– Łączy was wspaniała przyjaźń.
– Praktycznie nie rozstajemy się od dzieciństwa, nie licząc tych miesięcy, które Arthur spędził we Francji.
– Miłość czy interesy?
– Interesami zajmuję się głównie ja, on woli ucieczki.
– A przed czym uciekał? Paul spojrzał jej w oczy.
– Przed panią!
– Przede mną?! – zapytała zdumiona. Paul wypił łyk wody sodowej i otarł usta wierzchem dłoni.
– Przed kobietami! – poprawił się i spuścił głowę.
– Przed wszystkimi kobietami? – uśmiechnęła się Lauren.
– Zwłaszcza przed jedną.
– Zerwanie?
– Jest bardzo skryty, zabiłby mnie, gdyby usłyszał, co teraz mówię.
– W takim razie zmieńmy temat.
– A pani? – zapytał Paul. – Czy w pani życiu jest jakiś mężczyzna?
– Czyżby pan mnie podrywał? – odpowiedziała pytaniem, coraz bardziej rozbawiona.
– Wykluczone! Mam alergię na psią sierść.
– Mam kogoś. Nie zajmuje zbyt wiele miejsca w moim życiu – powiedziała Lauren – ale sądzę, że potrafi to sobie wynagrodzić. Godziny pracy nie zostawiają mi praktycznie czasu na sprawy osobiste. Trudno być lekarzem i prowadzić życie prawdziwej kobiety. To prawie niemożliwe.
– A ja z upływem lat dochodzę do wniosku, że to samotność, nawet najlepiej zamaskowana, powoduje, że tracimy mnóstwo czasu. Praca nie może pozostawać celem samym w sobie.
Lauren przywołała Kali, która za bardzo się oddaliła. Potem zwróciła oczy na Paula.
– Z perspektywy ostatniej nocy trudno mi powiedzieć, czy pański przyjaciel podziela te poglądy. Poza tym za słabo się znamy, żeby prowadzić takie rozmowy.
– Przepraszam, nie zamierzałem prawić morałów, ale po prostu…
– Co takiego? – wpadła mu w słowo.
– Nic! Lauren wstała i podziękowała Paulowi za lody.
– Mogę pana o coś zapytać? – rzuciła.
– O co tylko pani zechce.
– Wiem, że to zabrzmi dość dziwnie, ale czy mogę zadzwonić do pana od czasu do czasu, żeby dowiedzieć się, jak czuje się mój pacjent? Nie wolno mi telefonować do szpitala…
Twarz Paula rozbłysła w uśmiechu.
– Dlaczego pan tak na mnie patrzy? – zapytała Lauren.
– Obawiam się, że znamy się zbyt słabo, żeby móc o tym rozmawiać.
Przez kilka minut szli w milczeniu.
– Proszę dzwonić, kiedy tylko pani zechce… Zna pani mój numer!
– Przepraszam, podała mi go Berty, był w karcie przyjęcia pańskiego przyjaciela w rubryce „powiadomić w razie potrzeby”.
Paul zapisał na odwrocie wyciągu bankowego swój numer domowy i podał kartkę Lauren, powtarzając, że może dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Schowała kartkę do kieszeni dżinsów, podziękowała i odeszła alejką.
– A pani pacjent nazywa się Arthur Asby – rzucił za nią niemal natrętnie Paul.
Lauren pokiwała głową, pożegnała go przyjacielskim gestem ręki i zaczęła rozglądać się za Kali. Kiedy była już dość daleko, Paul zadzwonił do Memoriał Hospital. Poprosił o połączenie z dyżurką pielęgniarek w klinice neurologii. Miał ważną wiadomość dla pacjenta z pokoju trzysta siedem. Należy mu ją przekazać możliwie najszybciej, choćby w nocy, gdyby się właśnie obudził.
– Co to za wiadomość? – zapytała pielęgniarka.
– Proszę mu powiedzieć, że podryw mu się udał! I uradowany, rozłączył się. Wtedy zauważył kobietę, która patrzyła na niego, trochę smutna, trochę gniewna. Paul rozpoznał ją, gdy wstała z ławki, by ruszyć w stronę ulicy. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, kiedy Onega zatrzymała taksówkę. Wsiadła, zanim zdążył ją dogonić.
– Cholera! – zaklął, rozglądając się po pustym parkingu przy Marinie.
W barze panowały pustki. W głębi sali pianista grał melodię Duke'a Wellingtona. Onega odsunęła pusty kieliszek i poprosiła barmana o jeszcze jedno martini.
– Nie za wcześnie na trzecią kolejkę? – zapytał, podając jej kieliszek.
– Czyżbyś znał odpowiednią porę na rozpacz?
– Większość klientów przychodzi tu raczej zapomnieć o troskach mijającego dnia dopiero pod wieczór.
– Ale ja jestem Ukrainką – powiedziała Onega, unosząc kieliszek – a my nostalgię otaczamy kultem, o jakim wam się nawet nie śniło. Do tego trzeba czułej duszy, wy tak nie potraficie!
Onega odeszła od baru i oparła się o pianino. Muzyk grał teraz Nata Kinga Cole'a. Uniosła kieliszek i wychyliła go do dna. Pianista skinął na barmana, żeby podał jej następnego drinka, a potem zaczął śpiewać. Z upływem godzin w barze przybywało gości. Było już ciemno, kiedy pojawił się tu Paul. Podszedł do Onegi, udając, że nie widzi, jak jest pijana.
– Psisko przychodzi przeprosić z podkulonym ogonem – rzuciła.
– Sądziłem, że wy tam na Wschodzie macie mocne głowy.
– Wciąż jestem dla ciebie zagadką, więc nieważne, co sobie wyobrażałeś.
– Wszędzie cię szukałem – mówił, podtrzymując ją, bo zaczęła się chwiać na taborecie.
– Iw końcu mnie znalazłeś! Masz nosa!
– Chodź, odprowadzę cię do domu.
– Miałeś za mało wrażeń, więc wpadłeś zabawić się ze swoją rosyjską lalką? To bardzo praktyczne: wystarczy otworzyć tę, która jest na wierzchu i wyjąć mniejszą, tak?
– Co ty bredzisz?! Byłem u ciebie, dzwoniłem na komórkę, zaglądałem do wszystkich restauracji, o których wspominałaś, w końcu przypomniałem sobie o tym barze.
Onega wstała, opierając się o blat.
– Ale po co, Paul? Widziałam cię w Marinie, z tą dziewczyną. Błagam, nie mów mi, że to nie to, o czym myślę. Nie znoszę takich banalnych kłamstw.
– Bo to nie to, o czym myślisz! Tę kobietę już od lat kocha Arthur.
Onega przyglądała mu się z uwagą. Z jej oczu wyzierała rozpacz.
– A kogo ty kochasz? – zapytała, dumnie unosząc głowę. Paul położył na ladzie pieniądze i wziął ją pod rękę.
– Chyba zaraz zwymiotuję – jęknęła Onega, pokonując parę metrów chodnika między barem a samochodem.
Paul zauważył na lewo od baru mroczny zaułek. Zabrał tam Onegę. Nierówny bruk lśnił w ciemnościach. Nieco dalej leżały drewniane skrzynie, za którymi mogli się ukryć przed spojrzeniami nielicznych przechodniów. Paul podtrzymywał Onegę nad kratką ściekową, czekając, aż wyrzuci z siebie nadmiar żalu. Kiedy skończyła, wyciągnął z kieszeni chustkę do nosa i otarł jej usta. Onega wyprostowała się, dumna i jakby obca.
– Odwieź mnie do domu!
Kabriolet jechał O'Farell. Wiatr rozwiał włosy Onegi i przywrócił rumieńce na jej twarz. Minęło sporo czasu, zanim Paul zatrzymał się przed niewielką kamienicą, w której mieszkała jego przyjaciółka. Wyłączył silnik i spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie okłamałem cię – powiedział, przerywając milczenie.
– Wiem! – szepnęła.
– Czy naprawdę musiałaś to robić?
– Może kiedyś zdołasz mnie poznać. Nie zapraszam cię na górę, bo nie czuję się w tej chwili na siłach przyjmować gości.
Wysiadła i poszła w stronę domu. Przed wejściem odwróciła się i uniosła w górę chusteczkę Paula.
– Mogę ją zatrzymać?
– Nie przejmuj się byle głupstwem, po prostu ją wyrzuć.
– U nas nigdy nie wyrzuca się pierwszego dowodu miłości. Onega zniknęła za drzwiami. Paul czekał, aż wejdzie na górę i zapali światło w mieszkaniu. Dopiero potem odjechał opustoszałą ulicą.
Inspektor Pilguez zapiął piżamę i przejrzał się w dużym lustrze w sypialni.
– Do twarzy ci w niej – powiedziała Natalia. – Byłam tego pewna, kiedy zobaczyłam ją w sklepie.
Читать дальше