Manula Kalicka - Tata, One I Ja

Здесь есть возможность читать онлайн «Manula Kalicka - Tata, One I Ja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tata, One I Ja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tata, One I Ja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Osadzona we współczesnych polskich realiach, a jednocześnie baśniowa opowieść o dwóch dziewczynkach wychowywanych przez samego ojca. Ciepła i krzepiąca – dowodzi, że nawet najtrudniejszy problem można rozwiązać, uciekając się do inteligencji i poczucia humoru. Zwariowane, dowcipne dialogi, niesamowite przygody, o których jednak się-wie-że-się-dobrze-skończą, osadzone w pejzażu podwarszawskiej miejscowości. Do tego przewijające się przez dom taty tabuny panienek, z których każda miałaby ochotę zostać na zawsze, ale nic-z-tego, i czuwająca nad dziewczynkami z Warszawy babcia Fredzia – niezrównana: mądra i szalona, złośliwa i serdeczna. Jak ta książka.

Tata, One I Ja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tata, One I Ja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

1 się wziął. Cierpiał jak potępieniec. Pocił się, był zły, wściekał się, ale nie pił. Siedział w domu i próbował coś robić. Pojechał w trasę i myślałyśmy, że wszystko wróci, ale nie. Wytrzymał.

Po tej kwarantannie napisał kolejny przebój, bardzo zabawną piosenkę:

Zielona fasolka z worka, Szpinak mi cięęęęę przypomina.

Ciekawe, czy w Kazachstanie Elwira słucha polskiego radia. Jeśli słucha, to musiała się nieźle wkurzyć.

Zaczął się rok szkolny i trzeba było iść do szkoły, choćby dziś, dziś. To oczywiście słowa piosenki. Dobrze, że nie słychać, jak śpiewam, bo fałszuję okrutnie.

Do liceum miałam stosunkowo niedaleko, musiałam jednak dojeżdżać. Życie autobusowe przypadło mi do gustu. Już podczas jazdy zaczynały się rozmowy i żarty. W szkole też nie było źle, klasa okazała się fajna, szybko się zgraliśmy.

Molasidło ambitnie podjęło naukę w liceum wieczorowym i męczyło się okropnie. To jednak trochę dużo: ciągnąć dwie szkoły i uczyć się angielskiego, kiedy przez poprzednie osiemnaście lat było się tabula rasa… Ale Mol to twardy zawodnik, orał od rana do wieczora, wpadał do mnie i bezwstydnie domagał się pomocy. Był zorientowany na sukces i dążył do niego za wszelką cenę.

Oczywiście popierałam to i pomagałam mu, jak mogłam. Ustaliliśmy, że jeśli poradzi sobie dobrze w liceum, to rzuci specjalną po pierwszym semestrze. Będzie miał wtedy więcej czasu na korki, bo teraz nadrabiał braki w soboty i niedziele, kiedy to przez jego dom sunęła prawdziwa procesja korepetytorów.

Opowiadałam to Fredzi, a ta stawiała go za wzór. Rzeczywiście, ambitna z niego bestia. Oboje przerabialiśmy program pierwszej klasy, więc było łatwiej, lecz Molas miał braki jak Rów Mariański, takie głębokie. Jak on sobie poradzi, nie wiem. Ale walczy zaciekle.

Były urodziny taty. Które, nie wiem, bo tata nie udziela w tej sprawie informacji. Podobnie jak Frytka, która twierdzi, że szanująca się kobieta nie kończy czterdziestki przed sześćdziesiątką. Zaliczyć tatkę do dinozaurów to go znieważyć.

Zaprosiliśmy na tort Kleo i Krzysia, Turka z Fredzią i Molasa. Jednym słowem, doborowe grono.

Grillowaliśmy. To podobno narodowy sport Polaków. Nie odbiegamy od normy, też lubimy. Panowie pilnowali mięska, a my podziwiałyśmy małego Omarka leżącego w składanym kojcu. Był śliczny, po prostu do schrupania. Wręcz nie Omarek, tylko Amorek. Paulinka oznajmiła, że też chce mieć takiego samego, koniecznie czarnego. Tatuś spojrzał na nią z prawdziwym niepokojem. My tu w Polsce jesteśmy jednak straszliwie zaściankowi.

Babcia wyciągnęła list od Ewy, która pisała, że praca w Kazachstanie jest cudowna, bardzo satysfakcjonująca, ale warunki socjalne okropne. Ona i Elwira ciężko pracują, lecz mają wyniki. Ludzie są świetni i warci tego wysiłku. Pytała, czy tata nie mógłby zorganizować jakiegoś koncertu charytatywnego. Pieniądze są bardzo potrzebne na zakup podręczników, książek i pomocy szkolnych.

Tatuś ochoczo się zgodził i powiedział, że coś pokombinuje, a na razie wyśle im część honorariów otrzymanych za Zieloną fasolkę.

– Szlachetny gest – stwierdził Artur. – Szczególnie w znanym nam kontekście. Lubię tę piosenkę. Muszę ci powiedzieć, że i tak miałeś szczęście. Córka mojego przyjaciela przyłączyła się do ruchu ahinsy.

– Co to takiego? – spytałam.

– To takie zasady, których przestrzegają mnisi dżinijscy. Na przykład: nie wolno nikomu czynić krzywdy.

– Wydaje się to rozsądne – włączył się do rozmowy Krzyś.

– Jak najbardziej, tylko oni się nie myją, aby nie zabić żywych organizmów na ciele, zamiatają przed sobą drogę, aby niczego nie nadepnąć, a nawet oddychają przez tkaninę, by nie połknąć żadnego owada.

– No to Bóg nas uchronił. Gdyby dziewczyny zetknęły się z tym w Indiach, dopiero byłoby wesoło! – wykrzyknęła Frytka.

– A propos mycia, to może nie byłoby to takie złe – dodał Turek. – Przecież jeden z Ludwików strasznie się wściekł, gdy do sypialni przyprowadzono mu wymytą starannie wieśniaczkę, którą sobie uprzednio upatrzył. „Dziewkę mi popsowali! – krzyczał. – Dziewkę mi popsowali!”

– Widać był koneserem, ja do nich nie należę – odciął się tata.

– Żadna hańba – stwierdził Artur. – Skoro król Francji gustował w niedomytych.

– Dajcie spokój – przerwała dyskurs Fredzia, zmieniając temat rozmowy. – Gdzieś czytałam taką uwagę, że bakterie, być może, uważają naszą śmierć za koniec stworzonej przez siebie cywilizacji.

– Wydaje mi się, że w tym momencie następuje dopiero rozkwit wszelkich kultur bakterii, w każdym znaczeniu – zaprotestował Artur.

– Przestań być obrzydliwy, przecież jemy.

– Sony, ale ty zaczęłaś.

– Jasne, zawsze ja.

Jedliśmy żwawo, popijaliśmy browarkiem, oczywiście „dobrze zmrużonym bezalkoholowym”. Było fajnie. Jesień nadchodziła powoli, ale wciąż jeszcze powietrze było przesycone słońcem, zapachem kwiatów i lata. Jak to dobrze, że się wynieśliśmy z miasta! Takie popołudnie nigdy by się nam nie przydarzyło, gdyby nie tamto posunięcie.

Kleo siedziała na uboczu, karmiła Omarka. Dalej była wielka jak góra, ale już się odchudzała. Zapowiadała, że za miesiąc będzie jej połowa.

– Kiedy planujecie nową płytę? – spytała babcia.

– Do świąt chyba się wyrobimy – oznajmił Krzyś. – Tyl ko Eryk musi podgonić robotę.

– Zasuwam jak dzika mrówa. Nie narzekaj.

– Teraz.

– Dobre i teraz.

– A kiedy planujecie trasę? – pytała dalej babcia.

– Przed świętami zaczniemy, a potem będziemy występować przez cały karnawał, prawie do Wielkanocy.

– Kleo jedzie z wami?

– Ja jechać, ja nie chcieć, ale ja jechać. Musieć zarabiać, my chcieć kupić doma, w Zalesia is good, my chcieć taka podobna.

– Czadowy pomysł! – wykrzyknęła Paulina. Rzuciła się na Kleopatrę, serdecznie ją ucałowała i zadeklarowała się z pomocą: – Ty mieszkać obok nas. My szukać domu dla was.

– Właśnie chciałem was o to prosić – poparł Kleo Krzyś.

– Oczywiście. Musisz przyjechać w zwykły dzień, pójdziemy do pośredników. A swoją drogą, wszyscy popytamy tutejszych znajomych, czy nie ma czegoś do kupienia w pobliżu. – Tatko ustalił plan gry. – Nie da się ukryć, że mamy tutaj w Zaleśku taki mały, prywatny kawałek raju, czego i wam życzymy.

– Gdyby jeszcze babcia tu zamieszkała, to byłoby super – rozmarzyła się Paulina.

– Ja też bym chciała mieszkać bliżej was, ale już jestem za… – ugryzła się w język – za… późno na takie operacje.

– Jesteś zawsze młoda, Frytko! – powiedział Turek i po całował Fredzię w nadgarstek.

– To prawda – zgodziła się uprzejmie.

W szkole poznałam wielu fajnych ludzi, lecz zaprzyjaźniłam się z Sandrą. Nadawałyśmy na tych samych falach. Po lekcjach często się gdzieś wypuszczałyśmy albo siedziałyśmy u niej lub u mnie. Razem się uczyłyśmy, razem oglądałyśmy filmy na Canal +. Czasem zaś po prostu plotkowałyśmy. Tatko znowu wybył na występy, więc w domu panował spokój. Mogłyśmy robić, co chciałyśmy, a właśnie planowałyśmy jakąś małą imprezkę.

– Może zrobimy ognisko? – zaproponowała Sandra.

– Good idea – zgodziłam się.

Zaczęłyśmy kombinować, kogo zaprosić i co podać. Z założenia miało to być ognisko integracyjne dla naszej klasy.

– Kiełbaski, browar i pieczone w popiele ziemniaki. To, myślę, będzie wszystko, czego nam potrzeba.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tata, One I Ja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tata, One I Ja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tata, One I Ja»

Обсуждение, отзывы о книге «Tata, One I Ja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x