Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…

Здесь есть возможность читать онлайн «Marc Levy - A Gdyby To Była Prawda…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A Gdyby To Była Prawda…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A Gdyby To Była Prawda…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Co można zrobić z siedzącą w waszej szafie nieznajomą kobietą? Poprosić, żeby sobie poszła? Ale to nie takie proste, zwłaszcza dla przystojnego architekta, Arthura. Bo, po pierwsze, ta kobieta jest młoda i czarująca, po drugie, twierdzi, że jej ciało znajduje się zupełnie gdzie indziej – leży pogrążone w głębokiej śpiączce w szpitalu. Lauren uważa, że tylko Arthur może jej pomóc, jako jedyna osoba, która ją słyszy i widzi w cielesnej postaci. Chociaż zaintrygowany mężczyzna ma mnóstwo podejrzeń i wątpliwości, ostatecznie poddaje się urokowi ślicznego "ducha" i przyjmuje wyzwanie. Tymczasem lekarze, zniechęceni długą, daremną walką o życie pacjentki, planują eutanazję. Przerażony Arthur wykrada ze szpitala ciało ukochanej. Następuje seria nieoczekiwanych zdarzeń…

A Gdyby To Była Prawda… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A Gdyby To Była Prawda…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wspomniany trop wydawał mu się jednak zbyt oczywisty. Chciał, żeby Nathalia skontaktowała się z dyżurnym kontrolującym miejskie patrole i spytała, czy przypadkiem nie ma jakiegoś raportu o podejrzanym ambulansie, jeżdżącym po mieście w nocy z niedzieli na poniedziałek. „Kto szuka, nie błądzi. Może i nam coś się trafi” – zawyrokował. Nathalia podniosła słuchawkę. Po drugiej stronie linii dyżurny policjant przeglądał terminal, ale nie znalazł żadnego raportu o dziwnie zachowującej się karetce. Nathalia poprosiła, żeby poszerzył poszukiwania na cały region, ale i tam nie było niczego ciekawego. Dyżurny przepraszał, że nie może pomóc, ale żaden ambulans nie popełnił wykroczenia i nie był przedmiotem kontroli w nocy z niedzieli na poniedziałek. Zanim odłożyła słuchawkę, poprosiła, by skontaktował się z nią, jeśli tylko tego typu informacja trafi na jego biurko.

– Przykro mi, ale nic nie mają.

– W takim razie zabieram cię na kolację, bo o bankach i tak się teraz niczego nie dowiemy.

Poszli do „Perry'ego” i usiedli w sali o oknach wychodzących na ulicę. George słuchał Nathalii z roztargnieniem i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w okno.

– Powiedz mi, George, od ilu już lat się znamy?

– Nie zadaje się podobnych pytań, moja śliczna.

– Niby dlaczego?

– Ten, kto kocha, nie liczy!

– Pytam: ile?

– Wystarczająco długo, żebyś nauczyła się mnie tolerować.

Jeszcze za krótko, żebyś przestała mnie znosić.

– O nie! Jestem pewna, że znoszę cię o wiele dłużej!

– Coś mi nie pasuje z tymi klinikami. Szukam motywu. Jaki może być motyw?

– Widziałeś się z jej matką?

– Nie. Spotkam się z nią jutro rano.

– A może to ona? Miała już wszystkiego dosyć. To ciągłe chodzenie do szpitala…

– Nie opowiadaj głupstw, na pewno nie matka, za duże ryzyko.

– Chcę tylko powiedzieć, że może chciała już z tym skończyć.

Zdajesz sobie sprawę, co to znaczy widzieć własne dziecko w takim stanie? Pewnie czasem człowiek wolałby, żeby to się wreszcie skończyło. Już chyba łatwiej pogodzić się ze śmiercią.

– Czy możesz sobie wyobrazić matkę, która organizuje coś takiego dla własnej córki?!

– Nie, masz rację, to zbyt naciągane.

– Jak nie będę miał motywu, to niczego nie znajdę.

– Zawsze pozostają ci kliniki.

– Nie sądzę. Znalazłem się w impasie. Intuicja mnie zawodzi.

– Czemu tak mówisz? Przecież chciałeś, żebym została i pomogła ci w pracy!

– Przede wszystkim chciałem zjeść z tobą kolację! Ci dwaj faceci działali zupełnie jawnie! Drugi raz nie będą mogli powtórzyć podobnego numeru. Wszystkie szpitale w hrabstwie zdwoiły czujność, a nie sądzę, żeby cena za jedno ciało była warta aż takiego ryzyka. Ile może kosztować nerka?

– Dwie nerki, wątroba, śledziona, serce… myślę, że wszystko razem jakieś sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

– To o wiele drożej niż u rzeźnika!

– Jesteś obrzydliwy.

– Sama widzisz, że to też nie trzyma się kupy. Dla kliniki z problemami finansowymi sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów niczego nie zmieni. W tej sprawie nie chodzi o pieniądze.

– A może tu chodzi o dyspozycyjność.

Wyjaśniła, co miała na myśli: ktoś mógł żyć lub umrzeć – zależało to wyłącznie od dawcy i zgodności organu. Ludzie umierają, bo nie mogą na czas otrzymać nerki czy wątroby. Tak więc ktoś, kto dysponuje odpowiednią sumą pieniędzy, mógł zlecić porwanie osoby w stanie nieodwracalnej śpiączki, aby ratować życie jednego ze swych dzieci lub swoje własne.

Pilguez uznał, że taka teoria jest skomplikowana, ale wiarygodna. Ze swej strony Nathalia nie widziała w swoim wywodzie niczego skomplikowanego. To dla niego była nieco zagmatwana. Taki trop znacznie by poszerzał krąg podejrzanych, trzeba by ich szukać nie tylko wśród przestępców. Wiele osób dla ocalenia życia dziecka lub własnego mogłoby wpaść na pomysł uśmiercenia kogoś, kogo i tak uznano za klinicznie martwego. Taki sprawca wcale nie musi poczuwać się do winy za zabójstwo, biorąc pod uwagę cel, jaki mu przyświecał.

– Myślisz, że trzeba sprawdzić wszystkie kliniki, aby znaleźć zamożnego pacjenta, czekającego na przeszczep? – spytała.

– Mam nadzieję, że nie. Zwłaszcza że byłaby to mrówcza praca i na bardzo śliskim gruncie.

Zadzwonił telefon komórkowy Nathalii. Przeprosiła na moment i odebrała. Słuchała uważnie, coś notowała na serwetce, a w końcu kilka razy podziękowała swojemu rozmówcy.

– Kto to był?

– Gość z dyspozytorni, ten, do którego dzwoniłam przed wyjściem.

– I co?

Dyżurny wpadł na pomysł, żeby przesłać informację do nocnych patroli. Chciał się upewnić, czy któraś z ekip nie zauważyła czegoś podejrzanego, czego nie było w raporcie, bo sprawa mogła się wydać policjantom mało istotna.

– No i?

– No i okazało się to wspaniałym pomysłem! Jeden z radiowozów zatrzymał, a potem śledził pewien ambulans. Karetka była stara i kręciła się w rejonie Green Street, Filbert i Union Street. Właśnie wczoraj wieczorem. – Coś mi mówi, że zaczynam czuć trop. Co jeszcze powiedział? – Że policjanci rozmawiali z facetem, który siedział za kierownicą. Powiedział im, że karetka przechodzi na emeryturę po dziesięciu latach wiernej służby. Pomyśleli, że facet jest bardzo przywiązany do swojego samochodu i jeździł tak w kółko, bo nie mógł się z nim rozstać. – Jaki to był model?

– Ford, rocznik siedemdziesiąty pierwszy.

Pilguez zaczął szybko liczyć. Jeśli ford, odstawiony na złomowisko wczorajszego wieczoru po dziesięciu latach służby, został wyprodukowany w siedemdziesiątym pierwszym roku, to znaczy, że przez szesnaście lat trzymano go pod kloszem, a dopiero potem oddano do użytku. Kierowca najwyraźniej zbajerował policjantów. Miał trop!

– Najlepszy kąsek zostawiłam na koniec – dodała Nathalia.

– Co takiego?

– Jechali za nim aż do warsztatu, gdzie zostawił wóz. I mają adres.

– Wiesz co, Nathalio, dobrze, że nie jesteśmy razem, ty i ja.

– Dlaczego mówisz mi to właśnie teraz?

– Bo coś mi się zdaje, że byłbym rogaczem.

– Wiesz, co ci powiem, George? Jesteś wyjątkowym durniem.

Pewnie zechcesz zaraz tam pójść?

– Nie. Zaczekam do rana. Warsztat jest teraz zamknięty, a bez nakazu i tak mam związane ręce. Poza tym wolę tam pójść, nie zwracając na siebie uwagi. Nie chcę przecież przyskrzynić karetki, tylko facetów, którzy się nią posłużyli. Będzie lepiej, jeśli udam klienta, kogoś z ulicy. Nie chcę zagnać lisa do nory.

Pilguez zapłacił rachunek i wyszli na ulicę. Miejsce, gdzie zatrzymano karetkę, znajdowało się zaraz za skrzyżowaniem, niedaleko restauracji, w której jedli. George spojrzał w tamtym kierunku, jakby chciał wyobrazić sobie tę scenę.

– Wiesz, co sprawiłoby mi przyjemność? – spytała Nathalia.

– Nie, ale zaraz mi to powiesz.

– Mógłbyś przenocować u mnie, nie mam ochoty spać sama dzisiaj w nocy.

– A masz szczoteczkę do zębów?

– Mam twoją!

– Lubię się z tobą drażnić, tylko przy tobie dobrze się bawię. Chodźmy, ja też chciałem spędzić z tobą ten wieczór. Już od dawna nie byliśmy razem. – No tak. Od zeszłego czwartku. – No właśnie.

Kiedy zgasili światło półtorej godziny później, George był prawie pewien, że uda mu się rozwiązać tę zagadkę, a jego przeczucia sprawdzały się zwykle w pięćdziesięciu procentach. Wtorek okazał się bardzo owocny. Po spotkaniu z panią Kline inspektor nie miał już żadnych podejrzeń. Dowiedział się, że lekarze sami zaproponowali, by przerwać wegetację jej córki. Od dwóch lat prawo przymykało oczy w tego typu przypadkach. Matka okazała się bardzo chętna do współpracy z policją; sama była niezwykle zbulwersowana, a Pilguez doskonale potrafił odróżnić prawdziwą rozpacz od pozorowanego bólu. Pani Kline zdecydowanie nie była typem osoby, która mogłaby zorganizować taką operację. W warsztacie odnalazł podejrzaną karetkę. Zdumiał się, gdy wszedł do środka budynku; zakład specjalizował się w naprawie samochodów służb ratowniczych. Inspektor nie mógł podać się za zwykłego klienta, bo znajdowały się tu tylko karetki czekające na przegląd techniczny. Właściciel zatrudniał czterdziestu mechaników, a w administracji – około dziesięciu. W sumie więc było pięćdziesięciu ewentualnych podejrzanych. Właściciel wysłuchał inspektora z wyrazem powątpiewania na twarzy. Zastanawiał się, czym mogli kierować się przestępcy, najpierw kradnąc z warsztatu samochód, a następnie odstawiając go grzecznie na miejsce, zamiast jak najprędzej się go pozbyć. Pilguez wyjaśnił, że kradzież samochodu zgłoszono by na policję i ten ślad mógłby doprowadzić do ujęcia złodziei. Jeden z pracowników najprawdopodobniej był w zmowie z przestępcami, aby „wypożyczenie” karetki nie zwróciło niczyjej uwagi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A Gdyby To Była Prawda…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…»

Обсуждение, отзывы о книге «A Gdyby To Była Prawda…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x