W windzie uświadamiam sobie, że coś jest nie tak. W szpitalu dosłownie nikogo nie ma. Nawet o drugiej w nocy powinni tu być lekarze z zaczerwienionymi oczami, zmęczeni krewni, kobiety rodzące dzieci. Jakby czytając mi w myślach, Kenzie mówi:
– Plotka głosi, że Faith uzdrowiła mnóstwo pacjentów – wyjaśnia po prostu. – Tylko przez samą obecność.
Przez krótką chwilę zastanawiam się, czy to prawda. A potem myślę: Jakim kosztem? Po przywróceniu życia mojej matce Faith zaczęła słabnąć. Ilu pacjentów weszło w kontakt z nią w czasie ostatnich dwóch dni? I nagle pojmuję, dlaczego Faith tym razem jest tak bardzo chora.
Zabija ją uzdrawianie innych.
Nim otwierają się drzwi windy, mówię to, o czym myślałam od chwili, gdy Kenzie do mnie zadzwoniła.
– Musisz zawiadomić Colina.
– Już to zrobiłam. Powiedział, żebym zatelefonowała do ciebie.
– Ale…
– Jego nakaz sądowy też nie obchodzi. Powiedział, że powinnaś tu być.
Jesteśmy na oddziale pediatrycznym. Idę za Kenzie do sali Faith – od ostatniego razu, kiedy tu byłam, przeniesiono ją. Przy szklanej ścianie przystaję. Na krześle koło łóżka siedzi moja matka; zaszokowana widzę, jak staro nagle zaczęła wyglądać. Faith… nie poznałabym jej. Z rurkami i bandażami sprawia wrażenie strasznie maleńkiej na wąskim łóżku.
Kiedy wchodzę, pielęgniarka przesuwa się niczym cień. Moja matka wstaje i obejmuje mnie. Bez słowa siadam na krześle, które opróżniła.
Teraz rozumiem matki, które potrafią podnieść samochody przygniatające ich dzieci, kobiety bohatersko stające na linii pocisku. Oddałabym wszystko temu leżącemu w kompletnym bezruchu ciałku. Oddałabym wszystko, by zająć jego miejsce.
Nachylam się, moje słowa padają na buzię Faith.
– Nigdy ci nie powiedziałam, jak bardzo mi przykro – szepczę. – Przez długi czas byłam tak zajęta sobą, że nie miałam czasu dla ciebie. Ale wiedziałam, że poczekasz, aż będę gotowa. – Dotykam dłonią jej policzka. – Teraz twoja kolej. Nie śpiesz się. Kiedy obejrzysz się przez ramię – za kilka dni, kilka miesięcy – zobaczysz, że bez ciebie nigdzie nie pójdę. – Zamykam oczy, słuchając ulotnego szumu aparatury podtrzymującej życie Faith. Jedna z maszyn zaczyna popiskiwać szybko, regularnie. Pielęgniarka podnosi głowę, marszczy brwi.
– Coś się dzieje – mówi, odczytując wydruk elektrokardiogramu. – Lepiej wezwę doktora Blumberga.
Zaraz po jej wyjściu Faith otwiera oczy. Wpierw skupia wzrok na Kenzie, potem na mojej matce, wreszcie na mnie. Otwiera i zamyka usta, próbując coś powiedzieć.
Do sali wbiega lekarz, zdejmując stetoskop z szyi. Bada dokładnie Faith, mrucząc cicho, podczas gdy jego dłonie przesuwają się po jej ciele.
– Nie mów nic, dziecinko.
Lekarz daje znak pielęgniarce, która chwyta Faith za ramiona, podczas gdy on usuwa rurkę z tchawicy. Faith kaszle i dławi się, a potem szepcze głosem tak schrypniętym jak szurgot papieru ściernego:
– Mamusiu – mówi z uśmiechem i ujmuje moją twarz w swoje obandażowane dłonie.
Była tak sama, że Bóg nawet wydawał się daleki.
Samuel Taylor Coleridge, „Pieśń o starym żeglarzu” *
6 grudnia 1999
Ponieważ wieje lodowaty wiatr, śnieg nie kładzie się na chodniku. Wiruje pod samochodem Mariah, leży na jej drodze, by zaraz poderwać się i umknąć sprzed zasięgu kół.
Mariah nie odrywa wzroku od szosy. Koncentruje się na tym, dokąd jedzie, na porze swego przybycia.
– Doktorze Birch – mówi Malcolm Metz – przeprowadził pan wywiad z Faith White w czasie weekendu?
– Byłem w szpitalu, widziałem ją, ale nie rozmawialiśmy.
– Z jakiego powodu?
– Nie mogła rozmawiać. Była w śpiączce.
– Czy miał pan możliwość rozmowy z lekarzami opiekującymi się Faith?
– Tak, spędziłem trochę czasu z lekarzem prowadzącym Faith, który opisał mi jej objawy oraz wyniki badań.
– Może nam pan powtórzyć, czego się pan dowiedział?
– Faith przyjęto do szpitala na obserwację z powodu niewyjaśnionego krwawienia z dłoni. W szpitalu dostała wysokiej gorączki oraz konwulsji, przestały działać nerki i doszło do zatrzymania akcji serca. Powodem nie były kłopoty z płucami, zawał serca, zapalenie mięśnia sercowego czy kardiomiopatia. Krótko mówiąc, lekarze leczą objawy, nie znając właściwie przyczyn.
– Czy któryś z tych objawów mógł zostać wywołany przez matkę?
– Przypuszczam, że w odpowiednich okolicznościach tak – mówi Birch. – Naturalnie w tym przypadku powiedziałbym, że krwawienie i gorączka to objawy z dużym prawdopodobieństwem wywołane przez nią. Od piątku nie wolno jej zbliżać się do łóżka córki. Jednakże ostateczną ocenę wolałbym wydać po rozmowie z Faith.
Metz zatrzymuje się przed miejscem dla świadków.
– Jako ekspert jak podsumowałby pan przypadek Faith White?
– To znowu bez możliwości rozmowy z dzieckiem będzie tylko hipoteza. Jeśli jednak wywiad potwierdzi moje przeczucia, powiem, że jest ofiarą zespołu Münchausena. Dziecko bez wątpienia bardzo choruje i wymaga natychmiastowej długoterminowej separacji od matki, by odzyskać psychiczne i fizyczne zdrowie. Oczywistą alternatywą jest ojciec, który może zapewnić dziewczynce kochające, troskliwe i psychicznie zdrowe środowisko. Naturalnie zależy to od tego, czy lekarzom uda się naprawić szkody, które już zostały poczynione. Jeśli jednak Faith istotnie jest ofiarą zespołu Münchausena i po wyjściu ze śpiączki zostanie odseparowana od matki oraz poddana konstruktywnej psychoterapii, uważam, że ma wszelkie szanse na całkowity powrót do zdrowia.
– Dziękuję, doktorze. – Metz zwraca się do Joan. – Pani świadek.
Joan opiera dłonie o stół. Ma na sobie krzykliwy różowy kostium, jest pełna zapału i pewna siebie.
– Doktorze Birch, jest pan tutaj na prośbę pana Metza?
– Tak.
– Czy on panu zapłacił?
– Sprzeciw – wtrąca Metz. – Na to pytanie świadek już odpowiedział.
– Cofam pytanie. Od ilu lat pan praktykuje?
– Od dwudziestu trzech.
– W czasie tych dwudziestu trzech lat ilu pacjentów pan leczył?
– Och… pięciuset? Sześciuset?
Joan kiwa głową.
– Rozumiem. U ilu spośród tych pięciuset czy sześciuset pacjentów zdiagnozował pan zespół Münchausena?
– U sześćdziesięciu ośmiu.
– Czy w każdym z tych sześćdziesięciu ośmiu przypadków przeprowadził pan wywiad psychiatryczny z matką?
– Tak.
– Czy w każdym z tych sześćdziesięciu ośmiu przypadków przeprowadził pan wywiad psychiatryczny z dzieckiem?
– Tak.
– Czy przeprowadził pan wywiad psychiatryczny z Mariah White?
– Nie.
– Czy przeprowadził pan wywiad psychiatryczny z Faith White?
– Nie. Na litość boską, ona jest w śpiączce.
– Tak więc w tym przypadku opiera pan swoją diagnozę – w dodatku stwierdzającą niezwykle rzadkie zaburzenie – na artykułach prasowych, relacjach lekarzy i pochodzącej sprzed siedmiu lat dokumentacji ze szpitala psychiatrycznego… och, i na plotkach?
– Nie…
– Nie może pan z całą pewnością zdiagnozować tej choroby bez rozmowy z Mariah i Faith, prawda?
Policzki psychiatry płoną rumieńcem.
– Mogę warunkowo przedstawić diagnozę. Brakuje mi tylko jednego elementu.
Joan unosi brew.
– Rozumiem. Czyli… warunkowo zdiagnozował pan u Mariah White zespół Münchausena. Czy są inne diagnozy odpowiadające temu przypadkowi?
– Cóż, zawsze coś jest, pani Standish. Jednakże badam ten syndrom od wielu lat i uważam, że to prawdopodobna diagnoza.
Читать дальше