Dopiero wtedy do mnie dotarło: Robert Stark po prostu sobie po szedł! Jakbym w ogóle nic do niego nie powiedziała! Jakby mnie tam w ogóle nie było! Jakbym była tylko… tylko…
Głupią modelką.
– Proszę pana! – zawołałam za nim.
Robert Stark wyszedł z gabinetu i nawet się za siebie nie obejrzał. W głowie mi się nie mieściło, że tak mnie tam zostawił. Jedyna osoba, na której pomoc liczyłam – nawet nie tyle dla siebie, ile dla Nikki – kompletnie mnie zignorowała, jakbym była natrętną muchą . Albo posługaczem hotelowym.
Albo dziewczyną.
– Daruj sobie – doradził mi zza pleców głęboki głos. Obróciłam się i spojrzałam na Brandona. A Brandon patrzył za odchodzącym ojcem z miną, którą mogę określić wyłącznie jako… no cóż, mało przyjazną.
– On nigdy nie rozmawia z towarami. Popatrzyłam na niego, osłupiała.
– Z towarami? Chcesz powiedzieć…
– Ani ze mną – dodał gorzko Brandon. – O ile może tego uniknąć. Jest zbyt zajęty i zbyt ważny.
Pokręciłam głową niepewna, czy go zrozumiałam.
– Przecież to twój ojciec. Nie może być zbyt zajęty dla ciebie. Brandon spojrzał na mnie dziwnie.
– Ty naprawdę masz amnezję, prawda? – powiedział, po czyni odwrócił się i poszedł, zanim zdążyłam cokolwiek dodać.
Wracając do garderoby, żeby się przebrać we własne ciuchy, natknęłam się na Rebeccę i Raoula.
– Kochanie, byłaś fantastyczna! – zawołała Rebecca.
– Nieprawda – powiedziałam do niej. Szyja nadal mnie bolała po całym wyginaniu. – Nie wiedziałam, co robię. A pan Stark mnie nie cierpi. – Chociaż, prawdę mówiąc, nie wiem, czy to źle…
– No, może to i owo zapomniałaś – przyznała Rebecca, wzruszając ramionami. – Ale przecież uderzyłaś się w głowę! Każdy chciałby tak dobrze wyglądać po wstrząsie mózgu. A Bob Stark nikogo nie lubi. O, masz telefon. – Podała mi komórkę, którą dostałam od rodziców. Wyświetlał się nasz domowy numer. Pewnie mama dzwoniła w sprawie obiadu. Dotarło do mnie, że nie zadzwoniłam do niej zaraz po przyjeździe na sesję zdjęciową.
Nie odebrałam, bo czułam, że w tej chwili nie dam rady rozmawiać z mamą i odpowiadać na wszystkie jej pytania.
– Oddzwonię później – powiedziałam.
– Świetnie – skwitowała Rebecca. – A teraz zabieramy cię z Kelly na obiad, żeby uczcić to zlecenie dla „SI”. Zarezerwowałyśmy twój ulubiony stolik w Nobu. Zrobimy sobie babski wieczór… Chyba że Brandon chce z nami iść?
Zerknęłam przez ramię na Brandona, który już szedł w stronę wind.
– Nie, on ma inne plany – powiedziałam. – A ja jestem w sumie naprawdę zmęczona. Chyba pojadę od razu na poddasze i pójdę spać, jeśli się nie pogniewacie. No wiecie, dopiero dziś rano wyszłam ze szpitala, a jutro rano mam szkołę i…
– Nic więcej nie mów – przerwała mi Rebecca z uśmiechem. – Wybierzemy się kiedy indziej. Może jutro po południu, po zdjęciach dla „Elle”.
– Jutro? – Wytrzeszczyłam na nią oczy. – Jutro mam sesję?
– Kochanie, jesteś kompletnie zabukowana na cały ten tydzień powiedziała Kelly, wciskając mi w ramiona Cosabellę. – Wszyscy dosłownie zwariowali na twoim punkcie. Na pewno nie chcesz zmienić zdania w sprawie szkoły? Bo to naprawdę ogranicza twoją dyspozycyjność…
– Tak – odparłam. – To znaczy nie. To znaczy muszę wrócić do szkoły. – Bo chciałam. Jak inaczej miałam sprawdzić, czy Christopher w ogóle się mną przejmował? Aha, i zdobyć wykształcenie.
Kelly pokręciła głową.
– Ta twoja szkoła mnie dobije – mruknęła, a chwilę później zaczęła warczeć do tych swoich słuchawek: – Nie! Mówiłam wam!
Będzie dostępna dopiero po piętnastej! Którego słowa z „po piętnastej” pani nie rozumie?
– No cóż, moim zdaniem to świetnie – powiedziała do mnie Rebecca. – Christy Turlington studiowała religioznawstwo porównawcze i filozofie Wschodu na Uniwersytecie Nowojorskim Jeśli jej się udało, to tobie tym bardziej się uda. Bo czy Christy rzeczywiście jest taka bystra, skoro sądziła, że Fashion Café będzie hitem?
– Hm – mruknęłam, bo nie miałam pojęcia, o czym ona mówi – Muszę już iść…
– Oczywiście, że musisz. – Rebecca wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w stronę przebieralni. – Dziewczyny! Nikki musi już iść!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kilka sekund później zdjęto ze mnie przezroczystą sukienkę i szpilki i znalazłam się znów w swoich zwykłych ciuchach, w limuzynie jadącej do śródmieścia tym razem sama. A na kolanach – oprócz Cosabelli – miałam coś, co mi podała Rebecca, kiedy wychodziłam.
– Trzymaj – powiedziała. – Miałam ci to dać wcześniej. Wręczyła mi brązową skórzaną torbę na ramię z napisem PRADA, pod ciężarem której aż mi się ramię ugięło.
– Co to jest? – spytałam.
– To twoja torba! – roześmiała się Rebecca. – Upuściłaś ją w dniu wypadku. Przechowałam ją dla ciebie. Masz tam całe swoje życie. Sidekicka, komórkę, karty kredytowe… Tym razem jej pilnuj, dobrze, kotku?
Teraz wysypałam sobie na kolana zawartość torby Nikki Howard i przyglądałam jej się ze zdumieniem.
Już to podejrzewałam, ale pewności nabrałam dopiero teraz.
Byłam bogata.
Nikki miała platynową kartę American Express, dwie złote Visa, złotą Master Card, platynową bankomatową kartę Chase Manhattan, żeby mieć szybki dostęp do gotówki, tony banknotów (czterysta dwadzieścia siedem dolarów, tak konkretnie) i książeczkę czekową, która opiewała na trzysta sześćdziesiąt sześć tysięcy trzysta dwa dolary i jedenaście centów na rachunku oszczędnościowym, oraz dwadzieścia dwa tysiące dolarów na rachunku bieżącym.
A to było tylko to, co miała w banku. Kto wie, ile miała w inwestycjach? Bo znalazłam też wizytówkę doradcy inwestycyjnego z Salomon Brothers, dość zmiętą, więc chyba często używaną.
Byłam nadziana. Nie na tyle, żeby wykupić kontrakt ze Starkiem, ale mogłam wspomóc rodziców, gdyby wpadli w tarapaty. To było niesamowite.
Kiedy już się napatrzyłam na saldo książeczki czekowej, sprawdziłam komórkę Nikki. Była marki Stark. To samo z sidekickiem. W obu baterie już dawno zdążyły się wyładować, więc nie mogłam ich włączyć i sprawdzić (zresztą nawet gdybym mogła, nie umiałabym się zorientować, czy są w nich pluskwy; tylko Komendant wiedział zwykle takie rzeczy na pewno). Podejrzewałam jednak, że tak jak laptop Nikki, sana podsłuchu.
Może po prostu miałam paranoję. To się zdarza dziewczynie, jeśli się obudzi w cudzym ciele.
Resztę zawartości torby Nikki stanowiły kosmetyki i kilka częściowo opróżnionych opakowań leków na zgagę. Ale dobrze było wiedzieć, że miałam trochę forsy. Po dotarciu na poddasze zamierzałam zamówić jakieś jedzenie na wynos (za które teraz miałam czym zapłacić; i nie będę czuła się winna, że korzystam z pieniędzy Nikki, ho po tej sesji zdjęciowej uważałam, że na nie zarobiłam), zrzucić ciuchy, wziąć długą gorącą kąpiel, może trochę pooglądać telewizję i iść spać.
Niestety pięć minut później mój plan spokojnej kolacji i miłej kąpieli z bąbelkami w jacuzzi Nikki legł w gruzach… Bo kiedy wjechałam na górę i drzwi windy się otworzyły, kilkanaście osób – w tym Lulu i Brandon – ryknęło:
– Witaj w domu, Nikki!
Zaczęli rzucać serpentyny, otwierać butelki szampana i podbiegać, żeby mnie uściskać.
Taa, nieźle się zdziwiłam. Zwłaszcza że osobą ściskającą mnie najgorliwiej okazał się Justin Bay.
Читать дальше