– Zezwalam na odpowiedź – mówi sędzia. – Doktorze?
– U niejakiego ojca Pio, który zmarł w roku 1968. Ale najsławniejszym stygmatykiem był zapewne święty Franciszek z Asyżu, który żył w dwunastym stuleciu. Według czytanych przeze mnie relacji, te rany są bardzo prawdziwe i bardzo bolesne.
– Jakie najważniejsze cechy stygmatów znalazł pan w fachowych czasopismach?
– Nie da się ich wyleczyć rutynowymi środkami, używanymi do zahamowania krwotoków lub wywołania zakrzepu. Utrzymują się miesiącami, czasem latami, i w przeciwieństwie do naturalnych długo gojących się ran nie zaogniają się.
– Jak ten opis ma się do ran Faith?
– Jest im bardzo bliski – odpowiada lekarz.
– Czy formalnie zdiagnozował pan u Faith stygmaty?
Blumberg krzywi się.
– Nie, byłem zbyt sceptyczny. W jej karcie napisałem, że po rozważeniu wszystkich znanych medycynie możliwości doszedłem do wniosku, iż przypuszczalnie Faith cierpi na stygmaty. Ale szczerze mówiąc, ta diagnoza wciąż mnie nie satysfakcjonuje.
– Jaki był stan Faith podczas weekendu?
– Krytyczny. Dializowano ją, dwukrotnie doszło do zatrzymania akcji serca, dłonie i bok znowu krwawiły, zapadła w śpiączkę. Według mojej oceny, nie miała szans na powrót do zdrowia.
– Jaki jest jej stan obecnie?
Blumberg uśmiecha się.
– Szokująco dobry. Dzieci mają tendencję do szybkiego powrotu do zdrowia, ale w jej przypadku nastąpiło to niezwykle szybko. Obecnie niemal wszystkie organy wewnętrzne funkcjonują w stu procentach albo są na dobrej drodze, by tak funkcjonować.
– Czy, pana zdaniem, serce i nerki Faith przestały funkcjonować, bo ktoś do tego doprowadził?
– Nie, na oddziale jest zbyt liczny personel, by to było możliwe. Nie wspominając już o tym, że we krwi Faith nie znaleziono śladów żadnych leków, które mogły na przykład spowodować zatrzymanie akcji serca.
– A czy ktoś mógł spowodować rany na jej dłoniach i boku?
Blumberg kręci głową.
– Jak już mówiłem, nie było śladu urazu. Tylko malutki tunel… przechodzący przez skórę, mięśnie, kości i ścięgna. – Lekarz unosi rękę. – W dłoni jest więcej kości niż w jakiejkolwiek innej części ciała, pani Standish. Nie istnieje możliwość zadania rany kłutej w dłoń bez spowodowania jakiegoś urazu. Tymczasem u Faith widziałem jedynie krwotok.
– Panie doktorze, czy jest pan zobowiązany stosownymi przepisami do sporządzenia raportu o każdym przypadku znęcania się nad dzieckiem?
– Tak, to obowiązek każdego lekarza.
– Czy półtora miesiąca po zbadaniu Faith White sporządził pan taki raport?
– Nie.
– Czy sporządził pan taki raport w czwartek wieczorem po przyjęciu do szpitala Faith White?
– Nie.
– Czy były jakieś powody sporządzenia takiego raportu?
– Nie, nie było żadnych.
– Dziękuję – mówi Joan. – Nie mam więcej pytań.
– Doktorze Blumberg, ile przypadków stygmatów leczył pan w swojej karierze? – pyta Metz.
Lekarz uśmiecha się.
– Tylko ten jeden.
– Mimo to czuje się pan uprawniony do przedstawienia nam opinii znawcy? Czy nie jest prawdą, że ponieważ nie potrafił pan zdiagnozować obrażeń Faith, uciekł się pan do wyrafinowanych przypuszczeń?
– Pozwoli pan, że najpierw powiem, co wykluczyłem, panie Metz. Rozważyłem możliwość pośredniego lub bezpośredniego urazu. Wziąłem pod uwagę możliwość wydzielania jakiejś substancji przez skórę lub nerwy biegnące tuż pod skórą, ale badanie laboratoryjne dowiodło, że to istotnie jest krew. Stygmaty były jedyną diagnozą, która w przybliżeniu odpowiadało poczynionym przeze mnie obserwacjom klinicznym.
– Może pan z całą pewnością stwierdzić, że to są stygmaty?
– Oczywiście że nie, bo to do mnie nie należy. To, jak przypuszczam, jest zadaniem papieża. Mogę tylko powiedzieć, że Faith White krwawiła i nie istniały żadne znane medycynie powody takiego stanu.
– Czy istnieją jakieś wyjaśnienia psychologiczne?
Blumberg wzrusza ramionami.
– W czasopismach medycznych znalazłem opisy prób wywołania stygmatów u pacjentów poddanych hipnozie. W bardzo rzadkich przypadkach psychiatrom udało się wywołać coś w rodzaju barwnego potu… ale to nie była krew. Nie ma żadnego naukowego dowodu na to, że wyobraźnia może wywołać stygmaty.
– Czy rany mogły powstać w trakcie epizodu lunatycznego?
– Wątpliwe. Jak już powiedziałem, w niczym nie przypominały ran kłutych.
– Może pan jednoznacznie stwierdzić, że rany Faith nie zostały spowodowane przez nią samą albo inną osobę?
– Nie sprawiały takiego wrażenia – mówi Blumberg ostrożnie. – Z całą pewnością nie mógłbym udzielić całkowicie jednoznacznej odpowiedzi, ale to niewątpliwie nie był przypadek znęcania się nad dzieckiem. Pani White nie odstępowała córki na krok, niezwykle przejmowała się jej stanem i bardzo się zdenerwowała, kiedy hipotetycznie zasugerowałem możliwość stygmatów.
– Spotkał się pan z przypadkami znęcania się nad dzieckiem, doktorze Blumberg?
– Niestety, tak.
– Czy w którymkolwiek z tych przypadków rodzic zrobił krzywdę dziecku na pana oczach?
– Nie.
– Czy w którymkolwiek z tych przypadków rodzic przejmował się stanem dziecka?
– Tak – przyznaje lekarz.
– Czy w którymkolwiek z tych przypadków dziecko do szpitala przywiózł rodzic, który zrobił mu krzywdę?
Blumberg chrząka.
– Tak.
Metz odwraca się na pięcie.
– Nie mam więcej pytań.
Faith nachyla się w prawo.
– Kenzie, muszę siusiu – szepcze.
– Teraz? – pyta kuratorka.
– Tak. Natychmiast.
Kenzie bierze dziewczynkę za rękę i przepraszając siedzących, toruje sobie drogę do wyjścia. Za salą sądową skręca w kierunku damskich toalet. Czeka przed kabiną, aż Faith skończy, potem myje ręce i przygładza dziewczynce włosy.
– Jak się czujesz?
– Tam jest nudno – kaprysi Faith. – Możemy napić się coli?
– To ważne, żebyśmy były w sali. Niedługo rozprawa się skończy.
– Tylko cola. Pięć minutek, dobrze? Kenzie prostuje plecy.
– Dobrze, pięć minut.
Prowadzi Faith do automatów w głównym holu. Wokół kręcą się ludzie: zaprzysiężeni świadkowie, czekający na swoją chwilę w centrum sceny, adwokaci z telefonami komórkowymi, mężczyźni w uniformach, kładący maty na podłodze. Kenzie wkłada do otworu siedemdziesiąt pięć centów i pozwala Faith nacisnąć klawisze.
– Mmm, ale dobre – mówi dziewczynka po pierwszym łyku. Robi piruet, sprawdzając swoje nogi po długim bezruchu, i zatrzymuje się gwałtownie na widok sceny za szklanymi drzwiami sądu. Na schodach i pokrytych śniegiem trawnikach zgromadziło się kilkaset osób. Niektórzy trzymają powiększone fotografie Faith, inni wymachują różańcami. Kiedy widzą Faith, krzyki poparcia nabierają mocy niczym tsunami.
Faith nie miała pojęcia o tłumie; Kenzie wprowadziła ją tylnym wyjściem, by jej tego oszczędzić.
– Proszę, potrzymaj puszkę – mówi dziewczynka.
– Faith, nie rób!… – woła kuratorka, ale jest za późno. Faith zdążyła już otworzyć drzwi i wychodzi na kamienne schody, na co jej zwolennicy reagują wiwatami. Dziewczynka unosi ręce i krzyki brzmią jeszcze donośniej. Oszołomiona Kenzie stoi jak wryta.
– Cześć – mówi Faith, machając do tłumu. Uśmiecha się, słuchając modlitw, przyjmując hołdy niczym królowa.
– Leczę Mariah White od siedmiu lat – mówi doktor Johansen. – Odkąd opuściła Greenhaven.
Читать дальше