Parę lat później, gdy kierowałem kasynem, pewnego wieczoru otrzymałem telefon od Murraya Ehrenberga, mojego menedżera, z informacją, że wykańcza nas jakiś gość ubrany jak kowboj. Chłopak grał w black jacka na wszystkich sześciu boksach *przy stole o stawce minimalnej sto dolarów i miał już przed sobą około osiemdziesięciu kawałków.
Gdy dotarłem na miejsce, zapytałem Murraya, czy wie, kim jest ten chłopak. Czy należy do gości hotelowych? Czy znamy jego nazwisko? Nikt o nim nic nie wiedział. Ewidentny przykład niestarannego, fatalnego zarządzania kasynem. Gdy trafi się taki gracz, szef stołu powinien być przy nim, proponując bezpłatne noclegi, drinki, wszystko, Facet musi się czuć cholernie mile widziany. W tym momencie to on jest najważniejszą osobą na sali i musisz zrobić wszystko, aby po pierwsze, wrócił i przegrał, i po drugie, zyskać czas na sprawdzenie, kim jest ów sukinsyn i czy to nie szuler.
Powiem od razu: nie ma w kraju takiego szefa kasyna, który by widział, jak jakiś facet wchodzi do jego lokalu i wygrywa osiemdziesiąt kawałków, i który nie byłby głęboko przekonany, iż drań oszukuje. Wiedziałem, że kowboj kantuje. Murray również o tym wiedział. Nie wiedzieliśmy tylko, jak to robi.
Po sposobie, w jaki obstawiał, zorientowaliśmy się także, że jest informowany. Odrzucał szansę wygranej z dobrymi wydawałoby się kartami i stawiał na warianty rokujące najmniejsze nadzieje. Rzucał lawendowe żetony [wartości 500 dolarów] po idiotycznych zagraniach i mimo to wygrywał. Popełniał zbyt dużo błędów, by ciągle być górą.
Kazałem pozostawić mu swobodę. Nie chciałem, by czuł na karku oddech ochroniarzy ani by szef stołu sterczał u boku krupiera. Szukałem punktu zaczepienia. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, był sposób, w jaki przekładał żetony. Przed obstawieniem trzymał parę żetonów w ręce i nerwowo obracał nimi w palcach niczym zawodowy krupier. To mi wystarczyło, by zrozumieć, że ten sukinsyn to profesjonalista. Wygrywał z nami i popisywał się przed tłumem.
Obszedłem stół i spostrzegłem, że nasz krupier jest słaby. Nie dość dokładnie zasłaniał karty. Unosił swą kartę odrobinę za wysoko, gdy musiał pasować. Wędrowni szulerzy tylko czekają na tego rodzaju błąd. Snują się w przejściach między stołami w poszukiwaniu nieudolnych krupierów niczym lwy wypatrujące antylopy. Poszliśmy z Murrayem na górę, by obserwować grę na monitorze i tam zobaczyliśmy tego drugiego gościa, skulonego nad sąsiednim stołem. Podglądał dolną kartę krupiera i dawał znaki swemu przyjacielowi.
Zszedłem z powrotem na dół i spostrzegłem, że podglądacz korzysta z jakiegoś elektronicznego urządzenia ukrytego w kieszeni. Natychmiast wywołałem pana Armstronga od stołu numer siedemnaście, co było sygnałem objęcia siedemnastego stołu do black jacka specjalną ochroną. Nie chciałem, by ci oszuści umknęli z najmniejszą choćby częścią naszych pieniędzy.
Wokół stołu zebrał się spory tłum. Nie chcieliśmy mieć kłopotów, więc poleciliśmy jednemu z naszych ochroniarzy, by zbliżył się do wygrywającego. Gdy drugi ochroniarz odwrócił na moment uwagę gapiów, nasz człowiek przycisnął oszustowi do piersi mały elektroniczny pistolet paraliżujący. Kowboj zwalił się na podłogę.
Podnieśliśmy go krzycząc: «To zawał! Zawał!» i zanieśliśmy do pomieszczenia gospodarczego na tyłach kasyna. Ochroniarze zadbali o zabezpieczenie wygranych żetonów. I w chwili gdy podnieśliśmy go z podłogi, gry wznowiono, jakby on i wygrane przezeń pieniądze nigdy nie znajdowały się na sali.
W biurze rozpruliśmy mu spodnie i znaleźliśmy urządzenie elektroniczne, którego używał do odbioru sygnałów. Dla mnie był to wystarczający dowód. Zapytałem, czy jest prawo – czy leworęczny. Gdy powiedział, że praworęczny, dwóch strażników chwyciło go za prawą rękę i przytrzymało ją na krawędzi stołu, a trzeci uderzył w nią bardzo mocno – parę razy – wielkim gumowym młotkiem.
– No to teraz jesteś leworęczny – powiedziałem.
Potem wprowadziliśmy do środka jego wspólnika i oświadczyliśmy, że on też zostanie tak potraktowany, chyba że obaj opuszczą hotel i opowiedzą o wszystkim swym kumplom. Odtąd mają też zakaz wstępu do naszego kasyna. Przeprosili nas i obiecali, że zastosują się do wydanych poleceń. Nigdy już nie wrócili.
Najwięksi ryzykanci pochodzą ze wszystkich sfer społecznych i grup zawodowych. Są dentystami, prawnikami, kardiochirurgami, maklerami, biznesmenami, handlowcami, producentami – anonimowym zlepkiem wszystkich profesji. Zazwyczaj nie gościliśmy w naszym kasynie prawdziwych grubych ryb hazardu takich jak Adnan Khashoggi.
Ale mieliśmy Lido Show, największą atrakcję w Las Vegas. Khashoggi lubił oglądać to widowisko. Po otrzymaniu telefonu z Caesar's Palace rezerwowaliśmy dla niego miejsca w pierwszym rzędzie. Sławnych ludzi oraz znanych piosenkarzy i komików traktowaliśmy w uprzywilejowany sposób i gościliśmy na koszt hotelu bez względu na to, czy zatrzymywali się u nas na noc czy nie. Khashoggi przychodził zwykle z siedmio – lub ośmioosobową świtą. Podejmowaliśmy go mrożonym szampanem i kawiorem; niczego nie brakowało.
Gdy wieczór dobiegał końca, Khashoggi obstawiał grzecznościowo jedną grę lub rozdanie w podziękowaniu za gościnę. Przeznaczał na to parę setek lub tysiąc dolarów. Był rasowym hazardzistą. Potrafił przegrać każdą sumę od pięciu tysięcy do miliona dolarów. Nic nie mogło dorównać widokowi Khashoggiego rzucającego kośćmi. Nie mogłem oderwać oczu. Ten człowiek miał nieograniczony kredyt.
Pewnego razu poszedł do jubilera. Ot tak, po prostu, jak zwykły człowiek idzie do sklepu po jogurt. Kupił jakiejś dziewczynie klejnot za sto tysięcy dolarów. Gdy wyciągnął kartę kredytową, by zapłacić, biedna sprzedawczyni zobaczyła w wyobraźni, jak ulatnia się jej prowizja. Ale gdy sprawdziła konto nabywcy, okazało się, że ma on prawo do kredytu w wysokości miliona dolarów.
Gdy Khashoggi lądował w kasynie, połowa ładnych dziewczyn w Beverly Hills wsiadała do samolotów. Był niesamowitym graczem, dorównywało mu tylko paru Azjatów, a kilku przewyższało go nawet klasą. Potrafili przyjść do kasyna i stracić dwa, trzy, cztery miliony, a potem wrócić po paru miesiącach i znowu to zrobić”.
*
Większość pracowników kasyna hotelu Stardust uważała, że za nagłym pojawieniem się Mańkuta w roli szefa zespołu stołów, a potem kierownika sali kryje się coś więcej niż to, że mężczyzna w średnim wieku na prośbę żony postanawia zmienić swe życiowe przyzwyczajenia.
„Mańkut nigdy nie pracował jak zwykły początkujący krupier – wspomina George Hartman, były krupier, u którego Rosenthal rozpoczął swoje szkolenie w kasynie. – Znał wszystkich najwyżej postawionych szefów. Przyszedł jako zwykły kontroler. Po tygodniu wszyscy traktowali go jak bossa, choć jego funkcja była dużo niższa. Ale wieść się rozeszła.
Zawsze wiedzieliśmy, że w Stardust rządzą ludzie z Chicago. Z Chicago był Alan Sachs. Z Chicago pochodził zarówno Bobby Stella, menedżer kasyna, jak i Gene Cimorelli, kierownik zmiany. Tak samo rzecz się miała z dziesiątkami szefów stołów, kontrolerów i krupierów. Fakt, że Mańkut pochodził z Chicago, jeszcze wyraźniej wskazywał na jego powiązania z mafią, ale kto by tam chciał o to pytać.
Problem z wieloma działającymi wówczas kasynami polegał na tym, że tak naprawdę nikt nie wiedział, czyją są własnością. Nie obchodzi mnie, co mówi wypis z księgi wieczystej – kwestie własności większości kasyn były tak zagmatwane, a tradycja cichych wspólników, figurantów i udziałowców sięgała tak dawno, że nikt postronny nie mógł się w tym połapać. Również wielu ludzi wtajemniczonych nie zdołało tego uczynić”.
Читать дальше