„W 1971 roku sytuacja stała się tak napięta, że Geri poprosiła, bym zrezygnował z hazardu i postarał się o normalną pracę – wspomina Rosenthal. – Żeby teraz, gdy mieliśmy syna, nasza rodzina zyskała odrobinę ludzkiego szacunku. Chciała, byśmy wiedli normalne życie. Czuła się osaczona. Twierdziła, że Steven także czuje się osaczony. Uznałem, że powinienem przynajmniej spróbować żyć przez pewien czas normalnie.
– Wykorzystaj energię, którą zużywasz co tydzień na robienie zakładów, w kasynie – zaproponowała.
Zgodziłem się i wypełniłem parę podań o pracę. Miałem przyjaciół w hotelu Stardust; dzięki nim dostałem posadę szefa zespołu stołów. Szczebel wyżej od krupiera. Dostawałem sześćdziesiąt dolarów dziennie. Pracowałem na ośmio – lub dziewięciogodzinnej zmianie. Nadzorowałem cztery stoły do black jacka”.
Hotel i kasyno Stardust zbudowano w 1959 roku. Był to pierwszy wielopiętrowy hotel przy głównym bulwarze miasta. Chociaż miał już kilku właścicieli, zawsze kontrolowała go chicagowska mafia. Zasłynął głównie tym, że posiadał największy szyld w Las Vegas – w samym A znalazły się 932 żarówki – i że odbywał się w nim Lido Show. Kasyno Stardust uważano za lokal dla pospólstwa – miejsce, gdzie gracze przegrywali raczej żmudnie i powoli niż efektownie; ryzykanci chodzili do Caesar's Palace i Desert Inn.
„Pierwszego wieczoru przydzielili mnie Frankowi Cursoliemu, facetowi, który nadzorował grę w black jacka - wspomina Rosenthal. – Bobby Stella, zastępca dyrektora hotelu – znałem go jeszcze z Chicago – przedstawił mnie Cursoliemu. Frank zaserwował mi krótką bzdurną gadkę o kasynach. Nie wiedziałem o czym, u diabła, mówi.
Po czym, pierwszego wieczora, zaczęto mnie wywoływać przez głośnik. Z mojego stanowiska nie mogłem usłyszeć informacji, za to zobaczyłem zaskoczoną minę Cursoliego, który zapytał Bobby'ego Stellę:
– Kim jest ten facet? Co to za cyrk z tym wywoływaniem?
A Bobby na to:
– Spokojnie. Tylko spokojnie. Nie wiesz, kim on jest. Rozluźnij się.
Innymi słowy Bobby próbował dać Cursoliemu do zrozumienia, że nie jestem zwykłym pracownikiem.
Gdy zapytałem Cursoliego, czy mogę sobie zrobić przerwę – moje wrzody zaczęły dawać mi się we znaki – posłał mi wkurwiające spojrzenie.
– Dam ci znać – powiedział jak do debila.
Wkurzony wróciłem na swoje miejsce. Nie przywykłem nikogo prosić o pozwolenie, gdy miałem ochotę napić się mleka.
Zobaczyłem, że Bobby Stella robi obchód. Spostrzegł mnie i podszedł do mego stanowiska.
– Hej, czy ten facet zwariował? Co mu dolega? – pytam.
– Wyluzuj się, stary – odpowiada Bobby, podchodzi do Cursoliego i załatwia mi piętnastominutową przerwę.
Pod koniec pierwszej zmiany, gdy żona przyjechała zabrać mnie do domu, nie mogłem podnieść się z krzesła. Bolały mnie nogi.
– Geri, nigdy więcej – powiedziałem.
Ale Geri przekonała mnie, żebym wrócił. W miarę jak wchodziłem w branżę, zacząłem powoli wycofywać się z gry w totka. Pod koniec pierwszego roku ograniczyłem swoje zakłady do rozgrywek NFL. *Zrezygnowałem nawet z obstawiania meczów uniwersyteckiej ligi koszykówki.
Dopóki żona mi tego nie zaproponowała, nigdy nie rozważałem możliwości pracy w kasynie, ale gdy już zacząłem pracować, wciągnęło mnie to. Nigdy nie widziałem biznesu, w którym ludzie tak palili się do oddawania swoich pieniędzy. Dać im darmowego drinka i marzenie o wygranej, a oddadzą swoje portfele.
Pewnego wieczoru pojechałem na kolację do Henderson. Znaleźliśmy się w małym kasynie z jednym stołem do gry w kości i dwoma do black jacka. Widziałem, jak zatrzymał się przed kasynem camper, z którego wysiadł mężczyzna z rodziną. Weszli do środka. Do Vegas mieli jeszcze trzydzieści mil, ale to był ich pierwszy przystanek.
Zatrzymali się, bo zobaczyli tablicę z informacją: LUNCH 49 CENTÓW – 24 GODZINY NA DOBĘ. Facet wstąpił na tani lunch i zaczął grać w black jacka. Zostawił przy stole dwa tysiące czterysta dolarów. Nigdy nie dotarł do Vegas. Zapakował rodzinę z powrotem do samochodu i pojechał do domu”.
Mańkut nigdy nie zapomniał tego zdarzenia. Opętało go pragnienie nauczenia się wszystkiego o tej branży.
„Miałem setki pytań i zero odpowiedzi – wspomina. – Starzy wyjadacze nie chcieli mi nic mówić. Dla nich wszystko było tajemnicą. Musiałem nauczyć się sam.
I nauczyłem się, że nie ma żadnych tajemnic. Było rzeczą prawie niemożliwą, by kasyno nie przynosiło zysków. Niektóre kasyna musiały wygrywać swe pieniądze dwa lub trzy razy, ponieważ prowadzący je ludzie byli bardzo leniwi albo bardzo nieuczciwi.
Widziałem menedżerów kasyn zażywających wypoczynku. Prowadzili wygodne życie. Ja bym tak nie potrafił.
Miałem obowiązek kręcić się w pobliżu stanowiska, ale gdy był duży ruch, stawałem za krupierami i sprawdzałem, czy przypadkiem nie unoszą kart zbyt wysoko. Czasem podchodziłem do nich i mówiłem:
– Masz tam ładną dziesiątkę pik.
Odkryłem, że w słabo funkcjonujących kasynach powszechną praktyką jest, że jeden oszust siada za kiepskim krupierem odsłaniającym karty i daje znaki partnerowi przy tym stole. Dają sobie znaki głową, oczami, rękami, korzystają nawet z nadajników. Niektórzy z nich to zawodowi oszuści – ich fotografie i nazwiska figurują w czarnej księdze. Przychodzili do kasyna ze sztucznymi brodami, perukami, doklejanymi nosami. Mieli wspólników liczących karty, spryskujących koło ruletki, upuszczających fałszywe kości na stół do gry i używających specjalnych magnesów do przechwytywania wygranych w jednorękich bandytach. Odwracali uwagę graczy na wszelkie możliwe sposoby po to, by jeden z nich mógł wsunąć «but» z własną talią na stół do black jacka - zazwyczaj mogą to robić tylko przy pomocy krupiera i szefa zespołu stołów – i rolowali kasyno na kilkaset tysięcy dolców, które przepadały bez śladu.
Zacząłem wypatrywać drobnych sygnałów, jakichś tropów. Zrozumiałem, że jeżeli rzucający kośćmi nie rozchyla dłoni po rzucie, może skrywać w nich fałszywą kość. Niektórzy robią to tak błyskawicznie, że człowiek nie jest w stanie zauważyć, jak podkładają kość na stół. Pracują w zespołach i posiadają różne specjalizacje. Może się okazać, że osoba podsuwająca kość to sympatyczna starsza pani. Rzadko robi to grający. Osoba, która podrzuca na stół fałszywą kość, zazwyczaj chwilę później opuszcza kasyno. Nie można zapobiec temu, by fachowiec rzucił na stół lewą kość, ale szef zespołu stołów lub kierownik zmiany powinni potrafić odkryć to w chwili rozpoczęcia gry.
Po pewnym czasie zaczynasz poznawać wszystkie chwyty. Uczysz się rejestrować zdarzenia odwracające uwagę. Zauważać ludzi rozlewających alkohol, proszących krupiera o papierosa, wszczynających z nim kłótnię, wstrzymujących krupiera i proszących o rozmienienie żetonów. Nauczyłem się zauważać «podszewkę», długą skarpetę wszytą w ubranie, do której krupier może wsuwać żetony skradzione ze stołu. Na istnienie «podszewki» wskazuje bezustanne dotykanie tego miejsca przez nieuczciwego krupiera. Sprawdzałem, czy spodnie krupiera zasłaniają brzegi jego butów. Zdejmij krupierowi buty z cholewkami, a w dziewięciu przypadkach na dziesięć znajdziesz w nich żetony. W pierwszym tygodniu pracy w kasynie przyłapałem krupiera wsuwającego żetony pod pasek zegarka.
Byli także «odwracacze»; tak nazywa się ludzi, którzy pomagają oszustom obrabiającym automaty do gry. Ich zadanie piega na odwracaniu uwagi kontrolerów pytaniami w rodzaju: «Przepraszam, czy może mi pan powiedzieć, gdzie jest toaleta?» W tym czasie ich wspólnicy tłoczą się przy jednorękich bandytach, zasłaniając widok, a tymczasem jeden z pracowników kasyna, będący w zmowie, otwiera automat i opróżnia go z monet albo umieszcza wewnątrz magnesy, które uniemożliwią trafienie wygranej. Nie trwa to zbyt długo. Dobry fachowiec potrafi dostać się do środka jednorękiego bandyty w ciągu paru sekund.
Читать дальше