Rozpromieniony Pilguez gładził udo przyjaciółki.
– Wiem, że nie przywiązujesz wagi do dyskretnych znaków, jakie daje nam życie, ale przyznaj, że to ekscytujące. A dziewczyna niczego nie kojarzy – ciągnął inspektor. – Jestem zafascynowany. Można by pomyśleć, że nikt nie wspomniał jej słowem o tym, co ten chłopak dla niej zrobił.
– I co ty zrobiłeś dla obojga!
– Ja? Ja przecież nic nie zrobiłem!
– Jeśli pominąć fakt, że odnalazłeś ją w tym domu w Carmelu i przywiozłeś do szpitala, to masz rację – nic nie zrobiłeś. Nie wspomnę nawet, że akta sprawy zniknęły bez śladu.
– Nie mam z tym absolutnie nic wspólnego!
– Prawdopodobnie dlatego znalazłam je na dnie szafy, kiedy robiłam porządki!
Pilguez otworzył okno i zbeształ pieszego, który wtargnął na jezdnię w niedozwolonym miejscu.
– Nie powiedziałeś tej dziewczynie o niczym? – ciągnęła Natalia.
– Miałem to na końcu języka.
– Ale się ugryzłeś?
– Intuicja kazała mi milczeć.
– Mógłbyś od czasu do czasu pożyczyć mi tej intuicji?
– A po co? Mercury wtoczył się do podziemnego garażu domu, w którym mieszkali inspektor i jego przyjaciółka. Nad zatoką San Francisco wznosiło się słońce barwy słonecznika. Wkrótce jego promienie rozpędzą mgłę spowijającą wczesnym rankiem Golden Gate.
Leżąc na pryczy w celi komisariatu, Lauren zastanawiała się, jak to możliwe, że przez jedną noc przekreśliła szanse na stały etat na neurochirurgii, a zarazem siedem lat ciężkiej pracy?
Kali wstała z wełnianego dywanu. Nie wolno jej było wchodzić do sypialni pani Kline, ale drzwi balkonowe zostały uchylone, więc wymknęła się przez nie i wystawiła pysk przez pręty balustrady. Powiodła ślepiami za mewą, która latała tuż nad wodą, wciągnęła chłodne, poranne powietrze, a potem wróciła do salonu i ułożyła się na dywanie.
Fernstein odłożył słuchawkę. Rozmowa z administratorem szpitala San Pedro potoczyła się tak, jak przewidywał. Kolega obiecał, że poleci Brissonowi wycofać oskarżenia, że przymknie oczy na wypożyczenie ambulansu, natomiast sam zrezygnuje z zamiaru dokonania inspekcji na izbie przyjęć swojego szpitala.
Paul dyskretnie wyprowadził swój samochód z parkingu Misji San Pedro, podjechał pod francuską piekarnię przy Sutter Street, a potem ruszył w stronę Pacific Heights.
Zaparkował przed kamienicą, w której mieszkała pewna staruszka, przeurocza pani. Wczoraj wieczorem ta kobieta uratowała życie jego najlepszemu przyjacielowi. Miss Morrison właśnie wyszła na spacer z Pablem. Paul wysiadł z wozu i poczęstował ją ciepłym rogalikiem, natychmiast przekazując dobre wieści o Arthurze.
Pielęgniarka po cichu weszła do pokoju sto dwa na oddziale intensywnej opieki. Zmieniła worek, w którym gromadził się płyn ściągany z krwiaka, i zanotowała w karcie dane o stanie pacjenta. Z satysfakcją wsunęła różową kartę na miejsce.
Norma zapukała do gabinetu. Fernstein ujął przełożoną pielęgniarek za rękę i pociągnął za sobą na korytarz. Po raz pierwszy pozwolił sobie wobec niej na poufały gest w szpitalu.
– Mam pomysł – powiedział. – Zjedzmy śniadanie nad oceanem, a potem poleżymy sobie trochę na plaży.
– Nie pracujesz dzisiaj?
– Tej nocy wyczerpałem limit godzin, biorę wolne.
– Muszę uprzedzić w dziale personalnym, że chcę mieć wolny dzień.
– Już to zrobiłem. ' Otworzyły się drzwi windy. Dwaj anestezjolodzy i chirurg ortopeda, nie przerywając rozmowy, skinęli profesorowi głowami, a on odpowiedział na powitanie, wbrew oczekiwaniom Normy, nie puszczając jej ręki. Oboje wsiedli do windy.
O dziesiątej rano oficer policji wszedł do celi, w której spała Lauren. Doktor Brisson wycofał skargę. Zarząd Misji San Pedro Hospital nie zamierzał zgłaszać faktu „wypożyczenia” ambulansu. Laweta dostarczyła już triumpha na parking przed komisariatem. Lauren musiała tylko podpisać protokół, a potem mogła wracać do domu.
Przystanęła na chodniku przed posterunkiem, oślepiona słońcem. Wokół niej miasto tętniło życiem, a ona czuła się dziwnie samotna. Wsiadła do samochodu i pojechała drogą, z której zboczyła ostatniej nocy, by zajrzeć do szpitala San Pedro.
– Czy mogę go zobaczyć? – zapytała miss Morrison, odprowadzając Paula do drzwi.
– Zatelefonuję do pani, kiedy tylko pozwolą na odwiedziny.
– Lepiej niech pan do mnie wpadnie – powiedziała, wspierając się na jego ramieniu. – Chętnie upiekę ciasteczka, zaniesie mu je pan jutro.
Rosę zawróciła, wzięła klucze od mieszkania Arthura i poszła podlać kwiaty. Już teraz brakowało jej młodego sąsiada. Ku jej zdumieniu, Pablo podreptał za nią.
Norma i profesor Fernstein leżeli na białym piasku Baker Beach. On trzymał ją za rękę, obserwując tańczącą na niebie mewę. Ptak rozwinął skrzydła, dając się unieść prądom zstępującym.
– Co cię tak martwi? – zapytała Norma.
– Nic – mruknął Fernstein.
– Kiedy przestaniesz pracować w szpitalu, będziesz mógł robić mnóstwo innych rzeczy: podróżować, wygłaszać odczyty, w końcu zadbać o ogród… jak wszyscy emeryci…
– Kpisz sobie ze mnie? Fernstein odwrócił się, by uważnie spojrzeć na Normę.
– Liczysz moje zmarszczki? – zapytała.
– Domyślasz się, że nie po to poświęciłem czterdzieści lat życia neurochirurgii, żeby skończyć, przycinając tuje i bugenwille. Ale wzmianka o konferencjach i podróżach nawet mi się podoba, pod warunkiem że będziesz ze mną jeździła.
– Emerytura aż tak cię przeraża, że mi to proponujesz?
– Nie, ani trochę. Pamiętaj, że to ja przyspieszyłem tę chwilę, bo pragnąłem nadrobić stracony czas, chciałbym, żeby coś po nas zostało.
Norma uniosła się na łokciu i z rozczuleniem spojrzała na mężczyznę, którego kochała.
– Wallacie Fernsteinie, dlaczego z uporem odmawiasz leczenia? Dlaczego nie chcesz przynajmniej spróbować?
– Normo, błagam, nie wracajmy do tego tematu, podróżujmy sobie, zapomnijmy o konferencjach. A kiedy „krab” ostatecznie mnie pokona, pochowasz mnie tam, gdzie prosiłem. Chcę umrzeć podczas wakacji, a nie przy stole operacyjnym, gdzie spędziłem lwią część życia, a już na pewno nie w amfiteatrze, pośród ludzi.
Norma pocałowała profesora w usta. Oni dwoje na tej pustej plaży byli jak para cudownych, starych kochanków.
Lauren zamknęła za sobą drzwi mieszkania. Tego ranka nie było tu nawet Kali, która radośnie by ją powitała. Światełko automatycznej sekretarki pulsowało, więc lekarka włączyła głośnik, ale nie wysłuchała do końca wiadomości nagranej przez matkę. Poszła do alkowy, skąd rozpościerał się widok na zatokę, sięgnęła po telefon komórkowy i wybrała numer. Mewa lecąca znad Baker Beach przysiadła na słupie telegraficznym, tuż za oknem. Ptak przechylił łebek, jakby chciał lepiej ją widzieć, uderzył skrzydłami i odleciał na plażę. Lauren wybrała numer Fernsteina, ale słysząc automatyczną sekretarkę, rozłączyła się. Zatelefonowała do Memoriału, przedstawiła się i poprosiła o połączenie z lekarzem dyżurnym. Chciała dowiedzieć się o stan zdrowia pacjenta, którego operowała tej nocy. Neurolog właśnie udał się na obchód, więc podała swój numer, prosząc, aby się z nią skontaktował.
Paul czekał od godziny, siedząc na krześle pod ścianą holu. Odwiedziny zaczynały się dopiero o trzynastej.
Kobieta z zabandażowaną głową tuliła do piersi kopertę z kliszami rentgenowskimi, jakby to był bezcenny skarb.
Tryskające energią dziecko bawiło się samochodzikiem, wykorzystując jako sieć drogową fioletowo – pomarańczowe pasy na dywanie.
Читать дальше