Cormac McCarthy - Dziecię Boże

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Dziecię Boże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziecię Boże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziecię Boże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prowadziła go zła gwiazda… Stał na rozstaju dróg, poza społeczeństwem, ponad prawem, ponad moralnością. Niekochany, niechciany. Mordował, przekroczył próg zła, odkrył w sobie bestię. Lester Ballard w peruce z wyschłego skalpu ludzkiego, ubrany w bieliznę należącą do swych ofiar. Lester Ballard, „dziecię boże, stworzone na wzór i podobieństwo twoje”. Powieść dla osób o mocnych nerwach. Tylko dla dorosłych.

Dziecię Boże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziecię Boże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przyszedł przez las z tyłu domu, przez dzikie trawy i wyschłe chwasty za stodołą, przeniósł dziewczynę przez wąskie drzwi, wszedł do środka, złożył ją na materacu i przykrył. Po czym znów wyszedł na dwór z siekierą.

Wrócił z naręczem chrustu, rozpalił ogień na kominku i usiadł przed nim. Kiedy już odpoczął, odwrócił się do dziewczyny. Rozebrał ją do naga i obejrzał dokładnie, lustrując całą od stóp do głów, jak gdyby chciał poznać jej budowę. Wyszedł i obejrzał ją sobie przez okno, leżącą nago przed kominkiem. Po powrocie rozpiął spodnie, zdjął i położył się obok niej. Przykrył siebie i ją kocem.

Po południu wrócił po strzelbę i wiewiórki. Schował wiewiórki za pazuchę, sprawdził zamek strzelby, żeby zobaczyć, czy jest naładowana, i ruszył w górę zbocza.

Kiedy wyszedł z na wskroś zimowego lasu, samochód nadal tam stał. Silnik już nie chodził. Ballard przysiadł na piętach i patrzył. Wokół panowała cisza. Z dołu dobiegał cichy głos radia. Po chwili wstał, splunął, rozejrzał się ostatni raz i zszedł z góry.

Rano, kiedy czarne młode drzewka sterczały z górskiego zbocza jak noże, na jego teren wkroczyli dwaj chłopcy i weszli do domu, w którym Ballard leżał skulony pod kocem na podłodze przed wygasłym kominkiem. Martwa dziewczyna leżała w drugim pokoju, żeby się nie zepsuła od gorąca.

Stanęli w drzwiach. Osaczony Ballard postawił oczy w słup i jak nie ryknie, aż wzięli nogi za pas, omal nie pospadali ze schodów, na podwórze.

Czego tu, psiakrew, szukacie?! – wrzeszczał.

Stali na podwórku. Jeden trzymał w ręce strzelbę, drugi – łuk własnej roboty.

To jest kuzyn Charlesa – przedstawił kolegę chłopak ze strzelbą. – Nie możesz go stąd wyganiać. Powiedzieli nam, że możemy tu zapolować.

Ballard spojrzał na kuzyna.

No to polujcie – rzucił.

Chodź, Aaron – odezwał się chłopak ze strzelbą.

Aaron spojrzał na Ballarda ze złością i obaj przemierzyli podwórko.

Tylko trzymajcie się z dala ode mnie! – zawołał za nimi Ballard z ganku. Dygotał z zimna. – Wara od mojego domu!

Kiedy zniknęli w suchych badylach, jeden jeszcze coś krzyknął, ale Ballard już nie usłyszał co. Stanął w drzwiach, w których przed chwilą stali chłopcy, i spojrzał na pokój, żeby się przekonać, czy uda się stwierdzić, co oni mogli zobaczyć. Ciężko byłoby im cokolwiek dojrzeć. Leżała pod szmatami. Wszedł, rozpalił znów ogień, ukucnął przed paleniskiem i zaczął kląć.

Ze stodoły przyciągnął nieociosaną drabinę własnej roboty i zaniósł do pokoju, w którym leżała dziewczyna. Jeden koniec wstawił do małego kwadratowego otworu w suficie, wszedł po niej na górę i wyjrzał na strych. Dach z cedrowych gontów odcinał się szaloną układanką na tle zimowego nieba, a w szachownicy ciemności rozpoznał kilka starych kartonów pełnych zakurzonych słoików z konserwami. Wszedł na górę, zrobił trochę miejsca na obluzowanych deskach podłogi, odkurzył szmatami i zszedł.

Była dla niego za ciężka. Stanął w połowie drabiny, jedną ręką trzymał się najwyższego szczebla, drugą obejmował w pasie martwą dziewczynę, która wisiała mu pod pachą w podartej, byle jak zszytej koszuli nocnej. Zniósł ją na dół. Spróbował wciągnąć ją za szyję. Nie wszedł wiele wyżej. Usiadł z nią na podłodze w zimnej izbie, z ust buchały mu obłoczki bieli. Jeszcze raz wybrał się do stodoły.

Przyniósł do domu kilka kawałków sznura do pługa, usiadł przed kominkiem i powiązał wszystkie ze sobą. Następnie obwiązał bladego trupa sznurem w pasie i trzymając za drugi koniec, wszedł na drabinę. Dziewczyna powstała z ramionami zwisającymi bezwładnie i szorując po podłodze włosami, wjeżdżała z wolna po drabinie, obijając się o szczeble. W pół drogi na górę utknęła i zadyndała. Po chwili znów zaczęła podjeżdżać do góry.

Zwiewiórek ugotował gulasz z rzepą, a resztę postawił przed kominkiem, żeby nie wystygła. Po jedzeniu schował strzelbę na strychu, po czym zdjął drabinę i zaniósł za dom. Wyszedł na drogę i ruszył do miasta.

Minęło go kilka samochodów. Ballard maszerował w szarej przydrożnej trawie, wśród puszek po piwie i śmieci, i nie podnosił wzroku. Ochłodziło się, gdy więc po trzech godzinach doszedł do Sevierville, był prawie siny.

Ballard na zakupach. Przed wystawą sklepu z galanterią, gdzie stał prymitywny drewniany manekin bez głowy, umocowany na drągu, w rozchełstanej czerwonej sukience.

Kilka razy minął dział pasmanterii i galanterii, trzymając rękę na pieniądzach w kieszeni. Podeszła do niego ekspedientka, która obejmowała się założonymi rękami.

Czym mogę służyć? – zapytała.

Jeszczem się nie rozejrzał – odparł Ballard.

Przedefilował kolejny raz wśród półek z bielizną, z rozbieganymi oczami, jak gdyby bał się zwiewnej konfekcji w pastelowych kolorach. Kiedy znów mijał ekspedientkę, włożył ręce do tylnych kieszeni i niedbale odwrócił głowę w stronę witryny.

Ile kosztuje ta czerwona sukienka z wystawy? – spytał.

Spojrzała na witrynę, zakryła ręką usta, jakby to miało pomóc w przypomnieniu.

Pięć dziewięćdziesiąt osiem – odparła i pokiwała głową. – Dobrze mówię. Pięć dziewięćdziesiąt osiem.

To ją biere – powiedział.

Ekspedientka wyprostowała się. Mniej więcej dorównywała Ballardowi wzrostem.

Jaki pan potrzebuje rozmiar? – spytała.

Spojrzał na nią.

Jaki rozmiar? – powtórzył.

Zna pan rozmiar pani?

Podrapał się w szczękę. Nigdy nie widział tamtej dziewczyny na stojąco. Znów spojrzał na ekspedientkę.

Nie wiem, jaki nosi rozmiar – przyznał.

Jest wysoka?

Chyba trochę niższa od pani.

A wie pan, ile waży?

Będzie pięćdziesiąt kilo albo i lepiej.

Ekspedientka dziwnie na niego spojrzała.

No to musi być bardzo drobna – powiedziała.

Za duża to ona nie jest.

Tu wiszą takie sukienki – powiedziała ekspedientka i ruszyła przodem.

Doszli po skrzypiącej, wypastowanej drewnianej podłodze do wieszaka zrobionego z zespawanej rury kanalizacyjnej. Ekspedientka odsunęła wieszaki na bok, wyjęła czerwoną sukienkę, podniosła.

To jest siódemka – powiedziała. – Powinna być dobra, chyba że ta pani jest naprawdę drobniutka.

Biere – powiedział Ballard.

Gdyby nie pasowała, można wymienić.

Biere.

Przewiesiła sobie sukienkę na ręce.

Coś jeszcze? – spytała.

Tak – powiedział Ballard. – Jeszcze zda mi się to i owo.

Ekspedientka czekała.

No coś do tej sukienki.

Ale konkretnie co? – spytała.

Musi mieć majtki – wypalił Ballard.

Ekspedientka odkaszlnęła w pięść, odwróciła się, przeszła znów między wieszakami, Ballard, cały w pąsach, za nią.

Stanęli przy ladzie, na którą przez cały czas popatrywał kątem oka. Ekspedientka postukała w szklaną gablotę, ale patrzyła w bok. Ballard stał z rękami w tylnych kieszeniach, łokcie sterczały mu do tyłu.

To wszystko, co mamy – powiedziała. Wyjęła ołówek zza ucha i przejechała po gablocie w ladzie.

Macie czarne?

Przejrzała stosy, wyciągnęła czarne majtki z różowymi wstążeczkami.

Biere – powiedział Ballard. – I jeszcze da mi pani tamto.

Spojrzała za jego palcem.

Haleczkę? – zapytała.

Aha.

Przeszła w drugi koniec lady.

Tu jest taka ładna czerwona – doradziła. – Ładnie będzie pasowała do sukienki.

Czerwona? – spytał Ballard.

Podniosła halkę do góry.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziecię Boże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziecię Boże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Road
Cormac McCarthy
Cormac Mccarthy - No Country For Old Men
Cormac Mccarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Dziecię Boże»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziecię Boże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x