Potem wymyśliła, że powinni się z tatą poddać kolonoterapii, czyli płukaniu jelit. To oczyści organizm ze wszystkich toksyn. Tatuś, jak mógł, tak się bronił przed tym horrorowatym pomysłem. Ja czułam mdłości, kiedy Elwira opowiadała tacie o tych okropnych, zepsutych resztkach pożywienia zalegających w załomkach jego jelit. Brr…
Na razie tatuś stawał dzielnie i nie wyrażał zgody, lecz w końcu zawsze we wszystkim jej ulegał.
Dzięki zdrowemu trybowi życia wyglądał bardzo dobrze, opalony, odchudzony i zrelaksowany. Stracił tylko całą radość życia, czytał jakieś książki o medycynie alternatywnej, feng shui, wizualizacji i inne tego typu pozycje. Zajmował się swoim organizmem do tego stopnia, że zapominał o nas, przyjaciołach, wódeczce i imprezkach. To straszne, ale nasz tata zrobił się nudny!
Wakacje trwały, słońce świeciło jak głupie, ale my, to znaczy ja i Paulina, odmówiłyśmy wyjazdu w góry, który tata zaproponował. Stwierdziłyśmy że najlepiej jest w domu. Gdzie nam będzie fajniej; tutaj mamy książki, komputer, telewizor. Możemy się opalać, jeździć na rowerach nad rzekę i zalew. Wszystko nasze. Nie potrzebujemy się poniewierać po obozach czy pensjonatach. Jeszcze nie znudziło nas to, co mamy blisko domu.
Wpadłam w kompletny amok i czytałam na okrągło. Udzieliło się to Paulinie, tak więc obie wylegiwałyśmy się całymi dniami, z książkami w łapkach, na kocu w naszym lasku brzozowym. Upał był tu jakby mniejszy i oczy lepiej odpoczywały, gdy patrzyłyśmy w korony drzew. Ja czytałam Dusze zwierząt, które pożyczyłam od Elwiry.
– Wiesz, Paula, autor tutaj napisał, że lwy nie są takie groźne, jak się na ogół uważa. Badania przeprowadzone w rezerwacie Masaj Mara w Kenii dowiodły, że siedemdziesiąt procent zwierząt, których zabicie przypisywano lwom, było ofiarami hien. Lwy tylko sprytnie odganiały hieny i same szamały.
– Mam nadzieję, że zobaczymy lwy, jak pojedziemy do Kenii.
– No jasne! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mówi Frytka. Dzięki mamusi przeżyjemy niezłą przygodę. Co ty czytasz?
– Dzieci z Bullerbyn.
– Dobry wybór. Ale wiesz co? Jak skończysz, to może pożyczę ci Tomki Szklarskiego. To cię trochę przygotuje do naszej afrykańskiej ekspedycji. A Dzieci trzeba dać Molasowi. Każdy powinien to przeczytać.
– On jest chyba za stary?
– Są książki, które można czytać zawsze i ciągle.
– No – zgodziła się Paulina i wróciłyśmy do czytania.
Zawsze twierdziłam, że czytanie kształci. Bardziej niż cierpienie, to pewne.
W nocy czytałam kryminał Rossa Macdonalda i zeszłam na dół zrobić sobie coś do picia. Była trzecia, więc cichutko skradałam się po schodach. O dziwo, na dole w kuchni paliło się światło. Usłyszałam dramatyczny krzyk Elwiry:
– Co ty robisz, Eryku!!!
– No, źle się poczułem.
– Ale to przecież jest mięso!!!
– Tak? A, rzeczywiście.
– Eryczku! Jak mogłeś? Gdzie twoje zasady?
– Zostały wyparte przez nadkwaśność.
Dalej nie podsłuchiwałam, tylko po cichutku wróciłam do łóżka. Tatuś się załamał. No cóż, byłam pełna podziwu, że tak długo wytrzymał. Ale jak Elwira przeżyje zdradę tatusia?
Rano wydawało się, że wszystko jest w porządku. Tatuś pokornie jadł na śniadanie mleko sojowe i musli. Popijał to czerwoną herbatą, podobno odchudzającą. Kilka dni temu Elwira stwierdziła, że tatko ma nadwagę i że ona się za to weźmie. Pierwszym rezultatem zaostrzonej diety była nocna wycieczka do kuchni.
To musiał być chwilowy upadek. Tata dalej jadł proso na przemian z pszenicą, popijał czerwoną albo zieloną herbatą i robił wrażenie zadowolonego. Sielanka trwała. Tak sobie myślałam, że nie jest źle. Tatuś może głodny, ale otoczony opieką. Odchudzony, niepijący i niebiorący. Zakochany i kochany, a my objadające się trochę ukradkiem, ale jednak w miarę normalnie. Powiedziałam to Fredce. Strasznie się ucieszyła.
Stara zasada: nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca. Czekała nas bowiem niezła zawierucha.
W niedzielę pojawili się u nas mili goście. Kleopatra del Abdiz Tongo Bongo i Krzyś. Kleopatra wielka jak Himalaje. Czarne Himalaje, oczywiście. Jak twierdziła, swoich palców u nóg nie widziała już od miesiąca. Wyglądała jak ciężarna słonica i podobnie się czuła. Padła od razu na plastikowy fotelik w ogrodzie. Nogi fotelika błyskawicznie się rozjechały i byłaby to najbardziej efektowna katastrofa, jaką można sobie wyobrazić. Tatuś jednak, kompletnie pozbawiony zamulającego cholesterolu, wykazał się niesamowitym refleksem i – można powiedzieć – złapał Kleo w locie. A potem padł, przywalony. Przywalony Kleo.
To była duża rzecz.
Krzyś przyskoczył i zaczął podnosić ukochaną kobietę, leżącą bez ruchu na tacie i tylko jęczącą głośno. Nie było łatwo. Kleo miała swoją wagę. Wszystkie trzy przyłączyłyśmy się do akcji ratowniczej. W pewnym momencie krzyknęłam:
– Dźwigu, tu trzeba dźwigu! Nie damy rady sami.
Podbiegła jednak jeszcze Honorata i sturlaliśmy Kleo z taty. Potem, z jego pomocą, poszło łatwiej. Udało nam się dźwignąć Kleopatrę i poprowadzić na ganek. Tam usiadła na wiklinowym fotelu, który sprawiał wrażenie bezpiecznego. Siedziała skulona i wsłuchiwała się w swój brzuch.
Patrzyliśmy na nią przerażeni, bo wydawało się, że za chwilę zacznie rodzić. Bogu dzięki, nic złego się nie działo. Honorata przyniosła kompot, Kleo łyknęła jakieś tabletki i wszystko wróciło do normy. Chwilowo.
Krzyś stwierdził, że przeżył właśnie straszny stres, i zażądał alkoholu. Elwira oznajmiła dumnie, że w tym domu się nie pije.
– Trzeba zrobić wyjątek, Elwirko! – odezwał się tata. – To było straszne przeżycie. Dla mnie też. Teraz wiem dokładnie, co czuje górnik na przodku, gdy runie na niego ściana.
Na szczęście Kleopatra nie zrozumiała intencji taty, bo powinna się obrazić.
Panowie się zbuntowali. Tatuś miał jakąś zadołowaną whisky. Nie czekając na lód, łyknęli pierwszą szklaneczkę. Drugą wypili już z lodem. Trzecią też.
Naradziłam się z Honoratą i zaproponowałam, że przyrządzę szybko coś na grillu. Zostało to powitane z należytym aplauzem. No, może Elwira nie była zachwycona. Poszła do kuchni i przyniosła talerz ryżu z migdałami i orzechami. Został wyczyszczony przez naszych gości w sekundę.
Grill się rozpalił i upiekłam na nim karkówkę. Homorcia przyrządziła sałatę i pieczone ziemniaki w sosie czosnkowym. Zaproponowałam je Elwirze, ale wydęła wargi i powiedziała tylko jedno słowo:
– Majonez!!!
No tak, zawsze mieszałyśmy w sosie jogurt z majonezem, a to oznaczało cholesterol.
Wszyscy ochoczo wzięli się do jedzenia. Dopiero po dobrej chwili Elwira się zorientowała, że tata je wielkiego ziemniaka i jeszcze większy kotlet. Popija zaś to wszystko piwem marki „Żywiec”. Zbladła, wstała od stołu i w milczeniu wyszła, a tata spojrzał na kotlet, potem za odchodzącą Elwirą, znowu na kotlet i… został.
Krzyś i Kleo nie zorientowali się, że na ich oczach rozegrał się właśnie mały dramat. My z Paulina popatrzyłyśmy po sobie i zrobiło nam się trochę dziko. No, ale to w końcu nie nasza broszka. Spędziliśmy miły wieczór z Kleo, pogadaliśmy o bejbiku, który lada dzień powinien się pojawić na świecie. Elwira zniknęła.
– Może sprawdzisz, co się dzieje z Elwirą? – zwróciłam się w końcu do taty.
Tata spojrzał na mnie zmieszany i ociągając się, poszedł do domu. Bardzo szybko wrócił. Nalał sobie piwa i pogrążył się w rozmowie z Krzysiem.
Читать дальше