– Dlaczego to dla mnie robisz, Arthurze?
– Bo cię kocham, moja pani, ale to już nie pani sprawa. Wziął ją za rękę i zaprowadził przed dom.
– Dokąd idziemy? – spytała.
– Nad ocean.
– Nie! – zaprotestowała. – Tu i teraz. Odwróciła się do niego i rozpięła mu koszulę.
– Jak to zrobiłaś, przecież ty nie możesz…
– Nie zadawaj pytań. Sama tego nie wiem.
Zsunęła koszulę z jego ramion, wsuwając ręce pod tkaninę.
Poczuł się zakłopotany: jak ma rozebrać ducha? Uśmiechnęła się, zamknęła oczy i po chwili stała przed nim całkowicie naga.
– Wystarczy, że tylko pomyślę o jakimś fasonie sukni i natychmiast mam ją na sobie. Gdybyś tylko wiedział, jak z tego korzystałam…
Na progu domu przytuliła się do niego i pocałowała.
Podczas tego uścisku duszę Lauren przeniknęło ciało mężczyzny, potem jej dusza weszła w ciało Arthura, jak w magicznej chwili zaćmienia słońca… Walizka została otwarta.
Inspektor Pilguez zjawił się w szpitalu o jedenastej. Przełożona pielęgniarek zadzwoniła na komisariat zaraz po przejęciu zmiany, o szóstej rano. Ze szpitala zniknęła pacjentka w śpiączce, z pewnością chodziło o porwanie.
Pilguez znalazł notatkę na swoim biurku i wzruszył ramionami, zastanawiając się, dlaczego tego typu sprawy trafiały się zawsze właśnie jemu. Chodził jak chmura gradowa i złorzeczył pod adresem Nathalii, która zajmowała się rozdzielaniem zgłoszeń nadchodzących z centrali.
– Co ja ci takiego zrobiłem, moja śliczna, że dajesz mi takie sprawy, w dodatku w poniedziałek rano?
– Mógłbyś się przynajmniej porządnie ogolić na początku tygodnia. – W jej uśmiechu widać było poczucie winy.
– To bardzo interesująca odpowiedź. Mam nadzieję, że lubisz to krzesło obrotowe, bo czuję, że chyba nieprędko się z nim rozstaniesz!
– Jesteś statuą nie wolności, ale życzliwości, mój George!
– Tak jest, całkowicie się z tobą zgadzam. I jako statua mam chyba prawo sam wybierać gołębie, które nafajdają mi na głowę!
Odwrócił się na pięcie. Zaczynał się zły tydzień, poprzedni zły tydzień dopiero co się skończył. W sobotę.
Dla Pilgueza dobry tydzień to taki, w którym policjant rozsądza spory między sąsiadami lub pilnuje przestrzegania kodeksu cywilnego. Wydział kryminalny to czysty nonsens, jego istnienie oznaczało, że po mieście grasują bandy wykolejeńców, którzy mordują, gwałcą i kradną. A teraz zaczęli porywać ze szpitali ciała pacjentów w śpiączce. Czasami myślał sobie, że po trzydziestu latach służby już nic nie mogło go zaskoczyć, a jednak każdego kolejnego tygodnia musiał korygować swoją opinię o granicach ludzkiego obłędu.
– Nathalia! – ryknął zza biurka.
– Tak, George? – spytała dyspozytorka. – Mieliśmy zły weekend?
– Nie chciałoby ci się przynieść mi pączków?
Z oczami wrytymi w kalendarz bieżących spraw komisariatu, ogryzając ołówek, pokręciła przecząco głową. „Nathalia!” – wrzasnął jeszcze raz. Ale ona wpisywała nocne raporty do kolejnych rubryk. A ponieważ rubryki były bardzo wąskie, a szef siódmego dystryktu, jej „naczelnik”, jak mawiała z ironią, był skrupulatnym maniakiem, starała się pisać drobnym maczkiem i nie wychodzić poza linie. Nie podnosząc głowy, odpowiedziała: „Tak, George, powiedz mi przynajmniej, że dziś wieczorem przejdziesz na emeryturę!” Poderwał się z krzesła i podszedł do jej biurka.
– To czysta złośliwość!
– Nie chcesz kupić sobie jakiejś zabawki, na której mógłbyś wyładowywać swoje humory?
– Nie, humory będę wyładowywać na tobie, a pięćdziesiąt procent pensji, którą tu zarabiasz, dostajesz właśnie za ich znoszenie.
– Jeszcze chwila, a pączki znajdą się na twojej niewyparzonej gębie, ty kaczorze!
– Kaczory? Jesteśmy glinami, psami, ale nigdy nie słyszałem o kaczorach.
– Nie jesteś psem, tylko wstrętnym kaczorem. Nawet latać nie umiesz, a chodzisz jak kaczka. A teraz bierz się do roboty i daj mi święty spokój!
– Jesteś bardzo piękna, Nathalio.
– No pewnie, ty też jesteś piękny, jak twoje humory.
– No dobra, wskakuj w serdaczek po babci, zabieram cię na kawę.
– Zaraz, zaraz, a kto będzie przyjmował zgłoszenia?
– Za chwilę zobaczysz. Siedź tu i nie ruszaj się.
Odwrócił się i zdecydowanym krokiem podszedł do młodego stażysty, który segregował teczki w drugim końcu pokoju.
Wziął go za ramię i poprowadził przez całą długość pomieszczenia do biurka przy drzwiach.
– Proszę bardzo, synu, posadzisz tyłek na tym obrotowym krześle z dwoma oparciami. Tylko popatrz, co za luksus, dwa miękkie oparcia dla rąk! Ta pani dostała je w nagrodę. Masz prawo się na nim pokręcić, ale nie więcej niż dwa razy w jedną stronę.
Będziesz odbierał telefon, kiedy zadzwoni, i powiesz grzecznie:
„Dzień dobry, komisariat miejski, wydział kryminalny, słucham”. Wysłuchasz tego, co mają do powiedzenia, i zapiszesz wszystko na tych kartkach. Dopóki nie wrócimy – żadnego wychodzenia na siusiu. A gdyby ktoś cię pytał, gdzie jest Nathalia, powiesz, że nagle dopadły ją te babskie sprawy i poleciała do apteki. Czy to nie za trudne? Dasz sobie radę?
– Mogę nawet wyszorować kible, żebym tylko nie musiał iść z panem na kawę, inspektorze!
George pominął milczeniem tę uwagę. Wziął Nathalię pod rękę i pociągnął w stronę schodów.
– Twojej babci musiało być do twarzy w tym serdaczku! – powiedział z uśmiechem.
– Wiesz co, chyba skonam z nudów, jak cię wyślą na emeryturę, George!
Na rogu ulicy mrugał neon jeszcze z lat pięćdziesiątych.
Błyszczące litery odbijały się bladym światłem w witrynie baru „The Finzy Bar”. Stare bistro miało swoje lata chwały. Teraz pozostały tu jedynie resztki dekoracji na pożółkłych ścianach, suficie i przybrudzonej boazerii. Zniszczony parkiet zachował pamięć tysięcy pijanych kroków i tyluż przelotnych spotkań. Z przeciwnej strony ulicy lokal przypominał obrazy Hoopera.
Przeszli przez jezdnię, zajęli miejsca przy wysłużonym barze i zamówili dwie słabe kawy.
– Widzę, że miałeś kiepską niedzielę, stary niedźwiedziu.
– Gdybyś wiedziała, jak ja się nudzę w weekendy! Nic nie robię, tylko kręcę się w kółko.
– Czy to dlatego, że w niedzielę nie poszłam z tobą na obiad?
Potwierdził skinieniem głowy.
– Mógłbyś pójść do muzeum. Powinieneś wychodzić z domu.
– Gdybym poszedł do muzeum, to po drodze pewnie przyskrzyniłbym jakiegoś kieszonkowca. W rezultacie i tak znalazłbym się w komisariacie.
– To idź do kina.
– Jak jest ciemno, od razu zasypiam.
– No to pójdź na spacer!
– Wiesz, to jest myśl. Pójdę sobie na spacer. Przynajmniej nie będę wyglądał jak jakiś kretyn, który szwenda się bez celu po chodnikach! Co robisz? Nic, spaceruję! Ale wspomniałaś o weekendzie. Jak ci się układa z nowym gachem?
– Nic nadzwyczajnego, ale chociaż się nie nudzę.
– Wiesz, jaką wadę mają faceci?
– Nie wadę, tylko wady. Jakie?
– Faceci nie powinni nudzić się z taką dziewczyną jak ty.
Gdybym miał piętnaście lat mniej, zapisałbym się w twoim balowym karnecie.
– Przecież jesteś o piętnaście lat młodszy, niż ci się wydaje, George.
– Mam to potraktować jako zachętę?
– Jako komplement, a to już nieźle. Wychodzimy, ja wracam do pracy, ty jedź do szpitala. Oni tam są naprawdę przerażeni.
George spotkał się z siostrą przełożoną Jarkowizski. Obrzuciła szybkim spojrzeniem niestarannie ogolonego mężczyznę o zbyt zaokrąglonych kształtach, który pomimo tego miał w sobie pewien rodzaj elegancji.
Читать дальше