Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie doznawał przy tym strachu; wzdrygał się tylko jak małe dziecko opuszczone na olbrzymim stepie, z którego każda droga ucieczki była stokrotnie za długa. Wsunął ręce do kieszeni i rozejrzał się. Wokół widział od dawna znany obraz: ruiny, nie uprawione pola, rosyjski zachód słońca; a po przeciwnej stronie – rozpoczynające się płowe łyskanie frontu. Był to, jak zawsze, ten sam obraz, a wraz z nim ów beznadziejny chłód, który przeszywał serce.

W kieszeni namacał listy Elżbiety. Promieniowały z nich ciepło, tkliwość i słodkie wzruszenie miłości. Nie były one jednak lampą łagodnie rozświetlającą uporządkowany dom, lecz błędnymi ognikami nad bagnem, a im dalej usiłował za nimi gonić, tym bardziej grząskie wydawało się bagno. Chciał ustawić lampę, aby odnaleźć drogę powrotu; ale ustawił ją, zanim zbudował dom. Ustawił ją w ruinie; nie zdobiła jej, tylko czyniła jeszcze bardziej beznadziejną. W ojczyźnie o tym nie wiedział. Poszedł za światłem, nie pytał o nic i chciał wierzyć, że wystarczy za nim iść. Okazało się, że to nie wystarczy.

Póki mógł, bronił się przed przyznaniem do tego. Niełatwo było pogodzić się z myślą, że to, co miało go trzymać i nieść, jeszcze bardziej go izoluje. Nie sięgało dostatecznie głęboko. Wzruszało serce, ale go nie trzymało. To małe, prywatne szczęście nie mogło się utrzymać, tonęło w bezdennym bagnie powszechnego nieszczęścia i rozpaczy. Wyjął listy Elżbiety i czytał je, a czerwony odblask zachodzącego słońca oblewał kartki. Znał je na pamięć, odczytywał ponownie i znów czyniły go jeszcze bardziej samotnym, niż był przedtem. Tamto trwało za krótko, a to tutaj za długo. Życie żołnierza liczy się według czasu jego pobytu na froncie, a nie według urlopów.

Schował listy z powrotem. Dołączył je do listów rodziców, które odebrał w kancelarii. Nie było sensu nad tym rozmyślać. Fresenburg słusznie powiedział: wystarczy iść krok za krokiem. Nie należy rozwiązywać zagadki bytu, kiedy się jest w niebezpieczeństwie. “Elżbieta. Dlaczego myślę o niej jak o czymś utraconym? Mam przecież tutaj jej listy! Ona żyje!”

Zbliżał się do wsi. Rozciągała się posępna i spustoszona. Wszystkie te wioski wyglądały podobnie, jakby już nigdy nie miały być odbudowane. Aleja brzozowa prowadziła do ruin białego domu. Dawniej był tu ogród, gdzieniegdzie kwitły jeszcze kwiaty, a nad zaśmieconym stawem stał posążek grającego na flecie fauna; nikt jednak nie przychodził na jego uroczystą biesiadę. Tylko kilku rekrutów przetrząsało sad w poszukiwaniu niedojrzałych czereśni.

XXVII

Partyzanci! – Steinbrenner oblizał wargi i popatrzył na Rosjan. Stali na wiejskim placu. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Jedna z nich była młoda. Miała okrągłą twarz i wystające kości policzkowe. Wszystkich czworo dostarczono rankiem.

– Nie wyglądają na partyzantów – powiedział Graeber.

– A jednak są. Po czym możesz poznać, że tak nie jest?

– Nie wyglądają na to. Wyglądają jak biedni chłopi!

Steinbrenner zaśmiał się.

– Gdyby sądzić z wyglądu, w ogóle nie byłoby przestępców.

“To prawda – pomyślał Graeber. – Ty sam jesteś tego najlepszym przykładem." Spostrzegł zbliżającego się Rahego.

– Co mamy z nimi zrobić? – spytał dowódca kompanii.

– Schwytano ich tutaj – odparł feldfebel. – Musimy ich zamknąć, aż nadejdą dalsze rozkazy.

– Na Boga, mamy dosyć kłopotów na głowie. Dlaczego nie odsyłamy ich do pułku?

Rahe nie oczekiwał odpowiedzi. Pułk nie miał już stałego miejsca postoju. W najlepszym wypadku sztab przysłałby kogoś, aby przesłuchał Rosjan, a następnie wydałby zarządzenie, co z nimi dalej począć.

– Za wsią znajdują się zabudowania dawnego dworu – zameldował Steinbrenner. – Jest tam szopa, która ma okratowane okna i żelazne drzwi z zamkiem.

Rahe obrzucił go badawczym spojrzeniem. Wiedział, o czym myśli Steinbrenner. Pod jego eskortą Rosjanie podjęliby zwykłą próbę ucieczki, a to oznaczałoby ich koniec. Za wsią łatwo to było upozorować.

Rahe rozejrzał się.

– Graeber – powiedział – zajmijcie się tymi ludźmi. Steinbrenner zaprowadzi was do tej szopy. Sprawdźcie, czy jest pewna. Zostawcie tam straż i zameldujcie mi potem. Weźcie ludzi ze swego oddziału. Ponosicie całą odpowiedzialność. Tylko wy – dodał.

Jeden z jeńców kulał. Starsza kobieta miała żylaki. Młodsza szła boso. Za wsią Steinbrenner pchnął młodszego z więźniów.

– Hej ty! Biegnij!

Mężczyzna odwrócił się. Steinbrenner parsknął śmiechem i machnął ręką.

– Biegnij! Biegnij! Jazda! Wolny!

Starszy mężczyzna powiedział coś po rosyjsku. Tamten nie pobiegł. Steinbrenner nadepnął mu na pięty.

– Biegnij, ścierwo!

– Zostaw – powiedział Graeber. – Słyszałeś, co Rahe rozkazał.

– Możemy ich tu puścić – szepnął Steinbrenner. – Mam na myśli mężczyzn. Dziesięć kroków, a potem strzelamy. Kobiety zamkniemy. Młodszą weźmiemy sobie na noc.

– Daj im spokój. I zmykaj. Ja tu dowodzę.

Steinbrenner obserwował łydki młodej kobiety. Ubrana była w krótką spódnicę, a nogi miała opalone i muskularne.

– Tak czy owak, będą rozstrzelani – oświadczył. – Albo my to zrobimy, albo SD. Z tą młodą możemy się jeszcze zabawić. Tobie łatwo mówić. Dopiero wróciłeś z urlopu.

– Zamknij pysk i pomyśl o swojej narzeczonej! Córce obersturmbannfuhrera SS! – powiedział Graeber. – Rahe kazał ci zaprowadzić nas do szopy, to wszystko.

Szli aleją w stronę białego domu.

– To tutaj – oświadczył Steinbrenner ponuro i wskazał na dobrze zachowaną, niewielką murowaną przybudówkę. Drzwi z żelaznych prętów można było zamknąć z zewnątrz na kłódkę.

Graeber obejrzał przybudówkę. Prawdopodobnie służyła kiedyś za stajnię lub szopę. Podłoga była cementowa. Bez narzędzi więźniowie nie mogli się stąd wydostać; a już przedtem zrewidowano ich, czy nie mają nic przy sobie.

Otworzył drzwi i kazał im wejść. Dwaj rekruci, którzy przyszli wraz z nimi jako straż, stali z gotowymi do strzału karabinami. Więźniowie weszli do szopy jeden za drugim. Graeber zamknął i sprawdził kłódkę. Trzymała.

– Jak małpy w klatce – wyszczerzył zęby Steinbrenner. – Banana! Banana! Chcecie banana, małpy?

Graeber zwrócił się do rekrutów.

– Zostaniecie tu na straży. Jesteście odpowiedzialni za więźniów. Później was zluzują. Czy któryś z was mówi po niemiecku? – spytał Rosjan.

Nie odpowiedzieli.

– Później postaramy się dla was o trochę słomy. Chodź – powiedział Graeber do Steinbrennera.

– Postaraj się dla nich jeszcze o pierzyny.

– Chodź! A wy uważajcie tu!

Zameldował się u Rahego i oświadczył, że więzienie jest pewne.

– Weźcie kilku żołnierzy i obejmijcie straż – powiedział Rahe. – Za kilka dni, gdy sytuacja trochę się uspokoi, mam nadzieję, że pozbędziemy się tych ludzi.

– Tak jest.

– Potrzeba wam więcej niż dwóch żołnierzy?

– Nie. Szopa jest pewna. Mógłbym ich sam pilnować, gdybym został tam na nocleg. Nikt się nie wydostanie.

– Dobrze. Tak też zrobimy. Rekrutów potrzebujemy tutaj, aby ich jeszcze naprędce trochę przeszkolić w technice bojowej. Komunikaty… – Rahe urwał. Źle wyglądał. – Sami zresztą wiecie, co się święci. Idźcie więc.

Graeber zabrał swoje rzeczy . Znał teraz tylko niewielu żołnierzy ze swojego plutonu.

– Zrobili z ciebie dozorcę? – spytał Immermann.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x