Przejechanie całej drogi zajęło nam czterdzieści minut. Był to niezły czas. Wynajęliśmy rower wodny. Paulina wypłynęła z Molem na jezioro, a ja pilnowałam rowerów i czytałam Morderstwo na plebanii Agathy Christie.
To moje ostatnie odkrycie. Fredzia podsunęła mi ABC i teraz czytam wszystkie powieści Agathy po kolei. Mam też nagrane na wideo filmy z Davidem Suchetem w roli Poirota. Dla mnie są one kultowe.
Było mi bardzo dobrze. Świeciło łagodne popołudniowe słońce, a ja siedziałam na ławeczce i patrzyłam na staw pełen kajaków i rowerów wodnych, popijając malutki browarek. Chciałam zawołać: „Chwilo, trwaj!” To było to. To lubię.
Kiedy wróciliśmy do domu, E. i E. siedziały na trawniku w pozycji kwiat lotosu i wyły. Inaczej nie da się tego określić. Później Ewa wytłumaczyła mi, że oczyszczały organizm za pomocą dźwięków.
Zadzwoniłam do Fryderyki i opowiedziałam jej o wyczynach cioci. Poradziła, abym absolutnie nie zaprzątała sobie tym głowy.
– Ewie przejdzie. Za miesiąc będzie ćwiczyła tai chi albo uprawiała ziemię w kibucu pod Jerozolimą. Pamiętasz, jak była członkinią Hare Kriszna?
Pamiętałam.
Rano znowu obudziły mnie mantry, ale przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam. Była niedziela i chciałam się wyspać.
Ciocia i Elwira poświęcały się doskonaleniu duchowemu, a my zajmowałyśmy się swoimi sprawami. Ja uczyłam się do klasówki z matmy i pomagałam Molasowi spłodzić wypracowanie o ucisku klasy robotniczej i chłopskiej w przedwojennej Polsce. W tej szkole specjalnej to specjalni są, zdaje się, nauczyciele. Zahibernowała się ta miła gromadka w epoce realnego socjalizmu i ani rusz do przodu. Studia zaczynali, gdy Uniwersytet Warszawski nosił imię Józia Stalina, kończyli, gdy przy władzy był taki miły facio, Władzio Gomułka, i pozostali wierni jego ideom po wsze czasy. Nowego nie ma, przynajmniej sądząc po ciekawostkach, które Molas czasami ze szkoły przynosił. Nauczyciele kochają karmić uczniów swoimi poglądami na świat i rzeczy. Ta Melasa nie była wcale głupia, myślała prawidłowo. Może trochę długo, ale nie głupio. Natomiast ewidentnie miał dysleksję. Kazałam mu poprosić ojca o załatwienie wizyty w stosownej przychodni. Molas zgodził się, tym razem chętnie, bo dzięki terapii jąkał się już znacznie mniej i najwyraźniej uwierzył w skuteczność tego typu działań. Twierdził też, że ostatnio ojciec zwraca na niego więcej uwagi i próbuje nawiązać z nim rozmowę.
Paulina przygotowywała pracę na plastykę. Temat był prosty: „Niedziela”. Wymalowała ciocię i Elwirę stojące na głowie. Boję się, że jak opowie, co one tu wyprawiają, to mogą nam dać kuratora. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy trochę dziwne, ale ta ciocia na głowie… Szkoła może tego nie strawić.
Następny tydzień szybko minął. Zbliżał się koniec roku i klasówka goniła klasówkę. Uczyłam się dużo, jeździłam na korepetycje do Jarka i nie miałam czasu nadmiernie się włączać w życie domowe.
Paulina natomiast opanowała wiele nowych asan i wyglądała naprawdę uroczo, gdy ćwiczyła w towarzystwie Ewy i Elwiry. Ja niekiedy też się przyłączałam. To fajna gimnastyka i ma niewątpliwie swój urok. Szczególnie jeśli się ją uprawia w takim ślicznym lasku brzozowym jak nasz. Nie dałam się jednak namówić na żadne tofu. Flaki, bigos, kurczak – panienki miały to wszystko zrobione z tofu i co dzień jadły to samo, tyle że pod inną nazwą. Już sam kolor mnie odstręczał. Kiedyś odważyłam się tego spróbować i stwierdziłam, że jest jadalne. Tylko gdzie poezja smaku, aromat?
Nie wydaje mi się, by warto było jeść coś tylko dlatego, że jest zdrowe. Jak mówią w reklamach: „Żądaj więcej!”
Dostałyśmy od mamy pocztówki. Dwie widokówki. Pierwszą z Wenecji. Cudownie, czarownie, całuję, mama.
– Całuj psa w nos – powiedziałam, gdy przeczytałam, ale Paulinka bardzo się ucieszyła.
Druga była z Florencji. Cudownie, czarownie, kocham, mama.
„Kocham”. Chyba inaczej.
Za dwa tygodnie miałam testy kwalifikacyjne do liceum. Pierwszy raz w życiu spanikowana, zakuwałam się jak głupia. Nie mogłam spać, uczyłam się po nocach. Czytałam opowiadania z pozytywizmu, różne Antki i Nasze szkapy. Przez całą noc: ślęczałam nad tego typu lekturami. W swoim czasie udało mi się szczęśliwie ich uniknąć, ale teraz postanowiłam nie ryzykować. Polski to moja mocna strona i miałam nadzieję, że dobra ocena z polaka może zrównoważyć ewentualną wpadkę z matmy.
Siedziałam w piwnicznej izbie, gdzie Jaś nie doczekał, ja zaś doczekałam, przy lekturze, świtu.
Usłyszałam przez okno Elwirę wyśpiewującą mantry i był to znak że słońce wschodzi. Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam do klozetu.
Nie lubiłam zasypiać o tej porze, bo ptaki się darły jak głupie. Lepiej kłaść się trochę wcześniej. Trudno, za długo się uczyłam. Zgubiła mnie żądza wiedzy. Przechodząc przez pokój, zerknęłam na tańczącą Elwirę. Ciocia już parę dni temu zaczęła się migać od porannych ćwiczeń. Twierdziła, że się strasznie podziębiła, pląsając po rosie. Może.
Elwira w białej sukni wykonywała kolejne ćwiczenia. Pełna gracji, eteryczna i złotowłosa, wyglądała jak elf.
Słońce wynurzało się powoli, rzucając na nią krwawy odblask. Naprawdę był to wspaniały widok. Postanowiłam powiedzieć jej przy śniadaniu, jak świetnie wyglądała.
Już miałam, pójść do łóżka, gdy zauważyłam sylwetkę mężczyzny opartego o rosnącą przy furtce jabłoń.
Tata. Tata wrócił! Ucieszyłam się, a potem przylgnęłam nosem do szyby. Dlaczego się nie rusza, tylko patrzy jak urzeczony na tańczącą Elwirę Sałapatko? Jeszcze raz spojrzałam na całą tę scenę i odpowiedź nasunęła się sama.
Tatuś znowu wpadł.
Godzinę później miałam już pewność. Tata nie spuszczał z Elwiry wzroku, a ona też patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Zatopieni w sobie, zapatrzeni, nie zwracali na nic ani na nikogo uwagi. Ojciec zdawkowo się z nami przywitał i rozmawiał tylko z dziewczynami. Pokazywały mu zmiany, jakich dokonały w domu, a tatuś patrzył na wszystko z zachwytem i aprobatą.
Na śniadanie zjadł tofu w mleku sojowym i stwierdził, że dobre. Jestem pewna, że nie wiedział w ogóle, co je. Był stracony. Ewa i Elwira opowiadały o feng shui, a tatuś łykał wszystkie te głupotki jak świeże ostrygi.
Zupełnie jakby otworzyły się przed nim nowe światy.
W końcu Ewa, która bądź co bądź trochę tatkę zna, poczuła, że coś nie gra. Chwilę poobserwowała rumieniącą się raz po raz Elwirę” tatę chwalącego herbatę ziołową i zgadzającego się przestawić kanapę w salonie, by uwolnić złą energię – i wyraz zrozumienia odmalował się na jej twarzy. Popatrzyła na mnie, zrobiłam grymas i uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Zadzwoniłam do Fredzi i podzieliłam się nowiną.
– Może ta Elwira nie będzie zła – wyraziła nadzieję.
– Też tak myślę. Jest nawiedzona, to prawda, ale taka wrażliwa i delikatna. Tatuś nie może od niej oczu oderwać. Przyjedź i zobacz.
Przyjechała w następną niedzielę i była pod wrażeniem.
– No! Trafiło go porządnie – skomentowała, ujrzawszy tatę na trawniku w pozycji łuku. – Nie złamie się?
– Mam nadzieję, że nie.
Uspokajałam babcię, ale sama nie byłam spokojna. Opowiedziałam jej, co się działo u nas domu.
Uczyłam się, następnego ranka miałam test do liceum, a nasze życie w ciągu zaledwie paru dni uległo totalnej przemianie.
Ewa wyjechała, lecz Elwira została.
Tatuś ją poprosił, by zmieniła wystrój naszego domu zgodnie z zasadami feng shui.
Читать дальше