją poza zasięgiem obiektywów. Robi wszystko, co w jej mocy, żeby zapewnić córce normalne życie. – Proszę, dotrzymała danego Joan słowa, wypowiedziała kwestię, którą do znudzenia ćwiczyły. Millie jednak wcale nie milknie, zbijając z tropu Joan, która patrzy na nią zdziwiona tą nagłą zmianą w scenariuszu. – Waszym zdaniem, Mariah musi udowodnić, że zasługuje na prawo do opieki nad dzieckiem. Ale czyja to tak naprawdę jest wina? – Drżącym palcem wskazuje Colina. – On już raz zrobił to mojej córce. Kazał ją zamknąć. Ha, a to jego powinno się zamknąć, skoro nie potrafi utrzymać zapiętych spodni…
– Pani Epstein – przerywa jej Joan stanowczo. – Proszę nie wykraczać poza pytanie. – Chrząka i obrzuca Millie bardzo znaczącym spojrzeniem.
– Nie. Skoro tu jestem, to powiem, co myślę. Jaka kobieta nie wpadłaby w depresję, gdyby mąż zaczął sypiać z innymi? Nie rozumiem, dlaczego…
– Szanowna pani – wtrąca sędzia Rothbottam ostrzegawczo – muszę prosić, by pani nad sobą zapanowała.
Joan podchodzi do świadka, uśmiechając się sztywno.
– Przestań – mówi przez zaciśnięte zęby, po czym odwraca się, mrucząc coś o niewyparzonych gębach. – Pani Epstein, istnieje wiele powodów, którymi uzasadnia się zmianę prawa do opieki. Czy wie pani, by Mariah kiedykolwiek wykorzystywała seksualnie Faith?
– Boże, nie.
– Czy kiedykolwiek uderzyła córkę?
– Mariah nawet nie daje klapsa Faith, kiedy jest niegrzeczna.
– Czy Mariah kiedykolwiek znęcała się emocjonalnie nad córką?
– Nigdy! – mówi Millie. – Zawsze bardzo ją wspiera.
– Czy Mariah pracuje poza domem albo z innego powodu spędza z dala od córki większą część dnia?
– Mariah spędza z Faith każdą chwilę. – Millie kwaśno zerka na sędziego. – Kiedy jej na to pozwolą.
– Dziękuję – mówi Joan i siada za stołem, nim Millie ma okazję powiedzieć coś jeszcze.
Metz z namysłem przygląda się Millie. Doskonale wie, dlaczego Joan skończyła tak szybko – stara nietoperzyca ma pomieszane w głowie. Podobnie jak Joan zamierza omijać wielkim łukiem kwestię wskrzeszenia, bo przez pytania o drugie życie stałby się pośmiewiskiem całego prawniczego środowiska. Uśmiecha się, zbijając z tropu Millie. Jest przekonany, że Joan przedstawiła go jako prawdziwą piranię.
– Pani Epstein, naprawdę kocha pani Mariah, czy tak? Twarz Millie łagodnieje.
– O tak.
– Założę się, że od dziecka jest z panią bardzo związana.
– Tak.
Metz pochyla się w stronę świadka.
– Była pani przy niej, gdy kończyła średnią szkołę?
– Wygłaszała mowę – odpowiada Millie z dumą.
– A college? Magna cum laude?
– Summa.
– To zadziwiające. Ledwo przebrnąłem przez francuski na pierwszym roku – żartuje Metz. – Naturalnie była pani przy niej, gdy wychodziła za mąż.
Kąciki ust Millie opadają.
– Tak.
– Założę się, że nauczyła ją pani wszystkiego o tym, jak być dobrą matką.
– No cóż – Millie skromnie się rumieni – tego nigdy nie wiadomo.
– Założę się, że uczyła ją pani, jak pomóc Faith przebrnąć przez ten trudny okres. Mam rację?
Millie zadziera brodę.
– Ciągle jej powtarzałam: Matka zawsze stoi przy swoim dziecku. Na tym to polega.
– Czy to właśnie robi Mariah dla Faith?
– Tak!
Metz przygważdża ją wzrokiem do miejsca.
– I to robi pani teraz dla Mariah?
Millie spogląda na sędziego.
– Czy to wszystko?
Sędzia Rothbottam bębni palcami o biurko.
– Szczerze mówiąc, pani Epstein, ja mam parę pytań do pani. – Przesuwa wzrokiem po adwokatach. – Najwyraźniej nasi szanowni koledzy są nieco nieśmiali.
Millie puszy się, ucieszona uwagą sędziego.
– Słucham, wysoki sądzie.
– W kilku czasopismach czytałem, że hmm… została pani wskrzeszona?
– O tak. – Millie grzebie w dużej torbie. – Mam przy sobie świadectwo zgonu.
– Nie muszę go oglądać. – Sędzia uśmiecha się do niej. – Może mi jednak pani o tym opowie?
– O świadectwie zgonu?
– Nie, o wskrzeszeniu. Na przykład, jak długo była pani martwa w sensie klinicznym?
Millie wzrusza ramionami.
– Około godziny. Bez najmniejszych wątpliwości. Martwa jak kłoda.
– Co się stało?
– Wdałam się w pyskówkę z Ianem Fletcherem. A zaraz potem leżałam na ziemi i nie mogłam oddychać. Potem nic nie pamiętam. – Robiąc dramatyczną przerwę, Millie nachyla się ku sędziemu. – I nagle leżę w szpitalnym łóżku, a Faith tuli się do mnie.
Sędzia ze zdumieniem kręci głową.
– Czy medycyna wyjaśniła, co zaszło?
– O ile wiem, wysoki sądzie, lekarze nie potrafią tego wyjaśnić.
– Pani Epstein, co, pani zdaniem, się zdarzyło?
Millie patrzy na niego poważnie.
– Myślę, że moja wnuczka wróciła mnie do życia.
– Co pani sądzi o wizjach Faith?
– Wierzę jej. Boże, gdybym teraz jej nie wierzyła, byłabym idiotką. – Millie uśmiecha się. – Albo, co gorsza, byłabym martwa.
– Dziękuję, pani Epstein. Panie Metz, ma pan dalsze pytania? – Adwokat kręci głową. – No cóż, myślę, że mnie potrzebna jest przerwa – mówi Rothbottam.
Mariah patrzy, jak córka opuszcza salę sądową z Kenzie. Wciąż nie może zbliżać się do Faith i – ku jej zaskoczeniu – jest to trudniejsze obecnie, gdy wie, że Faith nie jest już chora. Wyciąga szyję, obserwując, jak Faith znika w korytarzu.
Ma nadzieję, że Kenzie dobrze się nią opiekuje.
Kącikiem oka widzi Iana. Natychmiast odwraca się do niego plecami.
– Mariah. – Głos Joan sprowadza ją na ziemię. – Zeznajesz po doktorze Fitzgeraldzie.
– Tak szybko?
– Tak. Dasz sobie radę?
Mariah przyciska pięść do brzucha.
– Nie wiem. Ale nie tym się martwię, tylko Metzem.
– Posłuchaj mnie – odpowiada Joan. – Kiedy zajmiesz miejsce dla świadka, nieważne, co on będzie mówił, ty będziesz wyglądała dobrze. – Wskazuje za siebie na miejsce, gdzie siedzi Faith. – Ona cię przez to przeprowadzi.
Ledwo doktor Alvin Fitzgerald zajmuje miejsce dla świadka, Metz wstaje.
– Podejdźcie!
Adwokaci podchodzą do stołu sędziego.
– Chcę wiedzieć, czy ten człowiek rozmawiał z Faith.
Joan nawet na niego nie patrzy.
– Nie, bo wiedziałam, że będziesz narzekał. Jeśli zajdzie potrzeba przeprowadzenia wywiadu w późniejszym terminie, obaj nasi eksperci będą mieli szansę. Jestem jednak przekonana, że będę w stanie udowodnić swój punkt widzenia bez takiej konieczności.
Widać, że żagle Metza tracą wiatr.
– Doskonale – mówi ostro.
– Doktorze Fitzgerald – zaczyna Joan – jakie ma pan kwalifikacje?
– Ukończyłem studia medyczne na University of Chicago, odbyłem staż i studia podyplomowe na UCSF, a następnie prowadziłem zespół badający syndrom chronicznego zmęczenia oraz zaburzenia somatyczne.
– Usłyszeliśmy strasznie dużo o zespole Münchausena. Może nam pan powiedzieć, czy ten konkretny przypadek odpowiada kryteriom tego zaburzenia?
Читать дальше