Manula Kalicka - Tata, One I Ja

Здесь есть возможность читать онлайн «Manula Kalicka - Tata, One I Ja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tata, One I Ja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tata, One I Ja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Osadzona we współczesnych polskich realiach, a jednocześnie baśniowa opowieść o dwóch dziewczynkach wychowywanych przez samego ojca. Ciepła i krzepiąca – dowodzi, że nawet najtrudniejszy problem można rozwiązać, uciekając się do inteligencji i poczucia humoru. Zwariowane, dowcipne dialogi, niesamowite przygody, o których jednak się-wie-że-się-dobrze-skończą, osadzone w pejzażu podwarszawskiej miejscowości. Do tego przewijające się przez dom taty tabuny panienek, z których każda miałaby ochotę zostać na zawsze, ale nic-z-tego, i czuwająca nad dziewczynkami z Warszawy babcia Fredzia – niezrównana: mądra i szalona, złośliwa i serdeczna. Jak ta książka.

Tata, One I Ja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tata, One I Ja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Sama jednak widziałaś, że nawet moje egzaminy nie wpłynęły na zmianę kuchni.

– Ani twoje prośby, babciu! – przypomniała Paula bar dzo rozsądnie.

– Pożyjemy, zobaczymy – powiedziała Fredka i zmieniła temat. – Nie poszlibyście do kina?

Wybuchnęliśmy entuzjazmem. Zaczęliśmy rzucać propozycje, niestety, jak to bywa w życiu rodzinnym, każdy myślał o czymś innym. Babcia i ja miałyśmy ochotę na Kroniki portowe, Paula chciała iść oczywiście na Shreka, a Molas z Arturem mieli ochotę zobaczyć Władcę Pierścieni. W żaden sposób nie mogliśmy dojść do porozumienia i postanowiliśmy losować. Ale tylko między naszą propozycją a Tolkienem, uznaliśmy bowiem, że Shreka już wszyscy widzieli, i to niejeden raz. Szczęśliwie wygrały Kroniki i był to strzał w dziesiątkę; zdecydowanie poprawiliśmy sobie nastrój.

Z kina udaliśmy się do piwnicy „Apetyt Architektów”, aby coś przegryźć i omówić film. Zamówiłyśmy sakiewki ze szpinakiem, bo są tam pyszne. Nawet ich wegetariański charakter nie odstraszył nas zbytnio. Babcia zjadła antrykot, który był – jak stwierdziła – rewelacyjny, a poza tym wyglądał jak dzieło sztuki. Kucharz jest prawdopodobnie niezrealizowanym malarzem, podobnie jak Krzyś niezrealizowanym historykiem sztuki. Pożarliśmy wszystko w mgnieniu oka, zerkając łakomie na talerze roznoszone przez kelnera. Naprawdę ten kucharz to prawdziwy artysta.

Po obiadku Artur zażądał kawy.

Fredka oczywiście zaprotestowała:

– Szkodzi ci na wątrobę, weź, Arturze, herbatę. Po kawie nie będziesz mógł spać.

– Kawa to jedyny stosowny dla mnie napój. Sama o tym wiesz najlepiej. – I zacytował zabawny wierszyk Morsztyna:

Malcieśmy, pomnie, kosztowali kary,

Trunku dla baszów, Murata, Mustafy

I co jest Turków.

Ale tak szkarady

Napój, jak brzydka trucizna i jady,

Co żadnej śliny nie puszcza za zęby,

Niech chrześcijańskiej nie plugawią gęby.

Posłuchałam uważnie i wtrąciłam się:

– Przecież Morsztyn pisze, że to trunek szkaradny.

– No tak. Ale też pisze, że jest dobry dla Turka – bronił Artur swoich wątpliwych racji. No, ale u nas w rodzinie zawsze najważniejsza jest anegdota i puenta. Dla niej warto nawet wypić kawę przed snem.

– Może dla Turka, ale nie dla chrześcijanina – zadałam mu, jak myślałam, ostatni cios.

– Jestem, dzięki Bogu, ateistą – powiedział Turek i jak zwykle mnie przegadał. Zrobił przy tym niezwykle triumfującą minę.

Fredzia skrzywiła się paskudnie.

– To, że zawsze wszystkich przegadasz, wcale nie oznacza, że zawsze masz rację – orzekła.

– Istotnie, nie oznacza. Pamiętajcie o tym, młodzieży.

Paulina się ożywiła i zabrała głos:

– Znam, babciu, jeden kawał o samcu. Mogę opowiedzieć?

– Wal śmiało – zakomenderował Artur, który ścigany wrogim spojrzeniem Fredzi, zamawiał właśnie koniak.

– Dwaj chłopcy przychodzą do babci i jeden z nich pyta: „Babciu, czy ty możesz mieć dzieci?” Babcia odpowiada, że nie, a na to jeden odwraca się do drugiego i woła: „Widzisz! Mówiłem, że nasza babcia jest samcem”.

Wszyscy się śmieliśmy, najbardziej Artur, a najmniej chyba babcia.

– Znasz, Arturku, takie epitafium:

Tu leży Mikołaj Rzeźwy.

Umarł trzeźwy.

Boże!

Ty wszystko możesz.

Ja ci to wyryję na nagrobku, oczywiście jeśli się zdarzy taki cud, że zejdziesz trzeźwy.

– No! jesteś wredna, Fredziu! Jeśli masz zamiar mnie poczęstować takim nagrobkiem, to ja mogę ci się zrewanżować następującą inskrypcją:

Spoczywaj w spokoju

I niech ta wierzba

Mogiłę ocienia,

I niech miłosierny ten mech

Przysłoni twój rok urodzenia.

Postanowiłam zmienić temat. Nie chciałam, by ukochana babcia się pożarła z moim ulubionym dziadkiem. Przypomniałam sobie kawał taty o samiczce księdza i krochmalu. Szybko go opowiedziałam, bo pasował do dowcipu Pauli. Jednak Artur się zamyślił i jakby przygasł. Fredzia zaczęła się dopytywać, co go tak wytrąciło z normalnej wesołości, „na dodatek wspomaganej koniakiem” – nie omieszkała jadowicie dodać. Artur się otrząsnął i powiedział:

– Ta anegdota o krochmalu przypomniała mi historię, która się wydarzyła w posiadłości moich dziadków. Chętnie wam opowiem.

Zamówił jeszcze jeden koniak i zaczął mówić. Słuchaliśmy go w skupieniu.

– Był rok czterdziesty szósty, właśnie skończyła się wojna. Nasza radość skażona była obawą, że lada chwila bolszewicy wyrzucą nas z majątku. To nie był duży majątek, jakieś sto pięćdziesiąt hektarów słabej ziemi. Miałem wtedy dwanaście lat. Obserwowałem uważnie to, co się działo wokół nas. Widziałem robotników, którzy przyjeżdżali i rekwirowali zboże potrzebne do siewu. Widziałem, jak zaczyna się rozpad naszego świata, naszego porządku. Do domu, zawsze czystego i pachnącego, wkradł się nieład, służba zaczynała się stawiać. Nie wykonywano poleceń.

Szło nowe. Ponieważ ziemię mieliśmy kiepską, mój dziadek, który był świetnym agronomem i w ogóle znakomitym gospodarzem, uprawiał na niej między innymi ziemniaki. Zbudował małą krochmalnię, taką wytwórnię, w której przerabiano kartofle na krochmal. Było to śliczne pomieszczenie, wyłożone nawet kafelkami. Mosiężne części maszyn lśniły jak lustro, a wyposażenie było, jak na owe czasy, supernowoczesne. Wkrótce po przejęciu władzy przez komunistów fabryczkę rozgrabiono. Trwało to może tydzień. Najpierw zniknęły pasy transmisyjne, potem wszelkie części z metali szlachetnych. W końcu zdemolowano pomieszczenie, wyrwano i zbito kafelki. Teraz wiecie, dlaczego w latach sześćdziesiątych nie można było kupić krochmalu. Po prostu lud zniszczył wszelkie małe wytwórnie i fabryczki. To były okropne czasy: gdy ludzie niekompetentni i prymitywni dorwali się do władzy. Zupełnie jak teraz.

– Nie strasz, Arturku, dzieci. Jakoś to przetrwałeś.

– Ja tak. Bo byłem dobrze wykształcony i ambitny. Polska miała się gorzej.

– Przecież nie znosisz polityki.

– To prawda. Wracamy do domu?

– Jak się nazywają rządy ludu? – spytała Paulina.

– Demokracja – odparł Artur. – A rządy motłochu – ochlokracja.

Molas odwiózł nas do domu. Artur nie odzywał się przez całą drogę. Nie powinien tyle pić, rozkleił się po tym koniaku. A może to wpływ niedawnych wyborów. Polityka to zjawisko przyrodnicze, przecież zawsze to mówił. Przyjdzie i pójdzie.

Nagle odezwała się babcia:

– Turku, teraz mi się przypomniała taka piosenka, śpiewało się ją zaraz po wojnie. Nie wiem, czy pamiętasz, na melodię Serca w plecaku:

Zapiszczało gówno w trawie i tak myśli: leżę równo.

Aż się raptem dowiedziało, że dziś ważne każde gówno.

Tę piosenkę, tę z przeróbki, śpiewam dla pana Osóbki,

A ten refren od rekruta śpiewam dla pana Bieruta.

– Nie słyszałem. Jest niezła. Historia czasem zatacza koło. No, ale ta piosneczka niezupełnie się zgadza z aktualnie obowiązującą polityką poprawności.

– Czy ja mógłbym mieć zapytanie? – przerwał Turkowi Mol.

– Pytanie. Możesz, choć niekiedy się to źle kończy. Wal śmiało, Mollasso.

– Kto to był Bierut i ten drugi?

– Osóbka był powojennym premierem, a Bierut prezydentem Polski.

Znowu odezwał się Molas, co się zdarzało rzadko, bo, chyba przez to jąkanie, był bardzo małomówny:

– Boże, daj mi cierpliwość, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siły, abym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tata, One I Ja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tata, One I Ja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tata, One I Ja»

Обсуждение, отзывы о книге «Tata, One I Ja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x