Cormac McCarthy - Dziecię Boże

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Dziecię Boże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziecię Boże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziecię Boże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prowadziła go zła gwiazda… Stał na rozstaju dróg, poza społeczeństwem, ponad prawem, ponad moralnością. Niekochany, niechciany. Mordował, przekroczył próg zła, odkrył w sobie bestię. Lester Ballard w peruce z wyschłego skalpu ludzkiego, ubrany w bieliznę należącą do swych ofiar. Lester Ballard, „dziecię boże, stworzone na wzór i podobieństwo twoje”. Powieść dla osób o mocnych nerwach. Tylko dla dorosłych.

Dziecię Boże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziecię Boże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dzik nie chciał przeprawiać się przez rzekę. W końcu do niej wszedł, ale za późno. Wynurzył się spomiędzy wiklin na bliższym brzegu i ruszył przez równinę. Za nim rzuciły się histerycznie psy, wzniecając wokół siebie tumany śniegu. W zetknięciu z wodą dymiły jak gorące kamienie, a kiedy wypadły z krzaków na równinę, otaczały je obłoki bladej pary.

Dzik skręcił dopiero, kiedy dopadł go pierwszy pies. Odwrócił się, natarł na psa i pobiegł dalej. Kiedy sfora zaatakowała z tyłu, obrócił się, szurnął kłami ostrymi jak szable, cofnął się, przysiadł na zadzie, ale nie znalazł żadnej ochrony. Kręcił się tak wplątany w kołowrót psów szczerzących zęby, aż dopadł jednego, zdeptał, przyszpilił i wypatroszył. Po czym znów zaczął się kręcić w kółko, podejmując beznadziejne próby osłonięcia boków.

Ballard patrzył, jak się ten balet kiwa, kotłuje, wybełtuje błoto spod śniegu, i jak w tym hologramie walki, wytrysku z rozdartego płuca, zbiera się piękna krew, krew z mrocznego serca, jak kręci wiatraki i piruety, aż zadzwoniły strzały i wszystko ustało. Jeden młody pies targał dzika za uszy, drugi leżał martwy, z jaskrawymi sznurami trzewi wywleczonymi na śnieg, a kolejny krążył dookoła i skowytał. Ballard wyjął ręce z kieszeni, podniósł strzelbę, którą przed chwilą oparł o drzewo. Nad rzeką maszerowały w jego stronę dwie uzbrojone, wyprostowane postaci i wyciągały nogi, żeby zdążyć przed zapadnięciem zmroku.

Wkuźni panował mrok, nie licząc nikłego światła w głębi, bo tam żarzył się ogień paleniska i odcinała się sylwetka kowala pochylonego nad pracą. W drzwiach stanął Ballard ze znalezionym zardzewiałym obuchem siekiery.

Dzień dobry – przywitał go kowal.

Dzień dobry.

Co cię do mnie sprowadza?

Trza mi naostrzyć siekierę.

Podszedł po klepisku do kowala, który stał nad kowadłem. Na ścianach wisiały najrozmaitsze narzędzia. Warsztat był zawalony częściami maszyn rolniczych i samochodów.

Kowal wyciągnął szyję, spojrzał na obuch.

To ta? – spytał.

Ta.

Kowal obrócił obuch w ręce.

Nie wystarczy naostrzyć obuch – powiedział.

Nie wystarczy?

Z czego chcesz zrobić stylisko?

Muszę coś skombinować.

Podniósł obuch do góry.

Nie można ostrzyć siekiery w nieskończoność – powiedział. – Widzisz, jak się stępiła?

Ballard spojrzał.

Jakbyś trochę zaczekał, pokazałbym ci, jak wyfasować siekierę dwa razy lepszą od każdego nowiutkiego badziewia ze sklepu z artykułami żelaznymi.

Co to będzie kosztowało?

Razem z nowym styliskiem?

Aha, ze styliskiem.

Wszystkiego dwa dolary.

Dwa dolary.

Zgadza się. Samo stylisko kosztuje dolara i ćwierć.

Liczyłem, że ją tylko naostrzę za ćwierć dolara.

Taka robota to na nic – orzekł kowal.

Za cztery dolary kupię nową.

Ja wolę tą od dwóch nowych.

Twoje prawo.

Powiedz mi coś.

No co?

Kowal wsadził siekierę do ognia, obrócił ją raz i drugi. Spod ostrza buchnęły żółte płomienie. Obaj patrzyli.

Ogień musi być wysoki – perorował kowal. – Dziesięć centymetrów nad żelazną dyszą. Trzeba rozpalić czysty ogień z dobrego węgla, który nie leżał na słońcu.

Przewrócił szczypcami obuch.

Najpierw trzeba dobrze rozgrzać do żółtości i jechać dalej. Ten się jeszcze dobrze nie rozgrzał.

Podnosił głos, wypowiadając swoje uwagi, chociaż kucie go nie zagłuszało. Jeszcze raz kłapnął miechem, na ich oczach wytrysnął ogień.

Nie za szybko – dodał. – Rozgrzewa się pomału. Trzeba patrzeć na kolory. Jak zbieleje, to przepadło. No i widzisz psiajuchę.

Wyciągnął obuch z ognia, rozedrgany od gorąca, rozżarzony przeźroczystą żółcią, i położył na kowadle.

Teraz trzeba oklepać boki – powiedział, unosząc młot. – I dopiero zabrać się do ostrza.

Spuścił młot i miękka stal ustąpiła pod ciosem, który wydał dziwny tępy dźwięk. Wyklepał tak ostrze z obu stron i ponownie włożył do ognia.

Trzeba obuch jeszcze raz ogrzać, ale teraz już nie w tak wysokim ogniu. Wystarczy rozgrzać do czerwoności.

Odłożył szczypce na kowadło, wytarł mocno dłonie o fartuch, nie odrywając oczu od ognia.

Pilnuj bacznie – polecił. – Nie wolno zostawić stali w ogniu dłużej niż na czas rozgrzania. Czasem ludzie, zajęci czym innym, zostawiają ogrzewane narzędzie na zatratę, a to trzeba wyciągnąć z ognia, jak tylko się zarumieni. Ma się rozpalić do czerwoności. Do czerwoności. I proszę bardzo.

Trzymając obuch szczypcami, położył go znów na kowadle. Na ciemnopomarańczowym ostrzu rozpryskiwały się świetliste igiełki żaru.

Zobacz, teraz trzeba jeszcze raz sklepać po drugim podgrzaniu.

Młot uderzał z nie całkiem metalicznym dźwiękiem.

Ze dwa centymetry od brzegu. Patrz, jak błyska. Jeśli trzeba, możesz go nawet rozpłaszczyć jak łopatę, ale nigdy nie tłucz młotem w krawędzie, bo pozbawisz siekierę siły, którą jej wklepałeś.

Kuł młotem równo, bez wysiłku, ostrze stygło, aż pociemniało do ledwo pulsującego koloru krwi. Ballard rozejrzał się po kuźni. Kowal położył ostrze na kowadle i dwuręcznym młotem ściął błyszczące brzegi.

Tak się ścina po szerokości – powiedział. – A teraz jeszcze raz do ognia, żeby się zahartowała.

Włożył ostrze do ognia i przekręcił.

Tym razem wkładamy w mniejszy ogień – powiedział. – Tylko na chwilę. Byle się zaświeciła. I gotowe. Jeszcze trzeba dobrze ją oklepać z obu stron.

Stukał krótkimi uderzeniami. Odwrócił obuch i oklepał z drugiej strony.

Widzisz, jak czernieje? – spytał. – Będzie czarna i świecąca jak dupa Murzyna. Przez to stal się zagęszcza i nabiera siły. Teraz już się nadaje do hartowania.

Czekali, aż siekiera się nagrzeje. Kowal wyjął rozpłaszczony niedopałek z kieszeni fartucha i zapalił od węgla z miecha.

Chcemy ogrzać to, cośmy sobie przygotowali – powiedział. – Im mniejszy ogień damy, tym będzie lepsza. Wystarczy ciemna czerwień, jak czereśni. Niektórzy zanurzają ją potem w oleju, ale wodą hartuje się przy niższej temperaturze. Szczypta soli dla zmiękczenia wody. Od miękkiej wody twarda stal. I teraz, proszę bardzo, można wyciągać, tylko trzeba uważać, jak się ją wyciąga i zanurza, to zanurzać na sztorc. Prosto w dół, o tak. – Opuścił rozedrgane ostrze do wiadra do hartowania, z którego buchnął kłąb pary. Metal zasyczał i umilkł. Kowal opuszczał go i wyciągał. – Jak wolno schłodzisz, to potem nie pęknie. Teraz trzeba wypolerować i odpuścić.

Wypucował ostrze papierem ściernym na kiju. Trzymając obuch szczypcami, zaczął przesuwać go powoli nad ogniem.

Trzeba ciągle ruszać i pilnować, żeby nie dotykała ognia. Wtedy równo złapie kolor. Już się robi żółta. Niektórym narzędziom to pasuje, ale my chcemy przysposobić jej twardość na niebiesko. Na razie brązowieje. Ale przyglądaj się uważnie. Widzisz?

Wyjął siekierę z ognia i położył na kowadle.

Trzeba pilnować, żeby najpierw nie stwardniała w rogach. Zawsze trzeba uważać na ogień.

I to wszystko? – zdziwił się Ballard.

To wszystko. Jeszcze ci tylko wyrychtuję stylisko, naostrzę, i możesz się zabierać.

Ballard pokiwał głową.

Jak ze wszystkim – dodał kowal. – Wystarczy, że spartolisz najmniejsze głupstwo, a możesz spartolić wszystko. – Przeglądał styliska stojące w beczce. – Jak tak się napatrzyłeś, to teraz sam byś zrobił?

Co miałbym zrobić? – zapytał Ballard.

Zszedł po zboczu, brnąc w śniegu po uda, musiał przebijać się przez zawieję, trzymając strzelbę jedną ręką nad głową. Zaplątał się w pnącza, odwrócił, zatrzymał. Na gładką pelerynę śniegu spadł grad zeschłych liści i gałązek. Wyjął te śmieci zza kołnierza koszuli i spojrzał w dół, żeby wypatrzyć na zboczu kolejne miejsce do postoju.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziecię Boże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziecię Boże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Road
Cormac McCarthy
Cormac Mccarthy - No Country For Old Men
Cormac Mccarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Dziecię Boże»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziecię Boże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x